Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów: sezon 7, odcinek 4 - recenzja
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów kończą historię klonów składającą się z czterech odcinków. Nie jest to jednak coś wartego wyróżnienia, bo ten serial miał dużo o wiele lepszych opowieści.
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów kończą historię klonów składającą się z czterech odcinków. Nie jest to jednak coś wartego wyróżnienia, bo ten serial miał dużo o wiele lepszych opowieści.
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów finalizują historię grupy żołnierzy i ich misji w walce z Separatystami o jedną z planet. W jednym aspekcie twórcy w miarę pozytywnie zaskoczyli, ponieważ pomimo sugestii z 3. odcinka, że Echo może być podwójnym agentem. nic takiego się nie okazało. Widocznie delikatne nawiązanie miało po prostu skutecznie zbić widza z tropu. Szkoda tylko, że poza tym wiele się nie działo w kwestii rozwoju tej historii w ciekawych kierunkach. Za zaletę wychodzącą od wątku Echo można potraktować podkreślanie człowieczeństwa klonów, którego kulminacją jest pełna trafnego patosu scena końcowego salutu. Ta klamra wykazała dobre wyczucie czasu.
Sama historia to powtórka z przeciętnego poziomu całego wątku, który obserwujemy od początku 7. sezonu. Tysiące droidów giną w wymyślny sposób, zero uczucia zagrożenia, emocji czy jakiegokolwiek klimatu niebezpieczeństwa (dobrze, że chociaż bezimienne klony ginęły w bitwie). A sam pomysł na bitwę jedynie pogłębił problemy serialu, bo Dave Filoni po raz kolejny udowodnił, że nie ma na to jakiejkolwiek wizji. Ustawić bez zasłon żołnierzy naprzeciw siebie i niech się strzelają. Nie, tego nie da się wyjaśnić konwencją kreskówki, bo byłoby to zbytnim uproszczeniem. Szczególnie, że różne starcia w świetnych odcinkach o klonach w historii tego serialu były pokazywane z większą kreatywnością.
Jakimś plusem było użycie generała Mace'a Windu, który nawet przez ułamek sekundy przypominał tego twardego wojownika, którego wielu fanów pamięta z pierwszych Wojen Klonów autorstwa Tartakovsky'ego. Ten moment, gdy przemawiał do droidów mówiąc, ile tysięcy ich zabił, wydawał się takim puszczeniem oka do widzów. Pozostała część historii to jednak uproszczenia, banały i dziwne decyzje (czemu siłacz komandosów pół odcinka walczył z podniesionym hełmem?).
Jedna scena jednak przypomniała to, co w Wojnach Klonów najlepsze. Ten moment, gdy Anakin Skywalker z wściekłością wpada na mostek statku Separatystów, jest niezwykle klimatyczny. Widmo Dartha Vadera jest dostrzegalne w Anakinie, który bez pardonu chce osiągnąć cel, by uratować swoich ludzi, ale metody ma już bliższe Mrocznemu Lordowi Sithów. Ten moment, gdy decyduje się obciąć kończyny generała, by wydobyć informacje, jest niespodziewany, zaskakujący i dobrze pasujący do tego, co wiemy o Anakinie. W końcu fabularnie jesteśmy blisko Zemsty Sithów, a jego droga ku Ciemnej Stronie Mocy zaczęła się wcześniej.
Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów mają przeciętny początek. Zwiastuny 7. sezonu pokazały, że będzie tutaj wiele dobrych, emocjonujących i klimatycznych historii, a na start dano widzom prawdopodobnie najbardziej rozczarowującą. Odcinki o klonach zawsze dostarczały emocji i tym bardziej dlatego na tle przekroju całego serialu ta historia wypada tak blado.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat