Gotham: sezon 2, odcinek 7 – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 listopada 2024A jednak marzenia się spełniają. Najnowszy odcinek Gotham praktycznie w całości pozbawiony jest wad! To nadal realizacyjna środkowa półka, ale w dialogach iskrzy humor i emocje, a historia zaczyna się mocno komplikować.
A jednak marzenia się spełniają. Najnowszy odcinek Gotham praktycznie w całości pozbawiony jest wad! To nadal realizacyjna środkowa półka, ale w dialogach iskrzy humor i emocje, a historia zaczyna się mocno komplikować.
Już od zeszłego odcinka coś zaczęło zazębiać się w Gotham – każda postać ma w pewnym momencie konkretny cel i plan, jak go osiągnąć. Nacisk na główny wątek jest jednoznaczny, a nawet gdy dostajemy poboczne historie, to związane są one z poczynaniami pierwszoplanowych bohaterów. Tak było z historią Firefly, która przy okazji dobrze zgrywa się ze śledztwem prowadzonym przez Gordona i Bullocka. Niby ścigamy Pingwina, ale…
Kilka rzeczy może naprawdę zaskakiwać. Przede wszystkim – łał, Jim Gordon czasem ogarnia, co się wokół niego dzieje. Po raz pierwszy w serialu elementy, które składają się na jego przemyślenia, nie są podane w łopatologiczny sposób – Galavan rzuca hasło, odwraca się, bez zbędnej przesady, by kilka chwil później oraz w nadchodzących scenach eskalować aż do wyśmienitej wymiany dialogów pomiędzy Gordonem a Pingwinem, a później będzie mieć swój wynik także w jednej z ostatnich scen odcinka. Oczywiście obie ucieczki Cobblepota są „ucieczkami”, podobnie jak wybory prezydenckie w Gotham są „wyborami”, można jednak przymknąć na to oko. Trochę gorzej jest z wytłumaczeniem kilkudziesięciu Pingwinów, którzy przerywają przyjęcie, chociaż przynajmniej sama sekwencja strzelaniny wygląda naprawdę bardzo dobrze, a sam pomysł wydaje się być tak zwariowany, że gdzieś z tyłu głowy zaczyna się podobać. Większy problem mam jednak z Tabithą, która zostaje niezauważona przez policjantów, a to niby tacy zdolni stróże prawa. Zresztą cała Ekipa Uderzeniowa wydaje się odgrywać rolę jedynie mięsa armatniego – ot, w każdym odcinku wyeliminujemy jedną osobę z drużyny, nie poświęcając jej wcześniej ani chwili.
Także relacje Bruce’a potrafią męczyć. Z jednej strony konflikt pomiędzy Silver a Seliną może być interesujący, jednak nie do końca kupuję zauroczenia młodego Wayne’a. Relacje z Cat wyglądają o wiele ciekawiej, ale i dialogi dla niej rozpisane są wyjątkowo dobrze. Na szczęście są też w odcinku Mommy’s Little Monster elementy, które muszą się podobać. Przede wszystkim - przypieczętowaliśmy wreszcie los matki Pingwina. Alleluja! Jednak rewelacją najnowszego odcinka Gotham jest wątek Nygmy. Pojawienie się fioletowej koperty z zielonym pytajnikiem jest z pewnością najlepszą sceną, jaką widziałem do tej pory w serialu Bruno Hellera, a zresztą cały ten wątek kradnie odcinek (poza małym potknięciem, czyli zbyt dosadnym zamknięciem przemiany Edwarda). Reszta zarówno pod względem aktorskim, jak i realizacyjnym wyszła miodnie.
[video-browser playlist="758083" suggest=""]
Mommy’s Little Monster staje się więc kolejnym kamieniem milowym w serialu – doznaliśmy pełnej przemiany Nygmy; wiemy, że Theo wie, że Jim wie, a Pingwin nie spocznie, dopóki nie dorwie Galavana. Tym sposobem akcja może sama się rewelacyjnie napędzać – byle by tylko było to przyzwoicie rozpisane. Bo strzelanie z karabinów maszynowych ze środku baru na ulice, gdzie może znaleźć się jakiś przechodzień, nie jest zbyt mądre.
Tak czy inaczej, Gotham właśnie zaliczyło swój najlepszy odcinek – emocjonujący, ruszający po raz kolejny historię do przodu, a momentami nawet zabawny. Konflikt między Gordonem a Galavanem może mieć interesujące rozwinięcie, a szaleństwo Nygmy wreszcie odnalazło swoją metodę. Ba, nawet Harvey Dent się pojawia… a to oznacza, że następnym razem zobaczymy go w trzecim sezonie. Obym się mylił.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat