Gotham Central #04: Corrigan – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 25 października 2017Dotarliśmy wreszcie do końca opowieści o gliniarzach z Gotham Central. Trzeba przyznać, że finał był bardzo satysfakcjonujący, a także prawdziwie mroczny i gorzki – w sam raz na prawidła, rządzące opowieściami w stylu noir.
Dotarliśmy wreszcie do końca opowieści o gliniarzach z Gotham Central. Trzeba przyznać, że finał był bardzo satysfakcjonujący, a także prawdziwie mroczny i gorzki – w sam raz na prawidła, rządzące opowieściami w stylu noir.
Z ostatniego tomu serii Greg Rucka i Ed Brubaker zostają w nas: obrazy leżących na bruku, martwych ciał, plansza z wystraszonymi przez Batmana złoczyńcami w Azylu Arkham i przede wszystkim wściekła Renee Montoya. To właśnie na niej skupia się ostatnia, tytułowa opowieść Gotham Central, Book 4: Corrigan. Wśród trupów największe wrażenie robi niechybnie ten w stroju Robina – zresztą zatytułowanie najdłuższej miniserii w tym zestawieniu Martwy Robin, mówi samo za siebie. Jednak najbardziej przytłaczający jest sam tytuł zbioru – Corrigan, znany już z poprzedniej części, został w przewrotny sposób wyeksponowany przez twórców, bijąc swą podłością największych złoczyńców miasta Batmana. Tak, to z powodu tego śliskiego, wrednego typa – Montoya jest wściekła na cały świat.
Mamy zatem wątek z Corriganem, przekupnym technikiem kryminalistyki, śledztwo w sprawie zabójstwa Robina, świetnie poprowadzoną narracyjnie, jednozeszytową opowieść o innych skorumpowanych gliniarzach, a na deser funkcjonariuszkę policji, która strzela wprost do Batmana i Gotham podczas Kryzysu Nieskończoności. Akurat ten ostatni element chyba najmniej pasuje do charakteru całego runu. Eventy to nie jest coś, co tu się sprawdza. Twórcy, rzecz jasna, zdają sobie z tego sprawę, dając tylko wycinek apokaliptycznego wymiaru, już nie jeden raz przenikającego superbohaterskie opowieści. Wycinek, w którym od zmagań najpotężniejszych postaci DC z czymś jeszcze potężniejszym ważniejsze jest przetrwanie i wspólnota zwykłych ludzi, żyjących w najmroczniejszym mieście świata.
Jak zwykle w tej serii, superbohaterowie pojawiają się sporadycznie. Trochę to kontrastuje z okładkami, na których zazwyczaj prym wiedzie Batman. Szczególnie w tym ostatnim tomie, gdzie widzimy go samego na tle nieprzyjaznego nieba z latającymi w oddali nietoperzami, jakby był ponad wszystkim – także ponad prawdziwymi bohaterami tego komiksu, miastem, a nawet całą historią. Cóż, nie ma co ukrywać – tak w istocie jest i być może. Dzięki finałowym scenom opowieści o martwym Robinie, jesteśmy w stanie dotknąć na moment siedzącej w bohaterze ciemnej strony. To niezwykle symboliczna końcówka, mówiąca wszystko o wpływie na innych kogoś, kto po prostu jest żywą legendą. W tej sekwencji twórcom udało się oddać w pełni sens tego wyrażenia.
Tym, co podkreśla ostatecznie mrok całego Gotham Central jest ewolucja funkcjonariuszki Montoi. Wreszcie twórcom opowieści, dziejących się w superbohaterskich realiach, udało się oddać wpływ na miejsce i ludzi, którzy muszą stawiać czoło – przewyższającym ich niemal we wszystkim – złoczyńcom. Gliniarze stojący w cieniu herosów, borykający się z konsekwencjami działań, przeżywający zwielokrotnione traumy, zmuszeni do pracy ponad siły i uciekający w głąb siebie, kiedy sytuacja ich przerasta. Funkcjonariusz z problemami – historii o tym było setki, tu mamy dodatkowo całą mikro-społeczność, która musi działać w mrocznym mieście Batmana. Jak w tym miejscu zachować rozsądek, jak zachować czyste sumienie? Jak przetrwać?
Na to nie ma łatwej odpowiedzi. Cień superbohaterów i bezlitosnych złoczyńców, a przede wszystkim cień Batmana dociera do każdego aspektu zwykłego życia, które w tragicznych chwilach staje się tu – także na symbolicznych kadrach – po prostu czarno-białe. Doświadcza tego Montoya. Po wydarzeniach, które obserwowaliśmy od pierwszego zeszytu Gotham Central dociera do kresu wytrzymałości psychicznej, a przy tym jest wściekła. Na wszystko, bo wszystko idzie nie tak.
Jak się zakończy ta historia? Albo źle, albo wcale się nie skończy – nie ma tu dobrego wyjścia i nie ma, niestety, superbohaterów, którzy mogliby pomóc udręczonemu i wściekłemu człowiekowi. Właśnie taka jest ta ostatnia opowieść – bez okładkowych herosów, tylko ze zwykłymi ludźmi. Dlatego raczej nie powinno dziwić, że po prostu jest najmocniejsza ze wszystkich zebranych w Gotham Central. Proszę o więcej takich komiksów.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat