„Hell on Wheels”: sezon 4, odcinek 8 – recenzja
Krajobraz po odejściu ważnej dla serialu Hell on Wheels postaci rozczarowuje pod kilkoma względami, ale na szczęście fabularnie wszystko rozwija się ładnie (choć przewidywalnie) i dostarcza sporo frajdy.
Krajobraz po odejściu ważnej dla serialu Hell on Wheels postaci rozczarowuje pod kilkoma względami, ale na szczęście fabularnie wszystko rozwija się ładnie (choć przewidywalnie) i dostarcza sporo frajdy.
Hell on Wheels rozczarowuje pokazaniem tego, co dzieje się z bohaterami po śmierci Elama Fergusona. Spodziewałem się jakiegoś większego wpływu na Cullena (Anson Mount) oraz jego relacje z niektórymi osobami. A tutaj poza krótką wymianą zdań z przyjacielem Elama nie mamy kompletnie nic. Parę razy zostaje on wspomniany tu i ówdzie (szczególnie w wątku Evy, który wiele nie wnosi i nie ma większego znaczenia). I to tym bardziej rozczarowuje po tak nieodpowiednim pożegnaniu się z postacią, która zasługiwała na coś więcej. Teraz odnoszę wrażenie, jakby poprzedni odcinek stanowił tylko formalność do odhaczenia na liście. Nie chodzi też o to, by cały odcinek wylewać łzy po Elamie, ale jednak wrażenie pozostaje dziwne, że ta postać została w taki sposób potraktowana w zeszłym i w tym epizodzie.
Problemem tego odcinka jest przewidywalny motyw, którego niestety oczekiwałem od kilku tygodni. Wszystko dzieje się zgodnie z ustaloną, oczywistą linią rozwoju - Campbell (Jake Webber) zatrudnia byłego druha Bohannona na szeryfa. Ten ruch jest oczekiwanym rozczarowaniem, które wydawało się naturalną koleją rzeczy. Działania nowego stróża prawa są zaledwie poprawne i na razie nie wzbudzają zbytniej ciekawości ani emocji. Jednak są one ważne, bo już teraz widać, co się święci - to doprowadzi do gorącego konfliktu, który w kolejnych odcinkach musi wynagrodzić niektóre niedociągnięcia.
O wiele lepiej wyglądają same perypetie Cullena, który nadal oddaje się pracy (nie czuję tutaj żadnej zmiany po śmierci Elama), ale oddala się od żony. Coś w tej ich relacji jest takiego, że chce się im kibicować. Widać, że Cullen trochę się zmienił dzięki niej i dziecku. Zależy mu na nich, ale ma problem z okazaniem tego i poświeceniem im odpowiedniej ilości czasu. W końcu to twardy człowiek Dzikiego Zachodu - nie potrafi okazywać emocji i walczyć o rodzinne szczęście. Trochę widać to rozdarcie pomiędzy pasją dla dokończenia kolei a uczuciem do żony i dziecka. Wygląda to dobrze, bo zaciekawia i potrafi ładnie rozwijać bohatera.
Szwed pojawia się na chwilę i wszystko wskazuje na to, że nie postradał zmysłów. Jego rozmowa z Mormonem świetnie pokazuje, jaki ze Szweda jest kombinator - spokojnie, powoli modyfikować kłamstwa, by ostatecznie zabarwić je odrobiną prawdy. Ten ich dialog może się podobać. Wątek pobudza ciekawość, bo nie wiadomo, do czego może doprowadzić.
Zobacz również: Pierwszy fragment thrillera "Zaginiona dziewczyna" Davida Finchera
Hell on Wheels pomimo kilku banałów w 8. odcinku nadal zapewnia wiele frajdy. Wydaje się, że ten epizod był takim koniecznym krokiem (choć pewnie można było to zrobić mniej sztampowo), który zaprocentuje w przyszłości i da widzom ogrom emocji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat