Gorzej być nie może?
Jeśli naiwnie myśleliście, że zmiana prowadzącego produkcję Czystej krwi sprawi, że serial HBO podniesie się z kolan, byliście w błędzie. Podobnie jak ja.
Jeśli naiwnie myśleliście, że zmiana prowadzącego produkcję Czystej krwi sprawi, że serial HBO podniesie się z kolan, byliście w błędzie. Podobnie jak ja.
Szósta seria Czystej krwi jest zaskakująco słaba od samego początku. Małe promyki nadziei pojawiały się w połowie sezonu, ale zarówno zeszłotygodniowy, jak i najnowszy, siódmy epizod przywróciły negatywne odczucia, które towarzyszyły mi od czerwca. Tym bardziej dziwią mnie słowa prezesów HBO, którzy nadal widzą sens w emitowaniu tak słabego jakościowo produktu, jakim staje się Czysta krew. Zapewniają oni, że dopóki scenarzyści będą mieć do opowiedzenia kolejne historie, a widzowie dopiszą, serial cały czas będzie emitowany. Problem w tym, że właśnie pod względem konstrukcji fabularnej i rozwoju rozpoczętych wątków produkcja HBO traci najwięcej, a oglądanie kolejnych odcinków staje się żmudnym obowiązkiem. Chyba że ktoś lubi patrzeć na dwie sceny seksu i jedną... tuż po.
Zupełnie niespodziewanie w "In the Evening" scenarzyści kompletnie pominęli wątek Warlowa, który od momentu, gdy zbliżył się do Sookie, zupełnie stracił na zaciekawieniu. Można spekulować, że za tydzień Warlow powróci i połączy siły z żądnym zemsty Erikiem i ratującym żywot wampirów Billem. Tym razem jednak cała uwaga głównej bohaterki skupiona została wokół tajemniczej śmierci Terry’ego i rozpaczającej po swoim ukochanym mężu Arlene. Plus dla twórców za eliminację jednego z najnudniejszych bohaterów całego serialu, minus za usiłowanie wprowadzenia "tajemniczej otoczki" przy jego śmierci. Kompletnie nie rozumiem sensu utrzymywania w Czystej krwi wątków pobocznych bohaterów, którzy z Billem (Billith), Sookie i Erikiem nie mają nic wspólnego. Mało tego – ich życie i poczynania nie mają najmniejszego wpływu na główną oś fabularną. Dopóki Alcide’a łączyły jakieś relacje z Sookie, zasługiwał na miejsce w serialu. W chwili obecnej jego wątki są zwyczajną zapchajdziurą, podobnie jak przygody Sama. Miejmy nadzieję, że śmierć Terry’ego zmusi Merlotte’a do powrotu do Bon Temps.
[video-browser playlist="635726" suggest=""]
Zupełnie nie kupuję wątku Sary, która chce przejąć schedę po swoim zmarłym mężu. Monologiem do głowy Turmana udowodniła, że jej powrót do serialu był zupełnie niepotrzebny, a jej plany trudno traktować poważnie - podobnie jak zachowanie Jessiki i jej nowego przyjaciela-wampira. O ile jeszcze obóz koncentracyjny dla wampirów kilka odcinków temu był pomysłem ciekawym, tak dywersja Erika sprawiła, że stał się miejscem uciech i rozkosz. Pam owija sobie wokół… palca swojego terapeutę, z kolei Karolina Wydra gra postać, która (podobnie jak w Dr House) wygląda ładnie, ale mówi niewiele.
Na koniec wypada wspomnieć o Norze, czyli o bohaterce, dzięki której Eric odżył w piątym sezonie Czystej krwi. Jego "kłócimy się jak rodzeństwo, pieprzymy jak mistrzowie" pamięta się do dziś. Niestety po rozwiązaniu się wątków z Lilith na Norę zabrakło scenarzystom pomysłów. Jeszcze niedawno uganiała się za Warlowem i zdawało się, że na jego temat wie więcej, niż można przypuszczać. Mimo to jej śmierć dla Erika może być punktem zapalnym w kierunku wielkiego finału. Nic tak nie motywuje, jak zemsta. Sama scena śmierci Nory zrealizowana została zaskakująco dobrze, podobnie jak sposób, w jaki pożegnała się ze swoim bratem.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat