Fundacja: sezon 3, odcinek 10 (finał sezonu) - recenzja
Fundacja zaskoczyła w finale trzeciego sezonu. Okazało się bowiem, że oś fabuły znajduje się w zupełnie innym miejscu, niż można było przypuszczać. Dostaliśmy momenty wzruszeń i trochę akcji. To godne zwieńczenie kolejnego etapu rozwoju serialu.

Odcinek finałowy trzeciego sezonu Fundacji. Pionki zostały rozmieszczone w odpowiednich miejscach. Wszystko zmierzało w kierunku wielkiej konfrontacji. Jednak zamiast końca kolejnego galaktycznego wieku, dostaliśmy epilog dalszych działań. Wreszcie produkcja dotarła do miejsca, w którym nie trzeba zamrażać nikogo na sto lat. Można przejść płynnie do dalszej opowieści, a ta – trzeba przyznać – zapowiada się fantastycznie. Jak wypadł sam finał?
Trzeba zacząć od tego, że ten sezon wcale nie był o Mule. Ten galaktyczny pirat narobił odrobinę zamieszania, uruchomił domino, ale sam w sobie nie był specjalnie wartościowym antagonistą. Ani nie przerażał, ani nie wzbudzał większych emocji. Chodzi o galaktycznego pirata, granego przez Piloua Asbaeka, bo prawdziwy Muł tak naprawdę jeszcze nie pokazał, na co go stać. Zgodnie z przypuszczeniami, kto inny okazał się tym wielkim mentalistą zagrażającym całemu znanemu światu. Nie ukrywam, przeoczyłem pewne wskazówki, dzięki którym można było przypuszczać, kto jest prawdziwym Mułem. Szkoda tylko, że serial nie tłumaczy, czy postać grana przez Piloua Asbaeka to przypadkowy terrorysta, czy jest on w jakikolwiek sposób związany z Baytą. Być może kolejny sezon przyniesie nam kilka odpowiedzi.
Jednak mimo tego zapowiadanego od jakiegoś czasu plot twistu nie można uznać dotychczasowego wątku Muła za specjalnie udany. Oczywiście fałszywy złoczyńca miał być tylko fasadą dla prawdziwego antagonisty, jednak to wszystko za łatwo się potoczyło. Wizje przyszłości, tak pięknie obrazujące skalę zniszczeń i poziom zagrożenia, okazały się fałszywe. Salvor została wymazana, wielka bitwa się nie odbyła, a rzekomy Muł zginął jak najgorszy przegryw. W tym miejscu Fundacja ani przez chwilę nie potrafiła oddać klimatu grozy i przygnębienia. Nie pokazała czegoś, co wskazałoby, że Muł rzeczywiście jest wielkim zagrożeniem dla całej galaktyki. Czułbym duże rozczarowanie, gdyby nie to, że – tak jak wspomniałem – Muł to dla twórców na razie tylko postać poboczna, mała odskocznia od prawdziwie epickich wydarzeń. To był element tła, który był potrzebny, by można było jeszcze bardziej docenić pierwszy plan.
Po kilku chwilach finału, było wiadomo, czego dotyczy nazwa odcinka i wokół kogo będzie on orbitował. „Ciemność” to nowy tytuł najstarszego z braci imperatorów, który do tej pory był Zmrokiem. Genialnie pokazano, jak bardzo szalony stał się ten mężczyzna. Najpierw prezentuje on swoje nowe oblicze w komnacie z zamrożonymi Cleonami. Efektowna, choć trzeba przyznać, mocno obrzydliwa scena jest zwieńczeniem pewnej epoki, którą śledziliśmy przez całe trzy sezony. Olbrzymia góra ludzkich wnętrzności, mięsa i kości leżąca na środku okrągłego pomieszczenia, to nie tylko popis scenarzystów, ale i ludzi odpowiedzialnych za scenografię i efekty specjalne. Ten moment, kiedy rozczłonkowany Brat Świt porusza palcami, jest bardzo realistyczny, dopracowany i poruszający.
W pięćdziesięciominutowym finale udało się upchnąć naprawdę wiele mocnych wątków. Wrócił Brat Dzień. I choć Lee Pace tym razem nie miał wiele do zagrania, to jednak trzeba oddać temu aktorowi, że stworzył jedną z najlepszych, najbardziej charakterystycznych postaci w historii. W tym finale otrzymujemy tylko krótkie zakończenie jego wątku. Najpierw jego spotkanie z Demerzel pokazało odrodzenie relacji między nimi. A później konfrontacja z Bratem Ciemnością doprowadziła do smutnego końca. Wątek Imperium zdecydowanie zdominował finał. I słusznie, bo tutaj działy się o wiele ciekawsze, bardziej intrygujące i porywające rzeczy. Najmocniejszym, absolutnie wstrząsającym momentem było oczywiście to, co wydarzyło się w sali, w której Brat Ciemność miał zginąć. Kto jest fanem Fundacji, musiał mocno wzruszyć się na tej scenie. Małe, płaczące dziecko, kobieta-robot (chcąca za wszelką cenę je obronić) i szaleniec, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. To właśnie ta scena sprawia, że cały finał można uznać za więcej niż udany. Brat Ciemność wraz z Demerzel wyciągnęli ten epizod na nieprawdopodobny poziom dramaturgii. Laura Birn kolejny raz pokazała kunszt. Naprawdę ciężko jest uwierzyć, że aktorka nie jest prawdziwym robotem, niesamowicie weszła w swoją rolę i aż do końca, nawet na chwilę, z niej nie wyszła. Pokazała całą paletę uczuć, jednocześnie łącząc je ze swoją robotyczną, zimną, mechaniczną naturą.

Jeszcze można pochwalić jeden wątek związany z Gaal Dornick, choć mało w tym jej zasługi. Kolejny raz powtórzę, że ta postać kompletnie nie ma potencjału na główną protagonistkę. W finale skonfrontowała się z Seldonem, odkrywając przed nim oszustwo, którego się dopuściła. Jared Harris pięknie ukazał rozczarowanie postaci, którą gra. Wściekłość, zrujnowane nadzieje, ogrom pustki, którą w sobie posiada. Widzimy zupełnie innego Hariego Seldona. Nie wielkiego zbawcę ludzkości, ale malutkiego, ułomnego człowieczka, który poświęciłby cały swój plan, by móc odzyskać ciało. To kolejny wstrząsający moment, który czyni Fundację tak fantastyczną. Finał trzeciego sezonu buduje podwaliny pod sezon czwarty. Praktycznie żadna z głównych historii nie znalazła swojego zakończenia. Wciąż nie wiadomo, jak potoczą się losy Brata Świtu, co dalej z Mułem, jak Druga Fundacja poradzi sobie w samym sercu Imperium. Jak będą wyglądały rządy Brata Ciemności.
Na koniec mamy jeszcze pewną scenę odwracającą wszystko do góry nogami. Na Księżycu Ziemi funkcjonuje świat Robotów, które postanawiają wtrącić się w życie mieszkańców Galaktyki. I to by było na tyle w tym trzecim, przez większą część czasu, doskonałym sezonie. Finał rozbudził apetyty na więcej. Jest to swego rodzaju zabieg, mający na celu delikatne wymuszenie zamówienia kolejnych sezonów. Chyba nie ma co obawiać się o przyszłość tego projektu. Finał wcale a wcale mnie nie rozczarował, wręcz przeciwnie – potoczył się w zupełnie niespodziewany dla mnie sposób, co sprawiło mi ogromną satysfakcję. Z niecierpliwością czekam na sezon czwarty.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1997, kończy 28 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1957, kończy 68 lat
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1960, kończy 65 lat

