Głębia #01: Ułuda nadziei – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2017Ziemię czeka zagłada. Jedyną nadzieją ludzi zamieszkujących podwodne miasta jest znaleźć nowy dom zanim słońce spali planetę na proch.
Ziemię czeka zagłada. Jedyną nadzieją ludzi zamieszkujących podwodne miasta jest znaleźć nowy dom zanim słońce spali planetę na proch.
Kiedy słyszy się słowo „postapokalipsa”, w wyobraźni pojawia się obraz spalonego słońcem pustkowia, po którym podróżują odziani w skórę, uzbrojeni po zęby bandyci oraz paskudne mutanty powstałe w wyniku popromiennej ewolucji. Jesteśmy przekonani, że nasza zagłada będzie konsekwencją wojen, w których na wielką skalę zostaną wykorzystane głowice nuklearne. Świat ogarną płomienie, a po upadku cywilizacji pozostaną jedynie najbardziej bezwzględni. Ta powszechna wizja końca świata jest przyczyną tego, że Głębia Rick Remender i Greg Tocchini jest komiksem wyjątkowym.
U Remendera koniec świata zbliża się powoli. Cytując T.S. Eliota: „Nie z trzaskiem, lecz ze skomleniem”. Rosnąca temperatura Słońca sprawia, że powierzchnia nie nadaje się do zamieszkania. Ludzkość buduje więc miasta na dnie morza, jednocześnie wysyłając w kosmos sondy, które mają odnaleźć nowy dom dla Ziemian. Na przestrzeni wieków, nie otrzymawszy żadnego sygnału zwrotnego, mieszkańcy podwodnych metropolii tracą nadzieję i pogrążają się w wegetatywnej dekadencji. Jedyną osobą wypatrującą jeszcze wiadomości pozaziemskich jest Stel Caine, która trafia na sygnał jednej z sond. Zawiera ona informacje, które mogą wskazać drogę do nadającej się do zamieszkania planety. Na powrót sondy trzeba czekać jednak całe dziesięć lat. Chociaż ród Caine’ów należy do elity, a jego przodkowie doprowadzili do założenia miasta, teorie Stel nie mają żadnego posłuchu. Zamiast szukać nowej Ziemi, rządzący miastem wolą oddawać się przyjemnościom i czekać na nieuchronną ich zdaniem zagładę.
Nadzieję bohaterki podziela tylko jej rodzina. Mąż Stel, ostatni ze Sterników, szukających pomocy dla miasta, ginie jednak podczas jednej ze swoich ekspedycji. Towarzyszące mu córki zostają porwane, łącznie z jego kombinezonem umożliwiającym mu pracę. Z rodziny Caine w Salus pozostają jedynie Stel i jej syn Marik. Dziesięć lat później, Stel postanawia wyruszyć w podróż w poszukiwaniu sondy, która właśnie powróciła na ziemię.
Postać głównej bohaterki powstała w wyniku terapii, której poddawał się Remender. Autor walczył wtedy z przekonaniem o bezsensie istnienia, a Low, Vol 1: The Delirium Of Hope miała być sposobem na przełamanie negatywnych myśli. Stąd też nieustająca, wręcz szalona nadzieja, którą kieruje się Stel wbrew wszystkim przeciwieństwom. Powyższy opis to tylko skrót pierwszego rozdziału, który jest tylko wstępem do wszystkich potworności, które czekają na nią w trakcie podróży. Stel doświadcza bólu, poniżenia i odrzucenia przez najbliższych, a jednak wciąż wstaje i idzie do przodu.
Marik stanowi kontrast dla swojej matki. Utrata ojca i sióstr odebrała mu cały idealizm, zmieniając go w typowego mieszkańca Salus. Jego reakcje są często tchórzliwe, pełne wątpliwości. Marik szybko się poddaje. Próby, którym stawia czoła, czynią go w całej fabule godnym kompanem dla Stel.
W ilustracjach Tocchiniego i w scenariuszu Remendera można dostrzec wiele inspiracji. Samotność Stel w walce z nadchodzącą apokalipsą do złudzenia przypomina starania Jor-Ela o ratunek dla Kryptona. Ilustracje przywodzą na myśl mangę science fiction, taką jak Blame. Liczne ostre, krótkie linie jednoznacznie kojarzą się z japońskim komiksem. Można uznać, że koncept apokalipsy na morzu wziął się z Waterworld, ale w przeciwieństwie do filmu z Kevin Costner, świat jest wciągający i oryginalny, nie stając się jedynie „Mad Maxem na statku”. Tocchini przedstawia na ogół obraz świata w pastelowych barwach, ukazując kontrast pomiędzy mrocznym morzem a jasnymi miastami. Obrazy architektury i technologii, która w dalekiej przyszłości nie ma już nic wspólnego z tą nam współczesną pozwalają zatonąć stronach Głębii. Także wizje morskich potworów i raf kolarowych wprawiają w zachwyt. Choć świat Remendera umiera, Tocchini budzi go do życia, wprowadzając niemal oniryczny nastrój do swoich ilustracji.
Iluzja nadziei nie ustrzegła się kilku drobnych wad. Już na pierwszej stronie pojawia się niekonsekwencja w tłumaczeniu, gdyż tom jest tam zatytułowany Ułuda nadziei zamiast Iluzji, która widnieje na okładce. Także niektóre wypowiedzi Stel zdają się formułkami wyuczanymi w trakcie terapii psychologicznej bez prób jakiegokolwiek ich ukrycia. Z początku trudno też ogarnąć styl Tocchiniego, który rzadko jest dosłowny. Te problemy są jednak sporadyczne, nie odbierając wiele wspaniałej opowieści o rodzinie i przezwyciężaniu własnych słabości oraz przeciwieństw losu.
Źródło: fot. Non Stop Comics
Poznaj recenzenta
Mateusz HorbaczewskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat