Godzilla: Planeta potworów – recenzja filmu
Godzilla: Planeta potworów to pierwszy film animowany opowiadający o legendarnym Królu Potworów. Czy anime to dobra rozrywka dla fanów?
Godzilla: Planeta potworów to pierwszy film animowany opowiadający o legendarnym Królu Potworów. Czy anime to dobra rozrywka dla fanów?
Godzilla: Monster Planet jest mocno osadzony w stylistyce anime, ale wydaje się przystępny dla osób niezaznajomionych z tą formą animacji. Mamy tutaj specyficzne zachowania postaci, dialogi czy sposób epatowania emocjami, który jest charakterystyczny dla tego gatunku. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to dziwaczne i kiczowate. Jest to jednak przystępniejsze, niż mógłbym oczekiwać, a tym samym powinno być strawniejsze dla osób, które nie oglądają anime.
Twórcy tego filmu postawili na prostotę. Nie ma w tym nic dziwnego, bo w końcu jest to monster movie o królu potworów, ale nawet w takie formie musi być coś więcej. Szybko się okazuje, że w półtoragodzinnej produkcji nie ma tak naprawdę zbyt dużo fabuły. Mamy w zasadzie jeden wątek osobistej zemsty na potworze za to, że zabrał ludziom planetę. Nic więcej w tym nie znajdziemy, bo ani nie ma tutaj wyrazistych i ciekawych postaci, ani jakiejś emocjonalnej kotwicy, dzięki której moglibyśmy kibicować ludzkości. Jedynie retrospekcje o tym, jak potwór zaczął opanowywać Ziemię, wzbudzają zainteresowanie. A to wszystko w ostatecznym konflikcie z Godzillą stanowi problem, bo historia staje się banalna. Jak ktoś ginie, nie ma to żadnego znaczenia, bo w większości przypadków nawet nie będziemy pamiętać tożsamości postaci. Zbyt powierzchownie jest potraktowany ten element, nie mamy możliwości poznania bohaterów na tyle, by ich zrozumieć i polubić. To dziwne, bo zdawać by się mogło, że anime opiera się najpierw na wyrazistości postaci, a dopiero potem na historii. Dlatego tym bardziej szkoda, że obie te rzeczy tak bardzo kuleją.
To anime jest powrotem do korzeni Godzilli - potwora, który jest - jak to mówią w filmie - Królem Zniszczenia. To właśnie wywołuje mieszane odczucia, bo przez te dekady jestem przyzwyczajony do Godzilli z osobowością, charyzmą i altruistycznymi motywacjami. Nigdy nie lubiłem filmów, gdzie Godzilla był zły, a jego działania były pozbawione głębszego sensu i motywacji. On sprawdza się jako niszczycielska siła natury, która ma ukarać ludzkość za jej złe uczynki, ale to było dobre na początek jego kinowych przygód. Teraz wydaje się nudnym i niepotrzebnym marnowaniem potencjału potwora. Jednocześnie twórcom udaje się przedstawić Godzillę jako niszczycielskiego boga, który decyduje o losach milionów. Czasem jest przerażającym monumentem, który wydaje się niezniszczalny. Parę scen, w których twórcy umiejętnie wykorzystują jego charakterystyczny ryk, wywołuje ciarki na plecach. Uczucie grozy i obcowania z czymś niewyobrażalnym kapitalnie zostaje pokazane.
Komputerowy styl animacji pozostawia z dziwnym wrażeniem. Są momenty, gdzie to wszystko wygląda genialnie i widowiskowo. Szczególnie w scenach akcji, które są nawet emocjonujące i wizualnie piękne. Godzilla wyszedł im fantastycznie: wielki, groźny i potężny. Czasem jednak animacja sprawiała wrażenie utraty płynności, jakby ruchy potwora stawały się rwane (przypuszczam, że zamierzone, ale nietrafione). Przez cały seans jednak odczuwałem dyskomfort, zastanawiając się, co jest nie tak z postaciami. Tutaj specyficzność tej animacji może wywoływać najbardziej mieszane odczucia, bo czasem przez to bohaterowie tracą na oczekiwanej autentyczności. Wygląda to dziwacznie i nie cieszy oka.
Nie lubię filmów, których historia jest jedynie wstępem do czegoś więcej. A tym własnie jest Godzilla: Monster Planet. Trudno traktować ten film jako samodzielną rzecz, bo bardziej sprawia wrażenie pilota serialu, niż autonomicznej historii. Przez to odczuwam brak satysfakcji, bo zamiast emocjonującego filmu, dostałem banalną fabułę o efekciarskiej walce z potworem. A tego jest za mało, nawet jak na monster movie. Wbrew temu, co sugeruje tytuł, zbyt dużo potworów tutaj nie ma. A to potęguje rozczarowanie, bo co to za monster movie bez walki ogromnych bestii?
Godzilla: Monster Planet nie ogląda się źle, ale fabuła, forma wstępu i brak większych emocji pozostawia z obojętnością. A do tego irytuje słaby poziom polskich napisów: w większości filmu o Godzilli mówi się jako o samicy, by potem pod koniec padła nazwa Król Zniszczenia... Godzilla zawsze był samcem, Królem Potworów, więc ponawianie po raz n-ty tego błędu, psuje wrażenie podczas seansu. Jako fan Godzilli nie czuję się zadowolony, bo jest to zbyt zwyczajne marnowanie nieograniczonego potencjału, jaki został zbudowany przez przeskok w czasie o 20 tysięcy lat.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat