„Hell on Wheels” – sezon 4, odcinek 4 – recenzja
Hell on Wheels w 4. odcinku oferuje widzom dobre tempo, ciekawy rozwój historii i osobiste dylematy głównego bohatera.
Hell on Wheels w 4. odcinku oferuje widzom dobre tempo, ciekawy rozwój historii i osobiste dylematy głównego bohatera.
Hell on Wheels po cliffhangerze z pobiciem Cullena (Anson Mount) pokazuje bohatera w innym świetle. Wydaje mi się, że dawny Cullen powystrzelałby oprawców i dwa razy by się nad tym nie zastanowił. Teraz jednak podejmuje inne decyzje, jest bardziej stonowany i najważniejsza jest dla niego kolej. I ten element - z jego oddaniem kolei - jest dla mnie zagadką, bo we wcześniejszych sezonach nie odczuwałem, by oddawał się jej z taką pasją. Co prawda w 3. serii zajmował się nią aktywnie, miał wizję, ale fanatycznego podejścia nie dało się dostrzec. Tutaj momentami to zakrawa o skrajność, gdyż Cullen nie myśli o niczym innym - w tym o Naomi (Mackenzie Porter) oraz ich synu. Jednak dobrze widzieć go w akcji, bo dzięki temu fabuła nabiera tempa i coś zaczyna się dziać.
Mam mieszane odczucia wobec prywatnego życia Cullena. Wydaje się, że trochę przesadzono z tym jego podejściem do budowy kolej. Czuć tutaj chęć pokazania, że bohater nie jest przyzwyczajony do życia rodzinnego i tak naprawę trudno mu się w nim odnaleźć. Liczę jednak na pozytywną kulminację, bo Cullen i Naomi wydają się sympatyczną parą i chce się im kibicować.
[video-browser playlist="633389" suggest=""]
Campbell (Jake Webber) i jego zbiry w niektórych scenach przypominają bandytów. Niby mają strzec prawa, ale tak naprawdę mają je w nosie, byle zrobić coś zgodnie ze swoimi zachciankami. Wkrada się ironia w tym, że ci, którzy mieli wprowadzić cywilizację w Cheyenne, wydają się mniej cywilizowani od twardzieli z Dzikiego Zachodu. Konflikt nabiera rozmachu, gdy w centrum rozgrywki pojawia się kasyno. Każdy krok Campbella wydaje się przemyślany, a jego bezkarność jest aż nadto widoczna. Wygląda to dobrze, ale jednocześnie sprawia wrażenie przedsmaku większej wojny, w której po jednej stronie barykady staną Cullen i Durant (Colm Meaney).
Eva (Robin McLeavy) nie ma jakiegoś ciekawego celu w tym sezonie. Jak w poprzednim odcinku jej karciane perypetie miały jakiś większy sens, tak teraz budowanie coraz większego moralnego upadlania tej postaci temu przeczy. Widzom towarzyszy świadomość, że nie może się pozbierać po odejściu Elama (Common). Liczę, że twórcy mają tu jakiś plan, bo na razie wątek Evy sprawia wrażenie zapychacza - choć w tym odcinku dzięki niej widzimy Duranta w zupełnie innym świetle. Miły, przyjacielski Durant to nie widok, do jakiego jestem przyzwyczajony, ale wygląda to nieźle i wzbudza sympatię.
Czytaj również: "Olive Kitteridge" - data premiery miniserialu HBO
Hell on Wheels rozwija się nieźle, klimat jest, a przewodni wątek sezonu (konflikt z Campbellem) nabiera tempa. Są tutaj elementy niedopracowane (Eva...) i niepotrzebne (Szwed...), ale nadal jest to western dostarczający dobrej rozrywki.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat