Nowy odcinek serialu Gra o tron: Ród smoka był znakomity, bo twórcom udało się zbudować atmosferę zbliżającej się wojny. Mimo że przez praktycznie cały epizod widzieliśmy tak naprawdę jedną stronę konfliktu, to ciągle dało się odczuć napięcie, jakie towarzyszyło bohaterom. Groza zbliżającej się wojny była namacalna w każdej scenie. Twórcy postarali się, aby była obecna gdzieś w tle, mimo że (poza pewnymi wyjątkami) nie widzimy bezpośrednich starć między reprezentantami strony Alicent i Rhaenyry. Finałowy odcinek 1. sezonu to doskonały przykład, że nie trzeba ukazywać walk, brutalnych bitew czy dworskich spisków, by konflikt był dla widza odczuwalny. Oczywiście scenarzyści uraczyli nas kilkoma sekwencjami, które dodatkowo podbiły grozę. Chodzi mi między innymi o finałową scenę, w której Lucerys i jego smok zginęli przez Vhagara. Wspomniana sekwencja była bardzo potrzebna, aby pokazać przemianę Rhaenyry – przejście na drogę zemsty i wojny. Bohaterka była kobietą, która pragnęła pokoju, a przemieniła się w prawdziwą przywódczynię, która na pewno będzie żądna krwi za śmierć syna. Wystarczyła jedna mina Emmy D'Arcy, aby widz zrozumiał, że żarty się skończyły i konflikt jest nieunikniony. Wielka wojna jest tuż za rogiem. Nie trzeba wielu słów, by dać widzom do zrozumienia, że wydarzy się coś wielkiego. Rhaenyra to bohaterka rozdarta emocjonalnie. Niby księżniczka odnajduje się w nowej, trudnej roli liderki, jednak przez cały odcinek czułem, że jest zmęczona walką i chciałaby prowadzić spokojne życie u boku męża. Na pochwałę zasługuje fakt, że kobieta nie popada ze skrajności w skrajność, a płynnie przechodzi z jednej kreacji w drugą. 
fot. HBO
+6 więcej
W końcu również Deamon zaprezentował się ze swojej najlepszej strony. W kilku poprzednich epizodach miał jedynie przebłyski, w których Matt Smith mógł pokazać swój talent. Natomiast finał przywrócił nam demonicznego i żądnego krwi księcia, który nie boi się sięgnąć po swoje. Smith ukazał swojego bohatera jako człowieka, który stanowi ogromne niebezpieczeństwo – nie tylko dla wrogów, ale również dla przyjaciół i osób, które kocha. Pięknie oddaje to pełna napięcia rozmowa z Rhaenyrą, w której ścierają się dwa różne spojrzenia na konflikt. Tak naprawdę Deamon zwraca na siebie uwagę praktycznie w każdej scenie. Smith udowodnił po raz kolejny, że znakomicie czuje się w tej roli. W finałowym epizodzie wyciska ze swojej postaci wszystko, co najlepsze. Oby tak dalej! Nie mogę się już doczekać kolejnej serii. Twórcy w finałowym odcinku bardzo sprawnie łączą historię o politycznej intrydze z opowieścią o toksycznej rodzinie, a także makabrę i groteskę z podniosłym, pełnym powagi tonem. Naprawdę dobrze oglądało się te sceny, gdy nasi bohaterowie dywagowali na temat zagrywek, które miały dać im przewagę w konflikcie. Sekwencja, w której Corlys składała przysięgę wierności Rhaenyrze, była pełna napięcia – kameralna, ale również epicka w swojej wymowie. Finałowy odcinek pokazał wyjątkową siłę Rodu smoka: moc drzemiącą w kameralnych scenach! Okazuje się, że czasem mniej znaczy więcej. Zakończenie 1. sezonu jest tego doskonałym przykładem. Wystarczy dobra obsada i sprawnie napisane dialogi, aby opowieść mogła wybrzmieć. Ostatni odcinek Rodu smoka udowadnia, że produkcja HBO jest perełką w świecie seriali. Doskonale nawiązuje do Gry o tron. A finał buduje naprawdę ciekawe podwaliny pod konflikt, który zostanie pokazany w kolejnej odsłonie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj