Gra o tron – 03×02
Gra o tron, najpopularniejszy serial stacji HBO, tydzień temu powrócił do ramówki, zaliczając przy tym bardzo udany start. Za nami już dwa odcinki, więc możemy bliżej przyjrzeć się, jak wypada adaptacja najlepszego tomu sagi "Pieśni Lodu i Ognia".
Gra o tron, najpopularniejszy serial stacji HBO, tydzień temu powrócił do ramówki, zaliczając przy tym bardzo udany start. Za nami już dwa odcinki, więc możemy bliżej przyjrzeć się, jak wypada adaptacja najlepszego tomu sagi "Pieśni Lodu i Ognia".
Przy okazji drugiego sezonu twórcy pozwolili sobie na zbyt wiele zmian w stosunku do literackiego pierwowzoru, co raczej nie wyszło serialowi na dobre. Siłą pierwszej serii była wierność książce i właśnie dlatego wśród fanów uchodzi ona za najlepszą. Niestety w trzecim sezonie scenarzyści wciąż podążają kursem obranym rok temu i niepotrzebnie kombinują. Dobrze chociaż, że w tym wypadku odstępstwa od oryginału nie są aż tak rażące.
Liczba bohaterów rozrosła się do takich rozmiarów, że w jednym odcinku nie da się przedstawić losów każdego z nich, nie skacząc przy tym co chwila z jednego miejsca w drugie. Należy więc dokonywać wyborów, czyje przygody w danej chwili przedstawić. W pierwszych minutach padło na Brana i towarzyszących mu Rickona, Oshę i Hodora. Najważniejsze w tym wątku jest wprowadzenie rodzeństwa Reedów, których do tej pory skutecznie pomijano. Dobór aktorów do tych ról okazał się trafny - czytając kolejne rozdziały, w których pojawiały się te postacie, właśnie tak sobie ich mniej więcej wyobrażałem. Można narzekać, że nie wprowadzono ich jeszcze w Winterfell, ale tak prawdę powiedziawszy nie ma to raczej większego wpływu na fabułę. Za sprawą kilku scen i dialogów w dość zgrabny sposób udało się nadrobić ich wcześniejszą nieobecność.
[image-browser playlist="592415" suggest=""]
©2013 HBO
Z nowych postaci najlepiej wypada jednak lady Olenna Redwyne, w którą wciela się Diana Rigg. Kobieta, pomimo sędziwego wieku, tętni życiem i nie brak jej charyzmy, której mogliby jej pozazdrościć pozostali członkowie rodu. Pamiętna scena rozmowy z Sansą wypadła świetnie i była jedną z lepszych w odcinku. Aktorka bez wątpienia sporo wniesie do serialu swoją grą i w odróżnieniu od Ciarána Hindsa, zdecydowanie pasuje do roli.
Część uwagi poświęcono również Brienne oraz jej więźniowi - Jaime. Jak zwykle w ich przypadku, nie zabrakło zabawnych dialogów, a w zasadzie docinków ze strony Królobójcy, który za wszelką cenę stara się wyprowadzić swoją strażniczkę z równowagi. Ostatecznie udaje mu się uśpić czujność kobiety i odebrać jej jeden z mieczy. Fani sagi George'a R. R. Martina wiedzą, że w efekcie doszło do pojedynku tej dwójki, całkiem długiego można by rzec. Twórcy postanowili jednak skrócić walkę i tym samym odebrali nam przyjemność zobaczenia, jak Jaime rani Brienne, a następnie ulega pod gradem jej ciosów, by ostatecznie wraz z nią stoczyć się w dół zbocza. Za bardzo to moim zdaniem uproszczono, a i sama potyczka nie pokazała pełni możliwości żeńskiego rycerza, które, jak wiemy, były imponujące. Szkoda też, że całkowicie pominięto motyw towarzyszącego im kuzyna Lannistera.
Bardzo istotny okazał się wątek Aryi i jej towarzyszy, wpadających na Thorosa i jego wesołą gromadkę. Tutaj też nastąpił najciekawszy zwrot akcji, stanowiący jednocześnie zapowiedź pojedynku Berica z Ogarem. Jeśli tylko twórcy nie zdecydują się pójść na skróty, to już w przyszłym tygodniu powinniśmy dostać kilka bardzo widowiskowych scen z udziałem elementów fantastycznych, których w "Nawałnicy mieczy" jest zdecydowanie więcej.
Nieciekawie tym razem wypadły sceny z Tyrionem, stanowiąc raczej zapychacz, gdyż nic konkretnego do fabuły nie wniosły. Czas ten można było przeznaczyć chociażby na Daenerys i jej smoki, bo tego w odcinku akurat zabrakło, lub też odrobinę bardziej skupić się na scenach rozgrywających się za murem - w końcu jak już zatrudniono Hindsa, to szkoda, żeby jego talent się marnował. Zaskoczyła z kolei postać Margaery, która kapitalnie urabiała Joffreya. Cersei wyrasta poważna konkurentka, doskonale znająca się na manipulacji. Chociaż król to zwykły sadysta, to dziewczyna i tak potrafi go osobie owinąć wokół palca. Jeden z mocniejszych elementów "Dark Wings, Dark Words".
[image-browser playlist="592416" suggest=""]
©2013 HBO
Dziwi natomiast tak wczesne pokazanie losów Theona, o którym w sadze wspomina się bardzo późno. Aczkolwiek takie zagranie można jak najbardziej zrozumieć, ponieważ niezbyt korzystne byłoby całkowite porzucenie tego bohatera na powiedzmy dwa najbliższe sezony. W tym względzie narracja na pewno ulegnie zmianie.
Na koniec wspomnieć należy także o czymś wręcz niewyobrażalnym dla tego serialu. Mój rozum nadal nie jest w stanie ogarnąć tego, jak to możliwe, że w odcinku nie było ani jednego... nagiego cycka! Szok! Czyżby HBO zwolniło napalonego nastolatka, którego poznaliśmy w jednym z materiałów promocyjnych?
Gra o tron to wciąż przyjemne widowisko, które zachwyca bogactwem plenerów, pierwszorzędnymi dialogami i wspaniałą, jak na serial, sferą wizualną. Minusem jest natomiast fakt, że wciągająca historia cierpi przez natłok niepotrzebnych zmian i uproszczeń, których w większości z powodzeniem dałoby się uniknąć. Nie powinno być jednak większych powodów do narzekań, bo w świat Westeros nadal można wsiąknąć bez reszty i na czas trwania seansu całkowicie odciąć się od rzeczywistości. Tym bardziej, że miłośnicy fantasy w telewizji i tak nie znajdą lepszej alternatywy.
Ocena: 7,5/10
Źródło: fot. ©2013 HBO
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat