„Grimm”: sezon 4, odcinek 11 – recenzja
W 11. odcinku "Grimm" nowy rodzaj Wesena - rażącego prądem swe ofiary - połączono z historią o duchach i nawiedzonym domu. Cała sprawa tygodnia jest dość ciekawa, a efekty specjalne stoją na wysokim poziomie. Poza tym powolnym krokiem rozwija się wątek Juliette pod postacią Hexenbiest, który być może przyspieszy dzięki nowej, tajemniczej postaci. Tylko gdzie jest Adalind?
W 11. odcinku "Grimm" nowy rodzaj Wesena - rażącego prądem swe ofiary - połączono z historią o duchach i nawiedzonym domu. Cała sprawa tygodnia jest dość ciekawa, a efekty specjalne stoją na wysokim poziomie. Poza tym powolnym krokiem rozwija się wątek Juliette pod postacią Hexenbiest, który być może przyspieszy dzięki nowej, tajemniczej postaci. Tylko gdzie jest Adalind?
Twórcy serialu "Grimm" wykazali się kreatywnością, tworząc nowy rodzaj Wesena, Matanςa Zumbido, przypominający połączenie węgorza elektrycznego z człowiekiem. Potwór ten razi prądem swe ofiary, zostawiając je spalone, z roztrzaskanymi czaszkami i rozerwanymi oczodołami. Makabryczne, acz efektowne. Dodatkowo w ciekawy sposób połączono jego historię z poszukiwaczami duchów i nawiedzonym domem. Epizodowi towarzyszą świetne efekty specjalne, zarówno przy pojedynczych porażeniach, jak i w jednej z końcowych scen, w której kreatura zostaje zastrzelona i całe kryjące się w niej napięcie elektryczne wybucha. Znaleziono też sposób na złagodzenie tragizmu tej opowieści, wprowadzając lekkie i zabawne sceny, w których Nick musi przekłuć swoje ucho i natrzeć je pastą z żaby, aby pokonać Wesena.
Wątek Juliette rozwijany jest bardzo powoli. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, rozbudzające cały czas ciekawość, ale z drugiej chciałoby się więcej. Dopiero pod koniec odcinka mogliśmy zobaczyć tajemniczą znajomą Renarda, która ma pomóc Juliette w próbie pozbycia się jej nowej, magicznej natury. Interesująco pokazano sposób na komunikację z kobietą, a znikające samoistnie litery i cyfry są intrygującą zapowiedzią. Juliette zaczyna dostrzegać, że bycie Hexenbiest wiąże się z mocami, których wcześniej nie miała. Ciekawe, czy nie zmieni zdania co do chęci odrzucenia swojej nowej postaci... Poza tym coraz trudniej ukryć jej fakt, że coś się zmieniło, a Nick w końcu zauważa, że dzieje się z nią coś dziwnego.
[video-browser playlist="659398" suggest=""]
Lekko zarysowany w "Death Do Us Part" został nowy wątek Renarda, który zaczyna krwawić z ran odniesionych na skutek ataku z finału poprzedniego sezonu. Został przywrócony do życia poprzez magię, więc może i w jego przypadku efekty uboczne zaklęcia dadzą o sobie znać. Na razie można jednak tylko spekulować, bo nic więcej nie wiemy.
Miło wreszcie zobaczyć Monrosalee na zasłużonej podróży poślubnej, w którą początkowo mieli wybrać się już 10 odcinków temu. Ich nieobecność w Portland zmusiła Nicka do samodzielnego działania ze złoczyńcą odcinka. Po raz kolejny nieobecny w serialu jest wątek Adalind, która przecież zapowiadała swój powrót do Portland razem z Viktorem już 2 epizody wcześniej. Wybiera się jednak jak sójka za morze. Jest to nieobecność nieusprawiedliwiona, bo przecież Claire Coffee już od dawna jest w stałej obsadzie „Grimma” i spychanie jej bohaterki na boczny tor jest zwyczajnie niezrozumiałe. Czyżby twórcy nie mieli pomysłu na tę postać? Miejmy nadzieję, że się mylę, a Adalind ponownie pojawi się na naszych ekranach.
Czytaj również: NBC zamawia kolejne sezony dla 5 dramatów! Wśród nich „Czarna lista” i „Grimm”
Ciekawy motyw związany z dość oryginalnym Wesenem i zagadkowo rozwijający się wątek Juliette składają się na bardzo dobry odcinek. Zaczyna jednak razić brak obecności Adalind, jednej z głównych bohaterek. Zarówno w przypadku Renarda, jak i nowej Hexenbiest karty odkrywane są powoli, wzbudzając zainteresowanie kolejnymi odcinkami.
Poznaj recenzenta
Stefan ŁojkoDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat