Pierwszy odcinek serialu Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać to realizacyjny koszmar. Nie ma w tym żadnego scenariusza, spójności narracyjnej czy ciągu przyczynowo-skutkowego. Tak naprawdę jest to gigantyczny chaos, w którym opowiadana historia nie ma żadnego sensu, nakreślonego kierunku, a już tym bardziej celu. A to jest problematyczne, bo nie tylko męczy i nie jest w stanie zainteresować, ale po prostu szybko można się pogubić w tym, co w ogóle się dzieje. Czy dana scena jest retrospekcją, opowieścią bohatera, czy teraźniejszością? Czasem nie da się rozróżnić, bo wszystko skacze z miejsca na miejsce, z czasu na czas i nie wiadomo, co się dzieje i dlaczego. Wydarzenia pędzą na łeb na szyję bez chwili zatrzymania się, rozbudowy relacji bohaterów czy samych postaci.
Właśnie problemem są też bohaterowie, a raczej ich brak. Nie ma tutaj ludzi z krwi i kości, którzy wzbudzaliby sympatię, emocje i chciałoby się im kibicować. Są puste nazwiska bez osobowości, charyzmy czy serca. Najgorzej wypada tytułowy Rój, który jest postacią wypraną z emocji, nudną, mdłą, nieciekawą i bardzo często irytującą. Przedstawienie tych elementów woła o pomstę do nieba, bo to jest rzecz, która powinna być podstawą dobrego serialu historycznego. W tym przypadku jest jedną z jego największych wad. Wszelkie relacje oparte są na pustych frazesach w dialogach, są kompletnie nieprzekonujące i pozbawione sensu. Widzimy ludzi, których niby łączy rzekomy cel, miłość do ojczyzny, ale w żadnym momencie twórcy nie nadają im krzty wiarygodności. Do tego zaprezentowane przemiany, zachowania i reakcje są momentami totalnie absurdalne i pozbawione fabularnego sensu.
Najgorsze jest to, że nie jestem przekonany, czy w ogóle mogę nazwać Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać serialem historycznym. Momentami przypomina to fantasy, bo opowieść jest tak nieprawdopodobnie odrealniona, że aż trudno w to uwierzyć. Kuriozalna scena z rojem pszczół jest tutaj sztandarowym przykładem, bo pomijając jej okropną kiczowatość, bardziej pasuje do filmu o X-Menach niż do serialu o Żołnierzach Wyklętych. Jeszcze gorsza, bardziej absurdalna i pozbawiona sensu jest końcowa scena z modlitwą Roja przeplataną śmiercią jednej z postaci. Tu nie chodzi o sam fakt i zamysł, ale o to jak to źle jest zrealizowane. Nie wywołuje to emocji, a bardziej uczucie zażenowania. To są zabiegi kina patriotycznego, które Hollywood stosuje od wielu lat. Tam jednak z dobrą realizacją jest w stanie to zadziałać na ekranie. W tym przypadku mamy sztandarowy przykład, jak to zrobić źle.
Nie pamiętam, czy widziałem kiedykolwiek tak bardzo zły odcinek serialu – bez względu na to, czy polskiego, czy amerykańskiego – jak początek Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać. Tego po prostu nie da się oglądać. Nie ma tutaj scenariusza, reżyserii, historii, a jedynie chaotyczny zlepek scen pozbawionych sensu, spójności i serca. Taka tematyka zasługuje na coś o wiele lepszego.
Źródło: zdjęcie główne: TVP / Kino Świat
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/