Frequency: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
To zabawne, jak łatwo można wypuścić odcinek, który nie wnosi nic szczególnego do fabuły. Jeszcze bardziej zabawnym wydaje się fakt, że równie dobrze można o nim zapomnieć bez większego poczucia straty. Odcinek Seven Three jest właśnie przykładem, czego w telewizji robić się nie powinno. Było nie tylko nudno, ale również płytko i nad wyraz przewidywalnie.
To zabawne, jak łatwo można wypuścić odcinek, który nie wnosi nic szczególnego do fabuły. Jeszcze bardziej zabawnym wydaje się fakt, że równie dobrze można o nim zapomnieć bez większego poczucia straty. Odcinek Seven Three jest właśnie przykładem, czego w telewizji robić się nie powinno. Było nie tylko nudno, ale również płytko i nad wyraz przewidywalnie.
Scenarzyści Frequency postanowili dać swoim widzom nieco przerwy od głównego wątku, czyli mordercy nazywanego Nightingale. W zamian za to zdecydowali się wrócić do sprawy korupcji w nowojorskiej policji. Były dealer narkotyków, Benny Arcaro, został wypuszczony na wolność po odsiedzeniu ośmioletniego wyroku za pobicie ze skutkiem śmiertelnym swojej partnerki. Kiedy tylko przekroczył próg mieszkania, został zamordowany podwójnym strzałem w tył głowy. I w tym momencie zaczynają się schody, bo do morderstwa została wezwana Raimy. Jak się okazuje, to właśnie ona w przeszłości dokonała aresztowania dealera. Wszyscy doskonale wiedzą, że Raimy dysponuje wspomnieniami z oryginalnej linii czasowej, w której Frank nie żyje, a jej policyjnym partnerem był nie kto inny jak Stan Moreno. Równocześnie Raimy posiada także wspomnienia z nowej linii czasowej, w której to jej partnerem był jej własny ojciec. Dzięki temu odkrywa coś, co my wiedzieliśmy od dawna: Stan Moreno jest skorumpowanym gliniarzem, od lat tkwiącym w niezłym, narkotykowym bagnie.
Problem w tym, że widzom wystarczył pierwszy odcinek, by się o tym przekonać. Nie było potrzeby poświęcać temu całego epizodu, wypełnionego przeskokami pomiędzy teraźniejszością a przeszłością przedstawianą w dwóch wersjach. Wspomnienia Raimy, pokazywane na przemian, może i ostatecznie były jej tajną bronią, dzięki której potrafiła odkryć prawdziwą naturę Stana, ale w odbiorze widza były po prostu nudne. Zwłaszcza że zawsze poprzedzała je skwaszona mina Raimy, którą wyjątkowo ciężko było znieść w tym odcinku.
Swoistego rodzaju ciekawostką był zabieg pozwalający, by dwójka głównych bohaterów w końcu pojawiła się w tym samym czasie na ekranie. We wspomnieniach Raimy mieliśmy przedsmak, jak naprawdę mogłaby wyglądać ich współpraca, gdyby Frank przetrwał do roku 2016. I o dziwo, nie był to widok aż tak przyjemny dla oka, jakby się można było tego spodziewać. Aktorzy grający w oddzielnych od siebie scenach, zazwyczaj sprawdzają się bardzo dobrze, prawidłowo oddając role, jakie im przypisano. W momencie, kiedy widzimy ich oboje na ekranie doświadcza się uporczywego poczucia sztuczności. O wiele przyjemniej ogląda się ich „oddzielonych czasem” niż kiedy faktycznie współpracują ze sobą. Tym bardziej, że ich postacie włożono w typowe aż do bólu, schematyczne role ojca i córki. Zostaliśmy przyzwyczajeni do Franka, dla którego Raimy jest wszystkim, nawet kiedy jest dojrzałą kobietą. We wspomnieniach natomiast poznajemy Franka jako typowego policjanta, którego córka jest świeżakiem w zmaskulinizowanym świecie stróżów prawa.
Każdorazowe przeskoki w czasie podkreślane są odmiennym wyglądem zewnętrznym bohaterów, który z odcinka na odcinek wypada coraz gorzej. Można wiele zrozumieć, np. że dzięki temu zaznacza się przebieg lat, ale widok Franka w mundurze z fryzurą uczesaną jak od linijki całkowicie zmienia charakter jego postaci, niszcząc wszystko to, co do tej pory w nim ceniono. Odnosi się wrażenie, że ogląda się zupełnie innego człowieka niż ten, który przez dwa lata pracował jako agent pod przykrywką, ryzykując życie swoje i rodziny. Nie lepiej wypada Raimy, której do zwyczajowego grymasu twarzy dorzucili niepewność, której nigdy wcześniej nie przejawiała. Tak rozległa transformacja ich charakterów jest mało wiarygodna i zaburza dotychczasową ich dynamikę. Szczególnie, kiedy na koniec dostaje się scenę zatroskanego ojca patrzącego na śpiącą (dorosłą!) Raimy po jej pierwszym dniu na służbie. Wydaje się, że serial zyskałby więcej bez takich atrakcji.
Oczywiście nie obyło się również bez prowizorycznej maszyny do podróży w czasie, za pomocą której Frank przetransportował niezbędne dokumenty do teraźniejszości Raimy z 2016 roku. Tym razem posłużyli się komórką, w której stoi radio zwyczajowo wykorzystywane przez naszych bohaterów do komunikacji. Dokumenty przetrwały dwadzieścia lat w stanie nienaruszonym i oczywiście nikomu nie przyszło przez ten czas do głowy, by uprzątnąć ten przybytek rzeczy zbędnych.
W martwym punkcie stoi jednak sprawa matki Raimy, Julie. Jej życie dalej jest zagrożone, a Frank i Raimy tym razem nie poczynili żadnych kroków, by to zmienić. Co więcej, jej wątek skomplikował się jeszcze bardziej po niefortunnym ataku zazdrości Franka o trenera drużyny baseballowej, w której gra małoletnia Raimy. I szczerze mówiąc, scena ich rozstania była jednym z najciekawszych i najlepiej odegranych momentów całego odcinka. Wyszła zdecydowanie najbardziej przekonująco, zarówno dla całości fabuły, jak i umiejętności aktorskich.
Odcinek Seven Three był najsłabszym ze wszystkich, które do tej pory wypuszczono w eter. Żeby jednak oddać sprawiedliwość, należy docenić, że mieliśmy do czynienia z niepowtarzalnym zabiegiem prezentowania czasu. Tym razem zamiast standardowego dwuliniowego biegu wydarzeń dodano nam trzecią linię czasu, niejako biegnącą równomiernie z pozostałymi. Zastosowanie niewątpliwie ciekawe, choć niekoniecznie w dobrym kontekście. Pozostaje mieć nadzieję, że ten typowo proceduralny epizod jest jednorazowym zagraniem ze strony scenarzystów, bo wydawał się być całkowicie zbędny. Jedynym wytłumaczeniem dla jego obecności mogłoby być powiązanie Stana z Nightingale. Ale o tym przekonamy się, albo i nie, w najbliższych paru odcinkach.
Źródło: zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat