Heweliusz – recenzja miniserialu
Data premiery w Polsce: 5 listopada 2025Netflix zaprezentował kolejną produkcję w reżyserii Jana Holoubka. Czy trzyma poziom poprzednich? Sprawdzamy.
fot. Netflix
14 stycznia 1993 roku w pobliżu niemieckiej wyspy Rugia doszło do ogromnej tragedii – zatonął prom „Jan Heweliusz”. Zginęło wtedy 55 osób, w tym 20 członków załogi i 35 pasażerów. Katastrofę tę postanowili przedstawić na ekranie scenarzysta Kasper Bajon i reżyser Jan Holoubek. Duet wcześniej w widowiskowy sposób opowiedział o wielkiej powodzi we Wrocławiu z 1997 roku.
Heweliusz zaczyna się w momencie, w którym kapitan Andrzej Ułasiewicz (Borys Szyc) nadaje sygnał mayday oraz wydaje załodze i pasażerom rozkaz opuszczenia statku. Tempo jest zawrotne. Widzimy ludzi walczących z całych sił o życie, akcję ratunkową prowadzoną przez znajdujący się w pobliżu statek, a także helikopter, który pomimo sztormu próbuje wyłowić osoby dryfujące w pontonie ratunkowym – z różnym skutkiem. Widz zostaje wrzucony w sam środek akcji. Podobnie jak pasażerowie, nie wie dokładnie, co się wydarzyło. Wie tylko, że prom się wywraca. Tragedię przeżyło dziewięć osób – i to między innymi z ich perspektywy poznajemy wydarzenia poprzedzające katastrofę.
Twórcy już na początku serialu wyraźnie zaznaczają, że to, co oglądamy, jest wyłącznie ich artystyczną interpretacją wydarzeń. Oczywiście Bajon, pisząc scenariusz, rozmawiał z rodzinami załogi – w tym z wdową po kapitanie Ułasiewiczu. Jednak dla potrzeb fabularnych niektóre postaci są fikcyjne. Jednym z takich bohaterów jest Witold Skirmutt, grany przez Konrada Eleryka. Ma on pewne cechy jednego z członków załogi, jednak taka osoba nigdy nie istniała. W serialu pełni on funkcję przewodnika po wydarzeniach na promie – był świadkiem wielu kluczowych sytuacji, a ze strzępów jego wspomnień z odcinka na odcinek dowiadujemy się coraz więcej o tej feralnej nocy.
Miniserial Netflixa łączy w sobie opowieść o ogromnej katastrofie (wątek Skirmutta), dramat ludzi, których dotknęła ta tragedia (wdowy i ich rodziny), a także dramat sądowy (z wątkiem żony kapitana Ułasiewicza na czele). Zwłaszcza finałowe odcinki przenoszą nas na salę sądową, gdzie specjalny zespół powołany przez państwo polskie próbuje ustalić przyczyny nieszczęścia – a w rzeczywistości znaleźć kozła ofiarnego, na którego można zrzucić odpowiedzialność.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak scenariusz Bajona – mimo ogromnej liczby bohaterów – potrafi każdego z nich znakomicie wykorzystać. Nie traktuje żadnej postaci po macoszemu. Nie ma tu ludzi z przypadku. Każdy jest jak element układanki, która składa się na obraz Heweliusza. Nie ma też zbędnych scen czy wątków mających jedynie wypełnić czas. W ciągu pięciu odcinków otrzymujemy pełen, spójny obraz. Po seansie nie pozostają żadne pytania – wszystko zostało domknięte mocną klamrą.
Holoubek zebrał chyba najmocniejszy skład aktorski, łączący najzdolniejszych aktorów młodszego i starszego pokolenia. Pomimo trudnego materiału każdy z nich unosi go bez większego trudu. Nie ma tu słabego ogniwa – każdy dostarcza pełną emocji kreację, która przykuwa uwagę i zostaje w pamięci. A lista nazwisk jest naprawdę imponująca.
Na największe wyróżnienie, moim zdaniem, zasługuje Konrad Eleryk. W znakomity sposób pokazuje dramat człowieka, który przeżył wielką katastrofę i nie może się z tym pogodzić. Jego bohater żyje z poczuciem, że nie zasłużył na ocalenie – że na pokładzie było wielu, którzy bardziej na to zasługiwali. To uczucie niesprawiedliwości go dręczy. Dodatkowo cała sprawa z szukaniem winnych wśród załogi nie pomaga mu w walce z wyrzutami sumienia.
W pamięci zostaje także kreacja Justyny Wasilewskiej, grającej wdowę po jednym z pasażerów – kierowcy tira. Jej postać symbolizuje rodziny osób, które nie były członkami załogi, a które zostały przez państwo zbagatelizowane. Nikt nie pochylił się nad losem tych ludzi. Pozostawieni sami sobie musieli walczyć o przetrwanie. Bohaterka grana przez Wasilewską nagle zostaje sama z synem i kolejnym dzieckiem w drodze. Nie ma nikogo, kto by jej pomógł – żadnego zakładu pracy, który wypłaciłby odszkodowanie. Na jej przykładzie widać jednak, jak bardzo ta tragedia poruszyła społeczeństwo i jak wielka jest siła współczucia w narodzie.
Jedną z osób, które próbują dociec prawdy o tym, co wydarzyło się na pokładzie „Heweliusza”, jest jego drugi kapitan, Piotr Binter (Michał Żurawski), który nie brał udziału w feralnym rejsie. To swoisty „ostatni sprawiedliwy” – nie daje się wciągnąć w państwową kampanię zrzucania winy na swojego przyjaciela. Nie przyjmuje bezrefleksyjnie absurdów płynących z ministerstwa czy wojska. Stara się, choć często nieudolnie, sprzeciwić temu, co dzieje się na oczach całego narodu.
Nie mieliśmy dotąd w Polsce serialu zrealizowanego z takim rozmachem i budżetem. Oglądając produkcję Holoubka, można odnieść wrażenie, że naprawdę wywrócił prom, by to nagrać. Sceny są zrealizowane z niezwykłym realizmem – widz niemal czuje chłód wody wdzierającej się do kajut i na mostek. To nie jest serial, przy którym sięga się po telefon z nudów – proszę mi wierzyć, ręka nawet nie wędruje w jego kierunku. Pięć odcinków obejrzałem jednym tchem. Chciałem wiedzieć, jaki będzie finał tej historii: na kogo zrzucą winę i czy prawdziwi winni zostaną ukarani. Dawno nie widziałem tak dobrze napisanej, zrealizowanej i zagranej polskiej produkcji.
Heweliusz zostaje w pamięci widza na długo po zakończeniu seansu. To kolejna produkcja Holoubka, która pokazuje, jak bardzo państwo potrafi zawieść swoich obywateli w obliczu tragedii i jak usilnie stara się odsunąć od siebie odpowiedzialność, zrzucając ją na innych, często niewinnych ludzi. Podobnie było w Wielkiej Wodzie czy w produkcji 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy. Holoubek doskonale wie, jak opowiadać takie historie, przywracając honor i sprawiedliwość rodzinom poszkodowanych. Udowadnia tym samym, że jest jednym z najlepszych reżyserów w naszym kraju. Jestem bardzo ciekaw jego kolejnych dzieł, które właśnie powstają.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiRedaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme. Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę. Można go znaleźć na:
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1935, kończy 90 lat
Lekkie TOP 10