The Flash od półtora roku nie schodzi poniżej pewnego poziomu, który wyznaczono już w pierwszej serii. Produkcję stacji CW ogląda się nieźle, ale odcinki łatwo jest podzielić na dwie kategorie. Pierwsza z nich to te dedykowane głównemu wątkowi, które udanie rozwijają fabułę i trzymają w napięciu. Druga kategoria to odcinki przejściowe, w których bohaterowie mierzą się z przypadkowym metaczłowiekiem, a pojedynek z nim „podpięty jest” pod główny temat. Potential Energy zaliczyć należy do tego drugiego grona, a mimo że epizod nie wzbudził żadnych emocji, to pozwoli głównemu bohaterowi ostatecznie oderwać się od rozpraszającej go Patty Spivot.
Należy to uznać za zaletę, bo bohaterka z każdym kolejnym odcinkiem traciła na znaczeniu w całej historii i trudno było przewidywać, że Barry kiedykolwiek może być z Patty szczęśliwy. Nawet jeśli łączyło ich pewne uczucie, to szybko okazało się, że po zrealizowaniu swojego celu – czyli zemsty na Weather Wizardzie – kobieta postanowiła kontynuować swoje życie z dala od Central City. Oczywiście scenarzyści próbowali wzmocnić pozycję Patty w całej historii i udawali, że ujawnią przed nią prawdziwą tożsamość Flasha, ostatecznie tak się jednak nie stało i zupełnie mnie to nie zdziwiło. Liczba osób znających "prawdziwy zawód" Barry’ego Allena i tak jest już dość spora, a dla Patty w głównym wątku, czyli w walce z Zoomem, zwyczajnie zaczynało brakować miejsca.
Mam tylko nadzieję, że główny bohater nie będzie rozpamiętywał przez kilka kolejnych odcinków porzucenia przez swoją (już byłą) dziewczynę, a jak dobrze pamiętamy, Barry ma tendencje do takiego zachowania. Być może Zoom szybko przypomni mu, jaka jest jego prawdziwa misja - a jeśli nie Zoom, to Reverse-Flash. Cliffhanger uznać należy za ciekawe wprowadzenie do kolejnego odcinka. Nie przekonał mnie do siebie Wally West jako obrażony na wszystko i wszystkich nastolatek, do którego próbuje dotrzeć Joe. Wydaje się, że bohater ten przynajmniej w najbliższych odcinkach nie odegra znaczącej roli w całej historii. I dobrze.
Potential Energy rozczarowuje w przypadku kreacji metaczłowieka. Russell Glosson AKA Turtle wypadł bardzo nieprzekonująco, ale znany z Battlestar Galactica Aaron Douglas (który postarzał się chyba o 20 lat) też nie miał do zagrania spektakularnej roli (no bo jak inaczej zagrać „żółwia” spowalniającego czas?). Wprowadzenie tej postaci było tak naprawdę wymuszone kolejnym pomysłem na walkę z Zoomem. Czy skutecznym? Przekonamy się zapewne w kolejnych tygodniach.
Pozytywnie – jak zawsze – wypadł Harrison Wells. Zarówno moment, w którym ostrzega Barry’ego przed tym, by nie ujawniał swojej tożsamości Patty, jak i chwila, w której opowiada Cisco genezę pseudonimu Zooma, wypadły świetnie. Mam też wrażenie, że jest to postać idealna do zginięcia w finale sezonu, tym razem jednak nie jako złoczyńca (tak jak miało to miejsce w pierwszej serii), a jako bohater.
Powrót serialu The Flash do ramówki po świątecznej przerwie należy ocenić pozytywnie, ale bez większych zachwytów. Dużo w nim było osobistych dramatów, a mało głównego wątku, ale jeśli odejście Patty ma trochę zmienić dynamikę opowiadanej historii, to tego typu odcinek po prostu był potrzebny.
Poznaj recenzenta
Marcin Rączka