Grimm – sezon 5, odcinek 21 i 22 (finał sezonu) – recenzja
Jeżeli wiele sobie obiecywaliśmy przed finałem Grimma, to nasze wygórowane oczekiwania zostały jak najbardziej spełnione! Szybkie tempo, niespodziewane zwroty akcji, szokujące momenty i cliffhanger, czyli to wszystko, co powinna posiadać satysfakcjonująca końcówka sezonu, znalazło się w ostatnich dwóch odcinkach piątej serii. Warto było czekać!
Jeżeli wiele sobie obiecywaliśmy przed finałem Grimma, to nasze wygórowane oczekiwania zostały jak najbardziej spełnione! Szybkie tempo, niespodziewane zwroty akcji, szokujące momenty i cliffhanger, czyli to wszystko, co powinna posiadać satysfakcjonująca końcówka sezonu, znalazło się w ostatnich dwóch odcinkach piątej serii. Warto było czekać!
W poprzednich latach Grimm zaserwował nam świetne i emocjonujące zakończenia sezonów i ta tradycja została podtrzymana w finale piątej odsłony serialu. Niezmiernie cieszy, że ta produkcja po tych kilku latach emisji potrafi jeszcze wzbudzić emocje i zapewnić fajną rozrywkę. I to nawet bez wielkich „fajerwerków”. Oczywiście nie wszystko wyszło perfekcyjne, ale jak na możliwości tego serialu - bardzo zadowalająco.
W dwóch ostatnich odcinkach nie było miejsca na nudę – ciągle coś się działo, toczyła się walka z czasem, a poszczególne wątki dobrze się ze sobą zazębiały. Porwanie Hanka i odciągnięcie Nicka oraz reszty ekipy od kwatery głównej Hadrian’s Wall poskutkowało zaskakującym zwrotem akcji. Członkowie Black Claw napadli na siedzibę HW i dzięki temu mogliśmy oglądać jeden z najbardziej dramatycznych momentów sezonu, a może i nawet serialu. Śmierć Meisnera była najbardziej szokującym wydarzeniem finału. Bonaparte chciał go wykończyć trochę w stylu Dartha Vadera, ale Renard postanowił go dobić. Trudno rozszyfrować kapitana – czy jest on oddany całkowicie Black Claw, czy też nie. Mimo wszystko Meisner walczył dzielnie oraz widowiskowo do końca i zginął bohatersko. O uronieniu łzy raczej nie może być mowy, aż tak wzruszająco nie nakręcono tej sceny, ale na pewno chwilę smutku widzowie przeżyli.
Cała akcja finału szła jak po sznurku, w odpowiednim tempie, a poziom emocji wzrastał. Dawno nie widzieliśmy tak rozdrażnionego Nicka, który w przypływie gniewu wyjaśnia po męsku całą sytuację z Renardem. W końcu widzimy z jego strony trochę uczuć, bo zazwyczaj David Giuntoli nie daje po sobie zbyt wiele poznać. Nieczęsto też mogliśmy oglądać Burkhardta pojmanego przez weseny, a tutaj nawet Bonaparte próbował zyskać nad nim przewagę poprzez nieprzyjemne wizje. Wydawało się, że nowy czarny charakter serialu okaże się totalnym rozczarowaniem, bo nie dość, że był bezbarwny, to jeszcze wyjątkowo nudny, ale na szczęście jego moce już takie nie były. Kto by pomyślał, że był również Zauberbiest (i to bardzo potężnym, ponieważ pokonał samą Eve). Wcześniej w odcinku zaprezentował też próbkę swoich możliwości, zamieniając Adalind w kamień. Mimo to raczej nie będziemy za nim tęsknić.
Twórcy świetnie skonstruowali cały finałowy odcinek i postanowili uraczyć widzów kilkoma starciami między naszymi bohaterami a wesenami z Black Claw. Nie poprzestali tylko na wymordowaniu członków Hadrian’s Wall, bo do kolejnych walk wkroczyły Trubel oraz Eve. Często jest tak, że główne postacie ze strzelanin czy bijatyk wychodzą bez szwanku, ale nie tym razem, bo Eve została poważnie ranna, co było dość niespodziewane. Z kolei Nick w finałowej walce przeciwko grupie wesenów zostałby najpewniej zmasakrowany, gdyby nie magiczny kawałek drewna, który sprawił, że nasz Grimm stał się praktycznie nieśmiertelny. Zrobiło to wrażenie, ale i tak najwięcej przyjemności sprawiło to, że Nick miał swoje pięć minut i pokazał swoje grimmowskie umiejętności w sztukach walki. Brakowało tego przez cały sezon, ale w finale nadrobiono to z nawiązką.
Wydawało się, że chwilę oddechu od tej pędzącej na złamanie karku akcji złapiemy, oglądając Adalind i Dianę, ale wcale tak się nie stało. To dziecko jest tak upiorne, że aż włosy stają dęba. Bez wahania zabiła Rachel tylko dlatego, że stwarzała zagrożenie dla związku jej matki i ojca. To również pod jej wpływem Renard zabił Bonaparte’a, ale ewidentnie to nie jest jeszcze koniec walki, bo kapitan wygląda tak, jakby miał zaraz zaatakować Nicka. Tutaj zaskoczył nas cliffhanger, który w sumie został umieszczony w odpowiednim momencie, ponieważ z jednej strony wiemy, kto zginął (nie to co w The Walking Dead), a z drugiej - kto z kim ma jeszcze rachunki do wyrównania. W każdym razie dobrze te wydarzenia zapowiadają szósty sezon; na pewno relacje między postaciami jeszcze bardziej się skomplikują i zaognią. Szczególnie ciekawi, jak twórcy będą chcieli wykorzystać postać Diany i jej moce do dalszej historii. Najważniejsze, że swoją obecnością ożywiła i rozruszała piąty sezon.
Mimo wszystko dwuczęściowy Beginning of the End został urwany w środku najciekawszej akcji, a to nigdy nie jest przyjemne. Dobrze by było wiedzieć wcześniej, czy Monroe z Rosalee znaleźli wyjście z tunelu pod Portland. Poza tym od dłuższego czasu zanosiło się na to, że nasza ulubiona para w Grimmie zostanie rodzicami, ale chyba nie spodziewaliśmy się, że moment wspólnej radości nadejdzie w tak niesprzyjających okolicznościach, jak ucieczka podziemiami. Trochę dziwny wybór twórców, żeby to pokazać w ten sposób, ale do zaakceptowania. Pozostaje jeszcze kwestia Eve, a może już raczej Juliette? Wygląda na to, że magiczny patyk podziałał uzdrawiająco na Hexenbiest. Teraz to dopiero Nick będzie miał dylematy uczuciowe, jeżeli te domysły okażą się prawdziwe.
Finał sezonu oceniam jako bardzo satysfakcjonujący. Tak naprawdę cała piąta seria zasługuje na pochwały, bo znalazło się w niej kilka świetnych momentów, niejeden cliffhanger, a i sama historia rozwinęła się interesująco. Oczywiście było kilka słabszych odcinków, ale w każdym serialu takie znajdziemy. Najważniejsze, że Grimm w końcu wykorzystuje swój potencjał fabularny, bo miał jeszcze spore "rezerwy” pod tym względem. Mam nadzieję, że ten dobry poziom piątego sezonu zostanie podtrzymany również w kolejnym, co nie będzie łatwą sztuką, ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia. Byle do jesieni!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat