Godfather of Harlem: sezon 1, odcinek 1 - recenzja
Gangsterzy powracają do telewizji i tutaj zdecydowanie nikt nie będzie sobie z tego żartował. Godfather of Harlem przedstawia prawdziwą historię słynnej dzielnicy Nowego Jorku.
Gangsterzy powracają do telewizji i tutaj zdecydowanie nikt nie będzie sobie z tego żartował. Godfather of Harlem przedstawia prawdziwą historię słynnej dzielnicy Nowego Jorku.
Stacja Epix powraca serialem Ojciec chrzestny Harlemu do gangsterskich porachunków w niezwykle klimatycznym Nowym Jorku lat 60. Wtedy to dzielnice wielkiego miasta rządzone były przez mafijne rodziny, które zawsze chciały mieć cały tort dla siebie i nie lubiły dzielić się jego kawałkami z obcymi. Serial zaczyna się od scen w wiezieniu Alcatraz, z którego wychodzi Ellsworth Raymond Johnson, gangster znany również jako Bumpy Jonshon. Po odsiadce wraca do rodzinnego Harlemu, gdzie nic nie jest takie, jak zapamiętał.
Oczami Johnsona (w tej roli świetny jak zawsze Forest Whitaker) oglądamy wszystkie te zmiany, które zaszły w Harlemie, a których bohater nie może zaakceptować. Choć jego żona myślała, że po odsiadce zmieni swoje życie, ten nie może tak łatwo odpuścić. Jako widzowie jesteśmy w stanie w to szybko uwierzyć, bo twórcy nie skupiają się wyłącznie na tle historycznym. Budują tę postać na podstawie tego, jakim jest człowiekiem, nie patrzą na niego wyłącznie jak na gangstera.
Zadanie przed nim trudne, bo pod jego nieobecność do głosu w Harlemie doszła rodzina Genovese i Vincenta Gigante (Vincent D'Onofrio), który przejął interes związany z narkotykami. Ten konflikt zdecydowanie powinien być ozdobą serialu i przynajmniej na razie świetnie udało się rozstawić pionki po szachownicy i nakreślić motywacje obu stron konfliktu. Jest jednak pewien problem, jeśli chodzi o rozłożenie akcentów, bowiem twórcy nie chcieli wyłącznie skupiać się na mafijnych porachunkach, a dodali więcej aspektów związanych z ruchem Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych. Jest więc jeden z liderów, Malcolm X, który będzie miał zapewne istotną rolę w Ojciec chrzestny Harlemu.
Obowiązkowe czyszczenie butów na ulicy, starcia twarzą w twarz i odpowiednio zbudowany klimat miasta i czasów - w tym względzie na razie nic specjalnie nie wyróżnia tego serialu od innych gangsterskich produkcji. Z jednej strony jest to zaletą, bo zapewne wielu fanów tego klimatu znajdzie coś dla siebie, ale też brakuje jednak bardziej oryginalnych rozwiązań i większych starań, aby nie popadać w klisze. Brakowało też większego uderzenia, jeśli chodzi o starcia Foresta Whitakera i Vincenta D'onfroio. Świetni aktorzy, którzy na pewno stworzą tutaj udane kreacje, ale skłamałbym, pisząc, że zmietli ekran podczas wspólnych scen. Osobno wciąż jednak ogląda się ich znakomicie i oby dalej rosło napięcie.
Świat przedstawiony w Ojciec chrzestny Harlemu zaprasza swoją otoczką i niejednoznacznymi bohaterami, którzy wejdą na wojenną ścieżkę i będą chcieli prowadzić dzielnicę po swojemu. Pilot okazał się być bardziej niż przyzwoity i dobrze nastraja przed kolejnymi odcinkami.
Źródło: zdjęcie główne: epix
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat