Hel: Lynch by się uśmiał – recenzja
Data premiery w Polsce: 30 czerwca 2016Hel to polska produkcja, która promowana jest jako „thriller w lynchowskim klimacie”. Czy tak jest faktycznie? Oceniamy bez spoilerów.
Hel to polska produkcja, która promowana jest jako „thriller w lynchowskim klimacie”. Czy tak jest faktycznie? Oceniamy bez spoilerów.
Historia rozpoczyna się w momencie, gdy na Półwysep Helski przybywa amerykański pisarz, który zmaga się z niemocą twórczą. Zaraz potem dochodzi do makabrycznej zbrodni, a obcokrajowiec jako pierwszy staje się obiektem podejrzeń. Szczególnie nieufna wobec niego jest młoda dziewczyna, która zajmuje się tańcem na rurze w obskurnym barze, i jej milczący przyjaciel, Kail. Chłopak jest po uszy zakochany w Mili, ale ona sama bardziej interesuje się rozwiązaniem zagadki niż jego względami.
Mimo tego, że akcja Helu toczy się w małej nadmorskiej miejscowości, co nadaje mu charakterystycznego prowincjonalnego klimatu, a film kręcony był na 35-milimetrowej taśmie, to nic z tego – gdyby Lynch Hel obejrzał, to by się uśmiał. A potem zdenerwował, że ktokolwiek śmie przyrównywać ten dziwaczny twór do jego doskonałych produkcji. Owszem, Paweł Tarasiewicz i Katarzyna Priwieziencew usilnie inspirowali się sposobem, w jaki Lynch robi swoje dzieła, ale zrobili to tak nieudolnie, że praktycznie Amerykanina sparodiowali. Niezamierzenie, więc seans wywołuje jedynie śmiech politowania.
Hel trwa jedynie półtorej godziny, a jednak trudno przez ten czas wysiedzieć w kinowym fotelu. Już dawno nie chciałam, żeby jakakolwiek produkcja skończyła jak najszybciej. Pełno w tym filmie gry światłem, montażem, dźwiękiem; mamy zburzenie ciągłości linearnej i znane z choćby Twin Peaks senne retrospekcje, które jawią się niczym koszmarne mary. Jednak problem z Helem jest taki, że wszystkie te zabiegi są całkowicie nieuzasadnione. Lynch wiedział dokładnie, czemu każdy element filmu/serialu ma służyć, a twórcy Helu nie mają pojęcia. Strzelają na oślep.
To wszystko w połączeniu z faktem, że film jest pozbawiony scenariusza, historia nigdzie nie prowadzi, bohaterowie są szalenie powierzchowni, a para reżyserska nie ma nic do powiedzenia, sprawia, że Hel jest niestrawny. Nie nadaje się do oglądania i jedyne uczucie, jakie może wzbudzić, to potężny ból głowy wywołany przez nieodpowiednie używanie środków formalnego wyrazu i narracyjny chaos.
Ponieważ kompletnie nie obchodzi nas los postaci, które migają na ekranie, a historia nie ma ani jednego mocnego punktu zaczepienia, niemożliwe jest, by odczuwać niepokój, który najwyraźniej chcieli wzbudzić twórcy. Zamiast dreszczy na plecach jest przewracanie oczami i dyskretne ziewanie. Zdarza się też głośne wzdychanie, bo w pewnym momencie widzowi kończy się cierpliwość.
Odetchnęłam z ulgą, gdy pojawiły się napisany końcowe. Ocena nie jest najniższa tylko dlatego, że dobrze było popatrzeć na Philipa Lenkowsky’ego w końcu w głównej roli, a także na - niestety niewykorzystywanego w polskim kinie - Marcina Kowalczyka. Obydwu życzę lepszych filmów.
Źródło: fot. AMONDO Films
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat