Horyzont. Amerykańska Saga. Rozdział 1 - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 28 czerwca 2024Kevin Costner wraca na fotel reżysera z historią, której jest współautorem. Czy w jego westernowej sadze jest coś, czego widzowie jeszcze na dużym ekranie nie widzieli? Sprawdzamy.
Kevin Costner wraca na fotel reżysera z historią, której jest współautorem. Czy w jego westernowej sadze jest coś, czego widzowie jeszcze na dużym ekranie nie widzieli? Sprawdzamy.
Pomysł na opowieść o tym, jak zachód Stanów Zjednoczonych był zasiedlany przez pierwszych białych mieszkańców, kiełkował w głowie Kevina Costnera od dawna. Pierwszy szkic tej historii powstał bowiem w 1988 roku. Miał to być nawet jego debiut reżyserski. Jednak w ręce aktora wpadł wtedy scenariusz Tańczącego z wilkami autorstwa Michaela Blake’a. Okazało się, że jest w nim dużo rzeczy, o których Costner sam chciał opowiedzieć, więc schował swój projekt do szuflady i rozpoczął prace nad tamtym tekstem. Był to znakomity wybór. Tańczący z wilkami zdobył w 1991 roku siedem Oscarów, z czego dwa powędrowały w ręce samego Kevina. Przez kolejne lata, a nawet dekady, rozwijał jednak swój autorski projekt. Historia ewoluowała z jednego filmu w cztery. Pomysł rozrastał się do niebotycznych rozmiarów. Przybywało bohaterów, wydarzeń, dochodziły dodatkowe miejsca akcji.
Horyzont. Amerykańska saga. Rozdział 1 to zrealizowana z rozmachem wielowątkowa opowieść o ludziach, którzy ryzykują wszystko, by spełnić swoje marzenia na dalekim amerykańskim zachodzie. Problem polega na tym, że podwaliną tego marzenia jest kłamstwo. Wszyscy oni bowiem zostali przekonani, że stają się częścią malowniczego terenu na dalekim zachodzie, gdzie będą mogli rozpocząć swoje życie na nowo. Jest to jednak tak daleko od jakiejś cywilizacji, że nikt nie mógł sprawdzić, czy to, co im się opowiada, jest prawdą. Zresztą mówimy o czasach, w których ludzie są nad wyraz naiwni. Do mitycznego Horyzontu ruszają więc całe karawany. Problem w tym, że ten obiecany raj jest śmiertelną pułapką.
Nowa produkcja Costnera podchodzi trochę inaczej do gatunku westernu niż wielu twórców przed nim. Zacznijmy od tego, że Indianie pokazani są jako ci bezwzględni obrońcy swojej ziemi. Nie wierzą w bajki białego diabła, który przyszedł odebrać im ziemie, twierdząc, że należą do niego. Film rozpoczyna się od dość brutalnej sceny ustawiającej ton całej produkcji. Od pierwszych minut wiemy, kto będzie tą silniejszą stroną, a kto będzie się bronić. Costner tym samym oddaje cześć rdzennym Amerykanom, pokazując ich jako dumny i waleczny naród. I robi to w bardzo przejmujący sposób. Ukazanie, jak niczego niespodziewający się osadnicy zostają napadnięci przez Indian i wymordowani, zostaje w pamięci widza. Zwłaszcza że reżyser nie odwraca kamery. Pokazuje nam, jaki los spotyka nie tylko mężczyzn, ale także kobiety i dzieci. Dla Indian każdy najeźdźca jest równy.
Widać, że Costner miał dużo czasu, wymyślając Horyzont. Amerykańska saga. Rozdział 1. Może nawet za dużo. Przez to dostajemy mnóstwo ciekawych postaci, które trzeba zaprezentować widzom. A to zajmuje czas. Może dlatego pierwsza część trwa aż 3 godziny. Mnogość wątków ma też swoje plusy i minusy. Pozytywem jest to, że dzięki tylu barwnym bohaterom bardzo szybko wsiąkamy w ten świat. Widz znajduje sobie błyskawicznie postać, której kibicuje. Z którą na jakimś poziomie się utożsamia. Kibicuje jej przez cały seans. Do tego przez mnogość wątków nie czuć tego, ile ten film trwa. Czas leci bardzo szybko. Problemem jednak jest to, że pomimo bardzo przyjemnego seansu, odnosi się wrażenie, że obcuje się nie z filmem kinowym, a zrealizowanym z ogromnym rozmachem pilotem serialu. Niepotrzebnie, moim zdaniem, Costner pod koniec wrzuca nam prawie 2-minutową zbitkę tego, co zobaczymy w Horyzont. Amerykańska saga. Rozdział 2. To zabieg zawłaszczony przez telewizję i już od dawna nie pasuje do kina. To psuje efekt.
Mnogość wątków ma też tę słabość, że zostawia nas w wielu przypadkach z ogromnym niedosytem. Chcielibyśmy o niektórych bohaterach dowiedzieć się o wiele więcej i w ciągu tych 3 godzin seansu nie jest nam to dane. Najlepszym przykładem jest cały wątek Elle (Jean Malone) i jej synka. Film rozpoczyna się od jej brawurowej ucieczki od jakiegoś mężczyzny, ale nie za dużo dowiadujemy się o jej przeszłości ani też o tym, kim jest rodzina, która ją ściga. A szkoda, bo jest to jedna z ciekawszych nitek, z której ten cały film jest utkany.
Mocną stroną Horyzont. Amerykańska saga. Rozdział 1 jest na pewno wspaniały casting. Ilość gwiazd na ekranie jest przytłaczająca, ale każda z nich świetnie wykorzystuje czas, jaki dostaje od reżysera. Show kradnie wszystkim oczywiście Sienna Miller, która gra tutaj wdowę Frances Kittredge i wnosi do tego brutalnego świata trochę klasy i piękna. Podobnie jest z Abbey Lee, która z całych sił stara się znaleźć swoje miejsce na tym Dzikim Zachodzie, wykorzystując wszystkie atuty, jakie dała jej natura. Uwagę widzów na pewno przykują też Michael Rooker, Sam Worthington czy sam Kevin Costner. Jednak pomimo wielu męskich ról w tym filmie, trzeba przyznać, że to kobiety wyznaczają w nim tempo. To dla nich oglądamy ten film. I co najważniejsze, nie są one tylko dodatkiem do mężczyzn, którzy chcą budować nowe miasta. To kobiety dyktują warunki. Choć nie każdy mężczyzna chce się do tego przyznać.
Produkcja Costnera zachwyca pięknymi zdjęciami J. Michaela Muro. Operatorowi udało się w pełni oddać magię tych dziewiczych otwartych terenów. Sceny, w których kamera pokazuje bezkresne stepy, zabierają nas do czasów już minionych. A gdy dochodzi do tego ścieżka dźwiękowa napisana przez Johna Debney’a, dostajemy wspaniały mix wizualno-muzyczny.
Horyzont. Amerykańska saga. Rozdział 1 jest produkcją, która potrafi intrygować. Wychodząc z kina, nie będziecie pewnie powaleni na kolana, ale nie pozostaniecie też obojętni. Jest to bowiem jeden z tych filmów, które potrzebują więcej czasu w Waszej głowie na głębsze przemyślenia. Przez mnogość wątków i postaci analiza tego, co widzimy na ekranie, zajmuje widzowi więcej czasu. I nie jest to wcale zarzut. Wydaje mi się tylko, że ten projekt sprawdziłby się lepiej jako serial niż saga filmowa. Czas pokaże, kto ma rację.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat