Happy!: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Syfy postanowiło zaadaptować miniserię komiksową Granta Morrisona pod tym samym tytułem. Serialowy efekt ocieka krwią i przemocą, ale mimo to - nie zniechęca.
Syfy postanowiło zaadaptować miniserię komiksową Granta Morrisona pod tym samym tytułem. Serialowy efekt ocieka krwią i przemocą, ale mimo to - nie zniechęca.
Głównym bohaterem historii jest Nick Sax (świetny Christopher Meloni), były policjant, który zszedł na przestępczą ścieżkę. Jego codzienność polega na piciu, zażywaniu narkotyków i zabijaniu niewygodnych ludzi na zlecenie – Nick wiecznie jest czymś odurzony, lecz mimo to nie traci zawodowego refleksu i z przeciwnikami rozprawia się bez mrugnięcia oka. Podczas jednej z akcji, mężczyzna zostaje ciężko ranny i trafia na sygnale do szpitala. Jeszcze w karetce dołącza do niego wyimaginowany niebieski konik imieniem Happy, który od tej chwili będzie mu towarzyszył. Choć stworek wydawał się tylko halucynacją, okazuje się, że on również ma własną misję i Nick jest jedynym człowiekiem, który może mu w niej pomóc.
Choć opis fabuły może wydawać się absurdalny, bardzo pasuje do całej konwencji serialu. Mamy tu do czynienia z produkcją groteskową, gdzie psychodeliczne sceny jednocześnie bawią, ale i odpychają – krew leje się strumieniami, a główny bohater nie oszczędza swoich ofiar, zadając im ciosy tak bolesne, że niemal da się je odczuć na własnej skórze. Pomijając fakt, iż tytułem produkcji jest imię latającego konika, samo zestawienie słowa "happy" z brutalnością opowieści brzmi jak jawna kpina. Jednak, przy całej swojej niedorzeczności, w serialu jest coś ujmującego - kolejne kadry chłonie się wzrokiem z niemalejącym skupieniem.
Najsilniejszą stroną serialu jest z całą pewnością pędząca do przodu akcja. Na ekranie wiecznie coś się dzieje, w związku z czym nie można tu mówić o nudzie czy nijakości. Jeśli akurat zwalniamy na linii fabularnej, dynamiki całości dodaje świetny montaż i podkręcone neonowe barwy – bardzo sprzyja to efektowi halucynacji, a tym samym odpowiada temu, co siedzi w umyśle głównego bohatera. Fakt, iż historię rozpoczynamy w klimacie bożonarodzeniowym, dodaje produkcji niezwykłego uroku – kto by się nie uśmiechnął na poczciwe Jingle Bells, czy charakterystyczne motywy z Dziadka do orzechów, zgrabnie wplecione w ścieżkę dźwiękową. A skoro już o soundtracku mowa, warto zwrócić uwagę na to, że jest on bardzo bogaty – każdą scenę ilustruje konkretna i zapadająca w ucho muzyka, co sprawia wrażenie, że oglądamy przedziwny teledysk.
Wątek Nicka jest co prawda główną osią dla całego serialu, jednak jego przeszłość a nawet teraźniejszość nie są w pilocie szczególnie istotne. Bohatera poznajemy tylko na tyle, na ile definiują go jego bieżące czyny, bez wgłębiania się w jego osobowość, doświadczenia czy trudne przeżycia. Zakładam, że z biegiem czasu twórcy odkryją kolejne karty, jednak w odcinku pilotowym znalazło się również miejsce na poboczne wątki – poznaliśmy młodą policjantkę Meredith (Lili Mirojnick), specjalizującego się w torturach Smoothiego (Patrick Fischler) i przede wszystkim – odsuniętą od zgniłego przestępczego świata kilkuletnią Hailey. Kamera towarzyszy innym bohaterom niezależnie od tego, czy spędzają oni czas z Nickiem, czy też nie – to wyraźny znak, że możemy spodziewać się wartkiej akcji także na drugim planie, co dobrze wróży serialowi. Na początku miałam wrażenie oglądania wymieniających się skeczy – przeskakiwanie z jednego wątku na drugi, było odrobinę dezorientujące, jednak koniec końców odcinek pilotowy zamyka wszystko w jednakowych granicach. Co prawda wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi lecz to akurat tylko zachęca, by sięgnąć po kolejny epizod.
Happy! nie jest produkcją dla wszystkich. To serial bardzo brutalny, krwawy, sprośny, a momentami nawet obrzydliwy. Latający konik i bożonarodzeniowa scenografia stają się elementem łagodzącym natężenie przemocy – gdyby nie ich urok, odcinek prawdopodobnie byłby aż nadto odrzucający i trudny do przebrnięcia. Tymczasem wszystkie elementy okazują się być zgrabnie połączone w bardzo specyficzną czarną komedię. Za mocne wejście i potraktowanie widza bez taryfy ulgowej – 7/10. Liczę, że będzie tylko ciekawiej.
Źródło: zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat