Grimm: sezon 5, odcinek 16 – recenzja
W Grimmie wciąż niewiele się dzieje, a odcinek znowu nie wybił się ponad przeciętność, ale przynajmniej główne wątki delikatnie ruszyły z miejsca, co nieco zdynamizowało historię.
W Grimmie wciąż niewiele się dzieje, a odcinek znowu nie wybił się ponad przeciętność, ale przynajmniej główne wątki delikatnie ruszyły z miejsca, co nieco zdynamizowało historię.
Grimm w piątym sezonie bardzo chętnie podejmuje tematykę związaną z religią. W poprzednich odcinkach mieliśmy już ukrzyżowania, bohaterowie odnaleźli cudotwórczy kawałek drewna powiązany z krucjatami, a jedna z postaci zmieniła imię na Ewa, co kojarzy się jednoznacznie. W 16. odcinku nastąpiła tego istna kumulacja! Otrzymaliśmy same znane motywy z Biblii, takie jak na przykład samobójstwo Marka poprzez powieszenie (na podobieństwo Judasza), który zdradził Dwighta za cenne monety. Był też sam kaznodzieja, który zginął przez przebicie brzucha żelaznym prętem. Nie wspominając już o imionach ochroniarzy Dwighta, którzy nazywali się Łukasz, Marek i Jan - na podobieństwo Ewangelistów. Nawet Monroe wymsknęło się, że może być w posiadaniu Całunu Turyńskiego. Albo są to jasne wskazówki twórców dotyczące tego, z czym mamy do czynienia w związku z magicznym patykiem, albo miał to być spóźniony świąteczny odcinek z okazji Wielkanocy. Jedno i drugie jest równie prawdopodobne, ale ta zabawa w skojarzenia wypadła całkiem fajnie. Twórcy podeszli do tematu trzeźwo, z dystansem, aby nie obrazić niczyich uczuć religijnych. Takie podejście zawsze doceniam.
Sama sprawa tygodnia nie była interesująca, bo co może być ciekawego w dochodzeniu nieumyślnego spowodowania śmierci, skoro już wszystko wiedzieliśmy? Pozytywne wrażenie zrobił za to William Mapother, którego najbardziej kojarzę z roli Ethana z Zagubionych. Wcielił się w rolę kaznodziei, który wykorzystując swoją prawdziwą formę wesena przypominającego rogatego diabła, odpuszczał ludziom grzechy. Mapother był bardzo przekonujący. Tak dobrze zagrał, że reszta aktorów wyglądała przy nim jak amatorzy.
Warto też zauważyć, że to kolejny odcinek, który kończy się śmiercią wesena. I znowu też można mieć co do niej mieszane uczucia, że tak naprawdę zginęła nie do końca zła osoba. Dwight, mimo że oszukiwał ludzi, przybierając maskę, a raczej prawdziwą twarz w tym wypadku, czynił dobro w gruncie rzeczy. Ta sytuacja skłania do przemyśleń i czyni ten serial trochę głębszym, ale oczywiście wciąż nastawionym na rozrywkę. Mogłabym częściej oglądać takie nieoczywiste rozwiązania.
Poza nowym śledztwem z zainteresowaniem obserwowaliśmy poczynania Eve w ciele Renarda. Zrobiło się naprawdę dziwnie, kiedy odwiedziła go (ją?) Rachel. Sasha Roiz pokazał, że jest nietuzinkowym aktorem. Uwierzyłam mu, że jest Eve, która znalazła się w niekomfortowej sytuacji. Te miny i lekko kobiece zachowanie Renarda potrafiły rozbawić. Trochę nietypowego humoru nie zaszkodzi, a przy okazji popchnęło ten wątek delikatnie do przodu.
The Believer to kolejny przeciętny odcinek w Grimma, który nie wywołał większych emocji. Niby wątek z kawałkiem drewna, a raczej tkaniną, którą był owinięty, ruszył z miejsca, ale tak naprawdę nic nie wyjaśnił. Sami mogliśmy się domyśleć, że jest związany z „cudem” i czymś „niebezpiecznym”, ale ważne, że pojawiły się już jakieś informacje i jesteśmy o krok bliżej do odkrycia tajemnicy tego materiału i patyka. Natomiast ciekawiej wygląda sprawa z Wu, którego łapią skurcze i zaczyna mieć problemy ze wzorkiem, co może się rozwinąć w coś bardziej groźnego. Pozostało już niewiele odcinków do końca, więc to dobry moment na zwiększenie tempa akcji. Oby tak się stało za tydzień.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat