Flash: sezon 4, odcinek 12 i 13 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Wygląda na to, że twórcy dość mocno – mówiąc lakonicznie, olali scenariusz serialu The Flash. Z tego względu pewne dziury fabularne, niejasności i brak logiki po prostu walił po oczach.
Wygląda na to, że twórcy dość mocno – mówiąc lakonicznie, olali scenariusz serialu The Flash. Z tego względu pewne dziury fabularne, niejasności i brak logiki po prostu walił po oczach.
The Flash z odcinka na odcinek osiada na coraz większej mieliźnie fabularnej. Po raz kolejny było to widoczne w dwóch ostatnich epizodach, gdzie korelacja między nimi była dość silna, a mimo to nikt nie zadbał o to, aby choć trochę pewne wydarzenia miały logiczną konsekwencję w kolejnym epizodzie.
Obydwa epizody zmierzały do zakończenia gehenny Bary'ego jako więźnia Irion Heights. Odcinek Honey, I Shrunk Team Flash skupiał się na trzech wątkach: odkryciu, że partnerka Joe Westa – Cecile, jest telepatką prawdopodobnie w wyniku ciąży, próbie oczyszczenia z zarzutów współwięźnia Baryy'ego – Big Sir'a, a tym samym złapaniu przez Team Flash Sylberta Rundine, który go wrobił. Jak się okazuje, poszukiwany przez drużynę Flasha przestępca, jest metą, bo też jakże by mogło być inaczej. Już samo to uproszczenie fabularne mocno kuło w oczy, a dalej nie było wcale lepiej. Mocą Sylberta było zmniejszanie i powiększanie przedmiotów czy ludzi. Ofiarą stali się Cisco oraz Ralph Dibny, któych do normalnych rozmiarów próbował przywrócić Wells. Jak to zwykle bywa, coś poszło nie tak i ich komórki zaczęły się rozpadać. Jedynym ratunkiem było ponowne powiększenie przez złoczyńcę itd. Tu niestety uświadczyliśmy kolejnej nielogiczności, jak choćby sam wyścig z czasem, zanim obaj przyjaciele Flasha umrą. Jak na szybko postępujący rozpad komórek obaj panowie świetnie się czuli do samego końca, a przy tym, co nieudana pomoc Wellsa im zrobiła, powinni leżeć pod koniec odłogiem licząc na cud. Ostatnie, co mogło mocno gryźć widza, to sposób, w jaki został złapany przez naczelnika więzienia Barry. Mianowicie przez narkotyk podany w puddingu. Jeśli mnie pamięć nie myli, aby powalić czymś Flasha (jak na przykład alkoholem), Barry musiałby dostać potężną, skondensowaną dawkę, jak to było w jednym z odcinków, kiedy Cisco przygotował mu specjalny preparat, aby ten mógł się upić, ponieważ metabolizm naszego bohatera bardzo szybko zwalcza skutki działania wszelkich specyfików. Tu wystarczył jeden pudding, który zadziałał jak na zawołanie.
Żeby nie było, że się tylko się czepiam. Tradycyjnie w odcinku dokazywał humor. Było parę bardzo zabawnych momentów i to właściwie tyle. Bo reszta tego epizodu była niestety fabularną mielizną. Tego efektu nie naprawił epizod True Colors, który mimo wszystko był trochę ciekawszy od poprzedniego. Okazuje się, że naczelnik więzienia Iron Heights prowadzi interesy z dobrze wszystkim znaną Amunet, sprzedając jej metaludzi, którzy odsiadują swoje wyroki. W specjalnym skrzydle znajdowali się tylko i wyłącznie meta, którzy w ostatnim czasie byli złapani przez Flasha bądź jego zespół. To istotna kwestia, ponieważ jak pamiętamy, Rundine został złapany przez Team Flash. W jednej ze scen, gdy wszystkim udaje się uciec dzięki podstępowi Barry'ego, naczelnik Wolfe zdradza wszystkim, kto jest Flashem. Jednym z pierwszych, który chciał się na nim zemścić, był właśnie Rundine, który przecież z Flashem do tej pory nie miał żadnej styczności. To pewien detal, który jednak mocno pokazuje, że ciągłość wydarzeń nijak się ma do kolejnych odcinków.
Cieszył natomiast powrót DeVoe, choć... wywołać mógł mieszane uczucia. Do tej pory główny antagonista tego sezonu był jedną z ciekawszych postaci. Jego inteligencja, umiejętność przewidywania kolejnych wydarzeń sprawiała, że był praktycznie nie do pokonania. Taki DeVoe był niezwykle groźny i z każdym pojawieniem się tylko to uczucie wzmacniał. Niestety, coś się zmieniło i z metodycznego złoczyńcy zaczyna się zamieniać w szaleńca, który działa bardzo nieprzewidywanie nawet dla samego siebie. Szkoda, tym bardziej, że do tej pory każdy przeciwnik Team Flash zawsze był szaleńcem, a DeVoe pod tym względem był bardzo dobrą odmianą, która to świetnie równoważyła.
W tym epizodzie udało się w końcu oczyścić z zarzutów Barry'ego dzięki nowej umiejętności, jaką odkrył w sobie Ralph, czyli upodabniania się do poszczególnych osób. Plus jest jeden – nie będzie już jęczenia zwłaszcza Wellsa, że nikt nic nie robi, by go wyciągnąć z więzienia. Minusem natomiast będzie powrót do ckliwych scen między Barry'm a Iris, których dzięki tej rozłące nie było i podejrzewam, że nikt za tym jakoś specjalnie nie tęsknił.
Niestety obecny The Flash nie prezentuje sobą zbyt wiele dobrego. Twórcy często idą na łatwiznę stosując fabularne skróty bądź w ogóle nie będąc konsekwentnym. Wyjątek stanowił DeVoe, który od początku jawił się jako bardzo ciekawa postać i trudny przeciwnik. Teraz rzucony w paszczę coraz większego szaleństwa może stracić na swoim „dobrym” wizerunku. Czy tak się stanie – pewnie wkrótce się przekonamy. I może to być jednak droga przez mękę.
Źródło: zdjęcie główne: Robert Falconer/The CW
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat