Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków: sezon 1, odcinek 1-3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 2 grudnia 2024Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków to nowy serial ze świata Star Wars. Dostajemy coś zupełnie innego! Recenzja nie zawiera spoilerów.
Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków to nowy serial ze świata Star Wars. Dostajemy coś zupełnie innego! Recenzja nie zawiera spoilerów.
Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków to serial, który jest inny niż to, co do tej pory serwował nam Lucasfilm. Twórcy nie wprowadzają na siłę nostalgii, wymyślnych cameo ani osobliwych pomysłów fabularnych, które mogłyby spotkać się z dezaprobatą widzów i krytyką. Nie ma tu nawet nic kontrowersyjnego, ponieważ wszystko jest tutaj szokująco wręcz bezpieczne i proste. W związku z tym, nie ma nawet potencjału, dla którego mogłaby tu istnieć szansa na jakikolwiek hejt. W tym serialu najważniejsza jest historia i sposób jej opowiadania, ale szkoda, że pierwsze odcinki nie są w stanie dobrze rozpisać proponowanych pomysłów.
Dostrzegam w tej produkcji jeden istotny problem, z którym borykały się już inne seriale ze świata Star Wars. Mam wrażenie, że Załoga rozbitków to film podzielony na odcinki. Po trzech epizodach czuję się tak, jakbym obejrzał początek historii, która nawet nie doszła do budującego emocje rozwinięcia. Seans jest przyjemny, choć na ekranie nie dzieje się nic porywającego. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, że to wada fabuły lub sposobu opowiadania historii.
To prawdopodobnie pierwsza produkcja Lucasfilmu, która w pełni daje nam to, co twórcy obiecywali. To pewnego rodzaju list miłosny do klasycznego kina familijnego studia Amblin – z Goonies na czele. Czuć w tym też klimat hitów, takich jak E.T. i Gremliny. Mamy bardzo subtelne easter-eggi, które wywołają uśmiech na twarzy każdego fana. Co ważne, w odróżnieniu od Mandaloriana, smaczki i nawiązania są finezyjnymi drobiazgami, a nie czymś przytłaczającym fabułę. Załoga rozbitków to bardzo interesująca i przystępna opowieść, od której młody widz może zacząć swoją przygodę ze Star Wars. To też produkcja familijna, odpowiednia dla widzów w każdym wieku. Stajemy się częścią grupy, która odkrywa coś, czego jeszcze w tym świecie nie było. Serial rozwija uniwersum i pokazuje bezgraniczne bogactwo Gwiezdnych Wojen.
Wszystko jest powiązane z piratami. Po raz pierwszy w filmowej części uniwersum Star Wars mamy na ekranie więcej nieludzi (rozmaitych ras z galaktyki) niż przedstawicieli rasy ludzkiej. To istotne, potrzebne i bardzo odświeżające. A twórcy pięknie nawiązują do Wyspy Skarbów i innych klasycznych pirackich historii. Świetnie z tym połączono pochodzenie grupy młodych bohaterów, które wpisuje się w piracką konwencję, stając się ciekawym celem dla fabuły. W związku z tym dostajemy jeden z najlepszych pomysłów w Star Wars. Intrygujący i szalenie ciekawy, choć dopiero ledwie liźnięty. Różnorodność piratów i miejsce, w którym przebywają, a do którego trafiają nasi bohaterowie, to mocne atuty opowieści. A droid Smee (nawiązanie do postaci z Piotrusia Pana) to taka kropka nad i pirackich inspiracji. Bardzo dobrze wymyślona postać i świetnie zrealizowana metodami praktycznymi.
Dzieciaki z Załogi rozbitków są niezwykle sympatyczne (Neel swoim urokiem i nieporadnością skradnie serca widzów!), ale niewiele można o nich powiedzieć. Na poziomie emocjonalnym na pewno uda im się zyskać sympatię młodszych odbiorców, ale dla dorosłych będą obojętni. Nie są ani źle zagrani, ani kiepsko napisani (choć czasem zachowują się dość stereotypowo), ale czegoś im w tych trzech odcinkach brakuje, by wzbudzić jakiekolwiek emocje. Na razie pozostaje niedosyt.
Na pochwałę zasługuje postać grana przez Jude'a Lawa. Bohater nie pojawia się od razu (to była świetna decyzja!), ale jak wchodzi do gry, to kradnie całe show. Nie jest jednoznacznie dobry czy zły. Intryguje tym, że umie używać Mocy w podstawowej formie (wziął klucze do celi), więc jestem ciekawy, jaka historia się za nim kryje. Jakie ma motywacje? Tego typu postacie to niewątpliwe atuty seriali.
Po raz pierwszy też widzimy codzienne życie w miejscu, które nie jest wioską zabitą dechami na zapomnianej przez Moc planecie. Attin, inspirowana amerykańskimi przedmieściami, wypada wiarygodnie i pasuje do Star Wars. Codzienność cywilizacji została ukazana inaczej niż w znanych filmach i serialach. To nowe podejście dodaje charakteru Załodze rozbitków. Początkowe sceny z pierwszego odcinka mają ogromne znaczenie, więc zalecam czujność i przyjrzenie się detalom. To tajemnicze miejsce, z którego pochodzą dzieciaki, jest naprawdę pomysłowo ukazane. Niektóre aspekty tylko pozornie nie mają znaczenia, a tak naprawdę sugerują, że kryje się za nimi coś istotnego.
Serial Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków przynosi wiele dobrego uniwersum Star Wars. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Możemy dostrzec w nim wiele fajnych pomysłów i poczuć klimat przygody. Nawet wizualnie jest ładnie. Na ten moment jednak nic nie porywa ani nie angażuje tak, by z czystym sumieniem powiedzieć, że wyszło znakomicie. Wadą jest filmowa konstrukcja. Trzy odcinki dopiero wprowadzają nas do historii, choć fabuła powinna już nabrać tempa.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1980, kończy 44 lat