Hellboy w Piekle #02: Karta śmierci: Piekła nie ma – recenzja
Data premiery w Polsce: 24 maja 2017Karta śmierci kończy opowiadaną przez blisko ćwierć wieku historię Hellboya. W ostatnich dwóch albumach Mike Mignola wysłał swojego bohatera do Piekła, do domu, by tam spełniło się jego przeznaczenie.
Karta śmierci kończy opowiadaną przez blisko ćwierć wieku historię Hellboya. W ostatnich dwóch albumach Mike Mignola wysłał swojego bohatera do Piekła, do domu, by tam spełniło się jego przeznaczenie.
Trudno o serii Hellboy myśleć inaczej niż o arcydziele współczesnego komiksu. Potwierdzeniem kunsztu Mike Mignola jest wieńczący ją album Hellboy in Hell: The Descent, gdzie sam twórca postaci Piekielnego Chłopca odpowiedzialny był zarówno za scenariusz, jak i stronę graficzną. To ważne, bo choć na przykład Duncan Fegredo, który rysował Burzę i pasję, spisywał się wyśmienicie, to właśnie Mignola jest mistrzem kompozycji planszy i opowiadania nie tylko obrazem, ale i układem kadrów, powtórzeniami; znamiennym jest, jak mało w rysowanych przez niego tomach jest dialogów, jak mało narracji, słów w ogóle. Znamiennym jest, jak minimalistyczne są i same rysunki, mimo tego przekazujące maksimum treści i uczuć.
Mike Mignola rzeźbi w obrazie tak, jak najlepsi pisarze rzeźbią w słowach – trudno to opisać, bo to coś dla tego twórcy unikatowego, polega to jednak choćby właśnie na powtarzaniu wybranych kadrów (nie tylko w obrębie albumu, ale i z poprzednich tomów) niczym mantry, prostych zbliżeniach nawet, co w sumie składa się na to, iż komiksowe plansze oddają nie tylko przebieg akcji, ale także to, co dzieje się w głowie samego Hellboya; widzimy, które myśli go prześladują, jak dręczą go wcześniejsze czyny, tęsknoty. W efekcie trudno o bohatera, którego czytelnik lepiej by znał i rozumiał, nie sposób znaleźć pełniej zbudowaną postać – w dużej mierze to dlatego, mimo iż Piekielny Chłopiec zadebiutował na początku lat 90., nie ma mowy o znużeniu nim.
Rzecz jasna siłą Hellboya w Piekle jest również samo Piekło, które, rysowane minimalistycznym stylem Mignoli, wizualnie czerpiące choćby z Lovecrafta, hipnotyzuje wręcz swoim makabrycznym pięknem. (Jak kiedyś powiedział Mignola, zaczął rysować Hellboya, ponieważ lubił rysować nazistów i potwory – i zwłaszcza te drugie tworzy jak nikt inny.)
Tyle technika, pozostaje jeszcze sama fabuła. I tu znowu powraca ukochany przez Mignolę minimalizm, specyficzny jednak, bo w końcu dzieje się w Karcie śmierci bardzo dużo, zmianom ulega całe Piekło (Szatan zginął już wcześniej), jakoś udaje się jednak Mignoli pokazać w ledwie kilku kadrach, wyekstrahować opowieść o tego, co niezbędne; przez to ma się wrażenie czytania jakby mrocznej baśni czy legendy, tyle że opowiadanej obrazem.
I choć Karta śmierci nie kończy komiksowej historii Hellboya, który ma jeszcze na przykład opowiadającą o jego młodości serię Hellboy and the B.P.R.D., zamyka ona główną oś fabularną, doprowadzając tego bohatera do końca może nie życia (w końcu umarł już w Burzy i pasji), ale jego przeznaczenia.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat