

Godzina wilka nie jest horrorem w ścisłym tego słowa znaczeniu. W moim odczuciu to przede wszystkim powieść szpiegowska z elementami grozy.
W powieści poznajemy wilkołaka będącego szpiegiem. Działa on na rzecz Wielkiej Brytanii, a jego metody, delikatnie mówiąc, są dość brutalne. Gallatin chętnie korzysta ze swojego naturalnego arsenału. Jednym słowem: gryzie i rozszarpuje. Krew się leje, a trup ściele się gęsto. Na szczęście bohater stoi po stronie dobra – to brytyjski tajny agent. Będzie musiał stawić czoła wielkiemu złu, które uosabiają, a jakże, naziści. Niejeden czytelnik skojarzy go z dobrze znanym w popkulturze agentem 007 – to jak najbardziej zasadne. Gallatin jest przy tym pełen uroku, nie pogardza towarzystwem pięknych kobiet i do tego celnie strzela. Nasz wilkołak wbrew pozorom nie jest jednak płytką maszyną do zabijania.
McCammon prowadzi narrację dwutorowo. Jedna ścieżka czasu to akcja w 1944 roku, tuż przed rozpoczęciem Operacji Overlord. Brytyjski wywiad dowiaduje się, że Niemcy mogą posiadać informacje zagrażające planowanej inwazji w Normandii. Jedynym, który może zdobyć te informacje, jest Michael Gallatin. Pisarz snuje także opowieść o przeszłości bohatera. Dowiadujemy się z niej, jak doszło do przemiany ośmioletniego Michaiła, jak wielkiej straty przyszło mu doświadczyć i jak bardzo jest rozdarty między przeszłością, wilczymi instynktami a tu i teraz. McCammon potrafi w swoich powieściach zręcznie wplatać wątki, które nienachalnie nakłaniają czytelnika do refleksji. Tak jest i w tym przypadku. Dużo będzie o wewnętrznym konflikcie, ogólnym niezrozumieniu i wielkiej samotności.

Dużym minusem Godziny wilka jest jej przewidywalność i sztampowość motywów. Niemcy są źli (z drobnym wyjątkiem, bo postać Szczura przypomina, że nie wszyscy maszerowali posłusznie za Hitlerem i marzyli o wojnie z całym światem), mamy piękną kobietę, towarzysząca głównemu bohaterowi, a na barkach wilkołaka spoczywają losy świata. Zakończenie i bieg fabuły są stosunkowo łatwe do przewidzenia. Pojawia się jednak coś, co ratuje tę powieść. W mojej ocenie wątek przeszłości Gallatina wypada lepiej niż ten związany z II wojną.
Jednocześnie książka ma w sobie wszystkie najlepsze znaki rozpoznawcze prozy Roberta McCammona. Autor posługuje się dynamicznym i barwnym stylem narracji, który skutecznie łączy elementy sensacji i grozy. Jego opisy są żywe i pełne detali, co pozwala czytelnikowi poczuć się częścią opisywanych wydarzeń i bardzo oddziałują na wyobraźnię. Jest to bardzo dobra powieść sensacyjna, która zapewni czytelnikowi miło spędzony czas.
Poznaj recenzenta
Agnieszka Kołodziej
