Flash: sezon 2, odcinek 10 – recenzja
Po kilku tygodniach przerwy do ramówki CW powrócił Flash. Odcinek Potential Energy utrzymany został w stosunkowo łagodnym klimacie, w jakim pożegnaliśmy serial w grudniu. Osobiste problemy bohaterów wzięły górę nad znacznie poważniejszymi wątkami.
Po kilku tygodniach przerwy do ramówki CW powrócił Flash. Odcinek Potential Energy utrzymany został w stosunkowo łagodnym klimacie, w jakim pożegnaliśmy serial w grudniu. Osobiste problemy bohaterów wzięły górę nad znacznie poważniejszymi wątkami.
The Flash od półtora roku nie schodzi poniżej pewnego poziomu, który wyznaczono już w pierwszej serii. Produkcję stacji CW ogląda się nieźle, ale odcinki łatwo jest podzielić na dwie kategorie. Pierwsza z nich to te dedykowane głównemu wątkowi, które udanie rozwijają fabułę i trzymają w napięciu. Druga kategoria to odcinki przejściowe, w których bohaterowie mierzą się z przypadkowym metaczłowiekiem, a pojedynek z nim „podpięty jest” pod główny temat. Potential Energy zaliczyć należy do tego drugiego grona, a mimo że epizod nie wzbudził żadnych emocji, to pozwoli głównemu bohaterowi ostatecznie oderwać się od rozpraszającej go Patty Spivot.
Należy to uznać za zaletę, bo bohaterka z każdym kolejnym odcinkiem traciła na znaczeniu w całej historii i trudno było przewidywać, że Barry kiedykolwiek może być z Patty szczęśliwy. Nawet jeśli łączyło ich pewne uczucie, to szybko okazało się, że po zrealizowaniu swojego celu – czyli zemsty na Weather Wizardzie – kobieta postanowiła kontynuować swoje życie z dala od Central City. Oczywiście scenarzyści próbowali wzmocnić pozycję Patty w całej historii i udawali, że ujawnią przed nią prawdziwą tożsamość Flasha, ostatecznie tak się jednak nie stało i zupełnie mnie to nie zdziwiło. Liczba osób znających "prawdziwy zawód" Barry’ego Allena i tak jest już dość spora, a dla Patty w głównym wątku, czyli w walce z Zoomem, zwyczajnie zaczynało brakować miejsca.
Mam tylko nadzieję, że główny bohater nie będzie rozpamiętywał przez kilka kolejnych odcinków porzucenia przez swoją (już byłą) dziewczynę, a jak dobrze pamiętamy, Barry ma tendencje do takiego zachowania. Być może Zoom szybko przypomni mu, jaka jest jego prawdziwa misja - a jeśli nie Zoom, to Reverse-Flash. Cliffhanger uznać należy za ciekawe wprowadzenie do kolejnego odcinka. Nie przekonał mnie do siebie Wally West jako obrażony na wszystko i wszystkich nastolatek, do którego próbuje dotrzeć Joe. Wydaje się, że bohater ten przynajmniej w najbliższych odcinkach nie odegra znaczącej roli w całej historii. I dobrze.
Potential Energy rozczarowuje w przypadku kreacji metaczłowieka. Russell Glosson AKA Turtle wypadł bardzo nieprzekonująco, ale znany z Battlestar Galactica Aaron Douglas (który postarzał się chyba o 20 lat) też nie miał do zagrania spektakularnej roli (no bo jak inaczej zagrać „żółwia” spowalniającego czas?). Wprowadzenie tej postaci było tak naprawdę wymuszone kolejnym pomysłem na walkę z Zoomem. Czy skutecznym? Przekonamy się zapewne w kolejnych tygodniach.
Pozytywnie – jak zawsze – wypadł Harrison Wells. Zarówno moment, w którym ostrzega Barry’ego przed tym, by nie ujawniał swojej tożsamości Patty, jak i chwila, w której opowiada Cisco genezę pseudonimu Zooma, wypadły świetnie. Mam też wrażenie, że jest to postać idealna do zginięcia w finale sezonu, tym razem jednak nie jako złoczyńca (tak jak miało to miejsce w pierwszej serii), a jako bohater.
Powrót serialu The Flash do ramówki po świątecznej przerwie należy ocenić pozytywnie, ale bez większych zachwytów. Dużo w nim było osobistych dramatów, a mało głównego wątku, ale jeśli odejście Patty ma trochę zmienić dynamikę opowiadanej historii, to tego typu odcinek po prostu był potrzebny.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat