Gwiezdne Wojny: Andor - sezon 2, odcinki 1-3 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 23 kwietnia 2025Andor to zdaniem wielu najlepszy serial ze świata Gwiezdnych Wojen. Czy pierwszy akt 2. sezonu stoi na równie wysokim poziomie, co pierwsza seria? Sprawdzam.
Andor to zdaniem wielu najlepszy serial ze świata Gwiezdnych Wojen. Czy pierwszy akt 2. sezonu stoi na równie wysokim poziomie, co pierwsza seria? Sprawdzam.

Pierwszy sezon serialu Gwiezdne Wojny: Andor to zdaniem wielu jedna z najlepszych produkcji ze świata Star Wars. Dostaliśmy dojrzałą opowieść o niełatwych narodzinach Rebelii w dobie panowania Imperium, które rządziło żelazną pięścią, wspomagając się technikami propagandy. To historia, która zacierała granicę pomiędzy dobrem a złem. Przedstawiała bohaterów po obu stronach konfliktu i sprawiła, że rozumieliśmy jednych i drugich. Serial został świetnie napisany – miał barwne postacie i wyjątkową strukturę głównego wątku. Został podzielony na cztery mniejsze opowieści składające się na poszczególne akty. Czy początek 2. sezonu utrzymuje poziom?
Bez zaskoczenia – to bardzo dobry początek. Tony Gilroy i spółka od pierwszych minut chcą pokazać, że Andor wrócił w najlepszym możliwym wydaniu. W serialu Disney+ widać spory budżet. W końcu to najdroższa produkcja ze świata Gwiezdnych Wojen. Sekwencja otwierająca z kradzieżą zaawansowanego TIE Fightera ma wszystko, czego można oczekiwać od Star Wars i Andora: napięcie, intrygę, efekty specjalne na kinowym poziomie, a także sporo humoru sytuacyjnego. Bardzo dobrze pokazuje też wzrost znaczenia Cassiana w szeregach Rebelii. Powierzono mu trudne zadania, ale radzi sobie wyśmienicie. Jest też bardziej pewny siebie niż w 1. sezonie.

Przedstawienie Cassiana kontrastuje z kolejnymi popisami kinematograficznymi Ariela Kleimana, który na jednym, długim ujęciu wprowadza do gry Mon Mothmę, Luthena i pozostałych. Dochodzi do tego w scenie, w której goście zbierają się, by uczcić zaślubiny córki polityczki i syna Davo Sculduna. Ciągły ruch towarzyszący obchodowi Mon Mothmy to niejako metafora całego jej życia. Ona sama była zmuszona do lawirowania pomiędzy wieloma postaciami o różnych ambicjach, charakterach i interesach. W oko wpadło mi też ujęcie, gdy w towarzystwie gości wspina się na szczyt góry. Wówczas Mothma wchodzi po schodach skąpanych w świetle, a z każdej strony okala ją mrok. Moim zdaniem to świetnie obrazuje jej położenie. Otacza ją Imperium, ale i tak idzie drogą światła, która jest stroma i wymagająca.
Dowiedzieliśmy się też o kolejnych posunięciach Imperium. Niewątpliwie ma to coś wspólnego z Gwiazdą Śmierci, skoro zarządza tym przedsięwzięciem sam Krennic (nadal świetny w tej roli Ben Mendelsohn, który potrafi jednocześnie rozbawić i wzbudzić grozę). Z perspektywy Dedry poznajemy rozmaite techniki propagandowe – np. komiczne, retrofuturystyczne reklamy i programy. Sprawa Ghormanu na pewno zyska większe znaczenie w kolejnych odcinkach. Na razie tylko go zarysowano. Okazuje się też, że Dedra jest w relacji z Syrilem, ale trudno mi to nazwać miłością. Nie da się jednak zaprzeczyć – takiej dziewczyny, która jest gotowa obronić cię przed własną matką, to z mieczem świetlnym szukać. Ich wątki dopiero staną się ważne.

Najmocniejszy wątek dotyczył jednak Bix, Brasso i Wilmona. Cała trójka została zmuszona do ukrywania się przed Imperium. Brasso i Wilmon odnaleźli miłość, ale w dobie konfliktu takie relacje nie są w stanie przetrwać. Śmierć Brasso była z tego powodu jeszcze bardziej poruszająca, choć nie poświęcono jej wiele czasu. To też ma sens. W pośpiechu i ogniu walki nie można pozwolić sobie na sentymenty. Najbardziej poruszający był jednak wątek Bix, która nie otrząsnęła się po przesłuchaniach z poprzedniego sezonu. Świetnie pokazano jej problemy, paranoję i zwątpienie. Wspomnienia nadal nawiedzają ją w snach. Wydarzyło się też coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Andor to naprawdę odważne i rewolucyjne dla marki dzieło.
Chodzi mi oczywiście o próbę gwałtu na Bix. Brak ścieżki dźwiękowej wzmocnił tylko odczucia i sprawił, że serce stawało w gardle. Można sobie wyobrazić, jak bardzo traumatyczne będzie to dla niej wydarzenie. I jak mocno zdefiniuje tę postać i wpłynie na przyszłe decyzje. Scena została zrealizowana z odpowiednią dawką grozy i napięcia. W uniwersum, w którym można kolekcjonować odcięte ręce, a nieletni Padawani Jedi padają pod blaskiem miecza świetlnego, to właśnie ta scena może śmiało zawalczyć o miano najokrutniejszej. Jest wiarygodna i ludzka. Wielkie brawa dla Adri Arjony, która potrafiła wykreować kogoś tak charakternego i wywołującego emocje. Dodam też, że sceny poprzedzające to wydarzenie, w których inspektor pojawiał się na farmie i rozmawiał z Bix oraz Brasso, przypominały mi sekwencję otwierającą z Bękartów wojny. Podobnie utrzymywano napięcie, niepewność i grozę. I tu, i tu ukrywano osoby niepożądane przez reżim.

Bardzo mi się podoba, że Andor umożliwia nam dokonanie analizy działań Rebelii. W pierwszym sezonie poznawaliśmy dopiero zalążki siatki rebeliantów (i to tej należącej głównie do Luthena). Teraz Andor natknął się na inną komórkę, która była kompletnie zdezorganizowana. To fantastyczny motyw, ponieważ pokazuje, że nie od razu Rzym Ruch Oporu zbudowano. Przepychanki obu grup były chwilami komiczne i absurdalne, ale świetnie ukazały rozgardiasz w szeregach rebeliantów, którym potrzeba dowództwa i hierarchii. Nie da się wiecznie żyć pośród cieni i sekretów jak Luthen czy Mon Mothma. W ten sposób paranoja tylko narasta, bo rebelianci nie chcą pomagać sobie nawzajem. Za minus podałbym tylko to, że akcja w tym wątku wydawała mi się niepotrzebnie przeciągnięta. Nie musieliśmy spędzać aż tyle czasu na planecie, żeby zrozumieć, co twórcy chcieli przekazać. Nie doprowadziło to do ciekawej konkluzji ani nie rozwinęło Andora, bo jego ucieczka była wręcz banalna.
Chciałbym też wrócić do Mon Mothmy. To fascynująca postać, która z każdym kolejnym odcinkiem nabiera głębi. Cała Rebelia zaczyna ją przytłaczać. Życie rodzinne nie idzie po jej myśli, bo córka musiała zostać wydana za mąż za kogoś, kogo nawet nie znała. Poruszająca była scena, w której Mon próbowała przekonać ją do porzucenia planów o zaślubinach. Zobaczyła też, że nie każdy jest jak ona czy Luthen. Nie każdy jest skłonny do ostatecznego poświęcenia, życia w mroku i dostawania ciosów. Nie każdemu opłaca się być rebeliantem i nie każdy chce ryzykować swoim życiem dla sprawy, o której niewiele wie. To zrozumiałe podejście. Końcowa scena z 3. odcinka – Mon w rytmie elektronicznej muzyki tańczyła na weselu, kiedy w innych zakątkach galaktyki działy się dantejskie sceny – robiła ogromne wrażenie. Stanowiła piękny kontrast i pokazywała, że jedni się poświęcają, a drudzy bawią w najlepsze. To też pogłębiła postać samej Mon, dla której był to moment wyzwolenia, zapomnienia. Swego rodzaju chocholi taniec.

Na koniec wspomnę jeszcze o cudownej warstwie technicznej. Andor prezentuje się wspaniale – nawet lepiej niż poprzedni sezon. Większość ujęć można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Efekty specjalne są kinowej jakości. Widać też masę efektów praktycznych i znakomicie zbudowanych planów. Wszystkie elementy na planie wydają się namacalne, a każdy przedmiot ma jakąś funkcję. Uwielbiam, jak Andor pokazuje ludzi podczas zwykłych czynności. Całość nabiera wówczas wiarygodności. Przypomina też Oryginalną Trylogię swoją surowością techniczną, jeśli chodzi o sprzęt, z którego korzystają postaci. Zarazem kontrastuje to ze sterylnością i zaawansowaniem technologicznym Imperium.

Nowe odcinki Andora to powrót, na który czekali wszyscy fani. Wizualnie i technicznie jest lepiej niż w 1. sezonie. Z kolei scenariuszowo utrzymano ten sam wysoki poziom. Postaci mozolnie prą do przodu i się rozwijają. Gdyby z fabuły wyrzucić blastery i motywy science fiction, to mógłby to być dramat rozgrywający się w czasach drugiej wojny światowej. Historia rozwija się powoli, ale jest pełna emocji i napięcia. Bohaterowie odkrywają przed nami swoją psychologiczną głębię, a akcja prezentuje się spektakularnie. To świetny wstęp do opowiedzenia kolejnej historii o rozwoju Rebelii i reżimie totalitarnym. Takiego Star Wars fani potrzebowali, choć na to nie zasłużyli.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1990, kończy 35 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1980, kończy 45 lat
ur. 1971, kończy 54 lat

