„Gracze”: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
Równy poziom, systematycznie rozwijane postacie, odpowiednie proporcje komedii i dramatu oraz oczka puszczane fanom amerykańskiego sportu. Wraz z 8. odcinkiem można już ostatecznie stwierdzić, że serial „Gracze” („Ballers”) wypracował swoją tożsamość.
Równy poziom, systematycznie rozwijane postacie, odpowiednie proporcje komedii i dramatu oraz oczka puszczane fanom amerykańskiego sportu. Wraz z 8. odcinkiem można już ostatecznie stwierdzić, że serial „Gracze” („Ballers”) wypracował swoją tożsamość.
Niekwestionowaną gwiazdą serialu „Ballers” jest Dwayne Johnson i o ile w kilku poprzednich epizodach dorównywali mu bohaterzy drugiego planu, tak tutaj „The Rock” pokazuje wszystkie swoje przewagi. Bezdyskusyjna jest jego charyzma - wyraźnie zaczęła się ona także przekładać na aktorskie zdolności, które sprawdzają się zarówno w humorystycznych, jak i poważnych scenach. Czysto komediowa jest wizyta u lekarza – obawa przed usłyszeniem wyników badań, dyskredytowanie futbolu amerykańskiego, a w końcu też euforyczne uczucie ulgi. Szalenie wesoło (wręcz komicznie) wypada szczególnie śpiewanie utworu „Shake It Off” Taylor Swift podczas jazdy samochodem. Spencer rzuca radosne uśmiechy na lewo i prawo, podryguje w rytm muzyki i autentycznie rozluźnia atmosferę, nie tylko na drodze, ale też przed telewizorem.
Johnson bez cienia fałszu wypada również w scenach o zabarwieniu dramaturgicznym i to już jest małe zaskoczenie. Do tej pory jego role ograniczały się raczej do prężenia muskułów, a tym razem w pełni wykorzystywana jest jego plastyczna mimika twarzy. Wystarczy jeden przewrót oczu, głośny wdech lub zaciśnięte usta, żeby odczytać jakie emocje próbuje przekazać. Gniew, rozczarowanie, obawa, a z drugiej strony także pewność siebie, rozsądek i dobroć ujawniają się w scenach rozmów: z Andersonem, kiedy broni swoich metod pracy; z Tracy, której wyjaśnia animozje przeszłości, a w końcu także z Angie, kiedy przełamuje uprzedzenia i zdobywa się na szczerość.
Spotkanie z szantażystką w barze to przy okazji także cichy komentarz odnośnie przedmiotowego traktowania kobiet przez profesjonalnych sportowców i trzeba przyznać, że niejasna relacja Spencera i Angie prezentuje się ciekawie. Ważna jest również zamykająca scena, w której Strasmore bierze leki, mimo iż fizycznie nic mu nie dolega. To kolejny znak, iż problemy bohatera mają naturę psychologiczną i ten motyw z pewnością będzie dalej eksplorowany.
Fabularne znaczenie miała również scena w biurze Andersona. Pracodawca zmieszał z błotem Joe i Spencera, ale należy mu oddać, że mimo protekcjonalnego zachowania miał jednak sporo racji. Firmowa impreza, na której pojawia się alkohol, narkotyki i prostytutki to w szerszej perspektywie negatywna wizytówka dla każdego biznesu, nawet jeśli miało to swoje uzasadnienie w tym konkretnym przypadku. W tym miejscu scenarzyści dość tendencyjnie nakierowali nas na kibicowanie Krutelowi i Strasmore’owi, im jednoznacznie przyznając rację. A szkoda, bo dysonans profesjonalnych światów biznesu i sportu mógł zostać ukazany w sposób bardziej złożony.
[video-browser playlist="735247" suggest=""]
Szczególnie przesadne było oburzenie Joego, który przecież formalnie zwolniony nie został, a w biurze nie okazał ani grama skruchy, choć na filmiku wypadł wręcz żenująco. Opanowany i racjonalny Spencer mógł przekonać, natomiast krzykliwy Joe tylko wzmacniał antypatię względem swojej postaci. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – próby założenia własnej firmy i starania w przekonaniu zawodników (pomysł z tatuażem był aż nadto oczywisty) to coś, czemu można szczerze kibicować.
Sympatię widza definitywnie zaskarbili już sobie Ricky i Charles. Powrót tego drugiego do zawodowstwa był kwestią czasu, wystarczyła fabularnie fortunna kontuzja zawodnika lokalnej drużyny, aby ostatecznie podjąć decyzję. Sceny zakładów w salonie samochodowym są oczywiście czysto humorystyczne, ale udało się w nich wiarygodnie oddać emocje kierujące Charlesem – chęć testu fizycznej sprawności i własnej wytrzymałości, poszukiwanie uznania w oczach innych, potrzebę rywalizacji, a w końcu też męskiego starcia.
Ricky z kolei wyruszył na poszukiwanie pierścionka, który miał wyrażać przeprosiny, ale wątek ten sam w sobie nie miał nic odkrywczego. Zabawna była scena z mylnie odebranymi intencjami bohatera, ale tak jak przed tygodniem, wartość dodaną stanowiły żarty odnoszące się do prawdziwych nazwisk sportowców. Dla tych, którzy orientują się w różnicach (gwiazda pierwszego a drugiego formatu) i podobieństwach (wielokrotni mistrzowie) między baseballistą Derekiem Jeterem, a koszykarzem Derekiem Fisherem, a także znają historię małżeńskich perypetii Kobe’go Bryanta jest to prawdziwa gratka. Jeśli jednak nie jesteście obeznani w temacie, to może chociaż rozpoznaliście, który z bohaterów „The Walking Dead” zapuści w nowym sezonie brodę.
Na koniec warto jeszcze podkreślić muzyczną stronę serialu i idealny dobór piosenek, które współgrają ze słonecznym klimatem produkcji. To atut wszystkich dotychczasowych odcinków, a tym razem dostaliśmy wspomniany wcześniej popowy kawałek Taylor Swift, trochę rapu (Rappin' 4-Tay, Nipsey Hussle), a na końcu także wpadający w ucho „Big Bird” Eddiego Floyda, przedstawiciela Soul i R&B. To te małe rzeczy budują pozytywny odbiór całości.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat