Gra namiętności
"Gra namiętności" jest na pierwszy rzut oka dramatem przepełnionym chaosem i niedorzecznościami, ale gdy się w niego bardziej zagłebimy, nabiera to wszystko sensu. Film bez wątpienia wyróżnia jedna rzecz - pierwsza dramatyczna rola Megan Fox.
"Gra namiętności" jest na pierwszy rzut oka dramatem przepełnionym chaosem i niedorzecznościami, ale gdy się w niego bardziej zagłebimy, nabiera to wszystko sensu. Film bez wątpienia wyróżnia jedna rzecz - pierwsza dramatyczna rola Megan Fox.
Mitch Glazer, autor scenariusza i zarazem reżyser przedstawił dość pokręconą wizję, której towarzyszy chaos. Glazer nie jest złym scenarzystą, gdyż zdarzały mu się dobre teksty, ale tutaj jest jednak gorzej - niektóre dialogi są po prostu tragiczne i nawet znakomita obsada nie mogła uratować czegoś, co brzmi niedorzecznie.
[image-browser playlist="605410" suggest=""]Fot. ©2011 Monolith Video
Bohaterem jest Nate Poole (Mickey Rourke), niegdyś świetny muzyk jazzowy, obecnie były narkoman, który popadł w długi u mafii. Poznajemy go w chwili, gdy ktoś ratuje mu życie z rąk płatnego mordercy. Nate udaje się piechotą w kierunku cywilizacji i odnajduje wędrowny cyrk, a tam kobietę anioła (Megan Fox). Razem uciekają. Nate ma nadzieję, że sprzedając ją gangsterowi Happy'emu (Bill Murray) uratuje skórę.
Na papierze sam pomysł wydaje się intrygujący, ale wraz z kolejnymi minutami seansu zaczynamy zdawać sobie sprawę, że jego potencjał nie jest do końca wykorzystany. Reżyseria Glazera, łagodnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia - w paru miejscach, gdzie wyraźnie chaosu nie powinno być, reżyser nie panuje nad tym, co chce pokazać. Do tego oczywiście dodajmy często słabe dialogi, które w wielu miejscach osłabiają jakość tego filmu.
Siła tak naprawdę leży w fabule, która nie jest jednoznaczna. Nic w tym filmie nie jest takie, jak nam się na pierwszy rzut oka wydaje. Niejednokrotnie widz ma pełne pole do interpretacji, które budowane są w związku z, wydawałoby się, zaskakującą końcówką filmu. Jeśli mowa już o ostatniej scenie, to była ona strasznie kiczowata. W rękach bardziej utalentowanego reżysera ten film mógł być wielkim dziełem.
[image-browser playlist="605411" suggest=""]Fot. ©2011 Monolith Video
Jeśli chodzi o aktorów, to radzą sobie przyzwoicie. Mickey Rourke i Bill Murray trzymają swój dobry poziom, jednak nie wychodząc poza ustalony pułap, do którego przyzwyczaili widzów wieloma świetnymi rolami. Zaskoczeniem jest kreacja Megan Fox - tę ozdobę ekranu zawsze cechowała przeciętna gra, o której zapominaliśmy dzięki jej nietuzinkowej urodzie. Tutaj Fox, mając za towarzyszy tak uznanych aktorów, próbuje dawać z siebie wszystko. Chociaż nie jest to jakaś wyjątkowa kreacja, w jej karierze jest to bez wątpienia najlepsza rola dramatyczna. Trzeba przyznać, że przynajmniej próbuje zmagać się ze swoim wizerunkiem. Chociaż w tym filmie można często zapomnieć o jej grze, gdyż jak na anioła przystało, wygląda oszałamiająco. Praca kamery nieraz podkreśla jej urodę ku uciesze jej wielbicieli. Warto jednak zauważyć, że aktorstwo w filmie nie jest wybitne - po prostu stoi na przyzwoitym poziomie.
Przejdźmy do interpretacji fabularnej, która może pozwolić nam bardziej docenić ten film. "Gra namiętności" zebrała wielką krytykę za oceanem i prawdopodobnie przez dosłowne traktowanie fabuły tego obrazu. Jeśli nie chcecie sobie SPOILEROWAĆ, zapraszam na sam dół do podsumowania.
[image-browser playlist="605412" suggest=""]Fot. ©2011 Monolith Video
SPOILER
Pierwszą wskazówką do niedosłownej interpretacji tego filmu jest scena, gdy Nate ma zginąć. Ratują go Indianie ubrani na biało. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nieprawdopodobne i w istocie takie jest. Biorąc pod uwagę końcówkę, gdy anioł leci z Natem nad pustynią, na której widzi on swoje martwe ciało, wniosek jest jeden - on wówczas zginął.
Prawdopodobnie cała ta historia była przedstawieniem czyśćca, w którym dusza człowieka ma szansę zrobić coś, co pozwoli mu odkupić swoje winy z ziemskiego życia. Postać grana przez Rhysa Ifansa można porównać do św. Piotra, który stoi na wejściu i odsyła każdego do odpowiednich drzwi. Poznanie anioła, zauroczenie Nate'a i ostatecznie miłość miały doprowadzić do kluczowej decyzji, która zadecyduje o jego losie. Jeśli postąpiłby zgodnie ze swoim pierwotnym planem i sprzedał anioła Happy'emu, skończyłby w piekle. Gangstera, którego gra Murray można porównać do szatana - czyste zło, ironiczny i pewny siebie. Nate jednak zakochuje się w swojej towarzyszce i decyduje się ją uratować. Ta decyzja zaważyła na losie jego duszy i końcowa scena, gdy leci z aniołem, sugeruje, że odkupił swoje winy i czeka go niebo.
Taka interpretacja wydaje się prawdopodobna, ale bez wątpienia nie jedyna. Gdyby przyjrzeć się głębiej całej historii i drobnym niuansom na pewno można by odnaleźć kilka innych wersji.
SPOILER
[image-browser playlist="605413" suggest=""]Fot. ©2011 Monolith Video
"Gra namiętności" nie jest filmem złym. Zachodnia prasa oceniła go zdecydowanie zbyt surowo. Obraz jest ciekawy, Megan Fox wygląda w nim wspaniale, a pole do interpretacji daje nam dużo zabawy po seansie. Problem leży w nieumiejętnej realizacji Glazera, który zmarnował dość spory potencjał tej produkcji. Mógł wyjść z tego film wybitny, a zaserwowano nam obraz przeciętny, z dużą ilością wad.
Ocena: 5/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1978, kończy 46 lat