Hotel, plaża, zimne drinki… i szemrane interesy
"Miasto cudów" nie odniosło jakiegoś spektakularnego sukcesu (przynajmniej w naszym kraju) i pierwszy sezon serialu stacji Starz przeszedł u nas w zasadzie bez większego echa. Trochę to dziwi, bo to przecież bardzo dobra pozycja, w której, jak pokazuje premiera drugiej serii, drzemie ogromny potencjał.
"Miasto cudów" nie odniosło jakiegoś spektakularnego sukcesu (przynajmniej w naszym kraju) i pierwszy sezon serialu stacji Starz przeszedł u nas w zasadzie bez większego echa. Trochę to dziwi, bo to przecież bardzo dobra pozycja, w której, jak pokazuje premiera drugiej serii, drzemie ogromny potencjał.
Schyłek lat 50. ubiegłego wieku, słoneczne Miami, piękne kobiety i gangsterzy. Oto zalety Miasta cudów, które pomimo dość leniwego tempa okazało się solidną i wciągającą opowieścią. Może to właśnie w niespiesznej narracji upatrywać należy niskiej popularności tego serialu. Z drugiej jednak strony już same piękne kobiety, jakich w tej produkcji pod dostatkiem, w dodatku chętnie eksponujące swoje walory, powinny być wystarczającą zachętą dla mężczyzn, by z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych odcinków. Takiego stężenia seksapilu próżno szukać gdziekolwiek indziej. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Pierwszy sezon zakończył się mocnym akcentem, bo aresztowaniem Isaaca. Kiedy przebywa w zamknięciu, zaczynają dopadać go wyrzuty sumienia związane ze śmiercią Mike'a, które przedstawione zostają w postaci sennego koszmaru. Widać, że z Evansa żaden gangster - po prostu kilkoma błędnymi decyzjami niepotrzebnie namieszał sobie w życiu. Podczas gdy Ike siedzi w areszcie, Vera główkuje, jak go z niego wyciągnąć, jednocześnie robiąc wszystko, aby reputacja Miramaru nie została nadszarpnięta. Na tym właśnie w dużej mierze skupia się premiera drugiej serii.
A ta jest doprawdy udana i w konsekwentny sposób rozwija dotychczasowe wątki, nieśmiało wprowadzając także kilka zupełnie nowych elementów. Konflikt Ike'a z Benem zaczyna nabierać rumieńców, żarty się skończyły, a przyszłe odcinki mogą obfitować w kilka naprawdę zapadających w pamięć momentów. Skoro już jesteśmy przy postaci Diamonda, to Danny Huston jak zwykle swoją charyzmą kradnie każdą scenę, w której się pojawia. W dodatku scenarzyści zdają się rzucać mu same najlepsze kąski, czego dowodem może być jego rozmowa ze Steviem. Nie sposób się pod nosem nie uśmiechnąć, widząc grę, jaką Rzeźnik prowadzi z chłopakiem. Wisienkę na torcie stanowi opowieść o pochodzeniu ksywki Bena. Coś pięknego. Magic City od początku charakteryzowało się świetnymi dialogami i bardzo dobrze, że w tej kwestii serial cały czas utrzymuje wysoki poziom.
Powoli zaczynam stawać się fanem talentu Eleny Satine, która wciela się w Judi Silver. O ile do tej pory jej bohaterka była mi dość obojętna, tak już po tym, co dziewczyna pokazała podczas sekwencji na sali sądowej, zaczynam ją coraz bardziej lubić. Mam nadzieję, że aktorka w tym sezonie dostanie trochę więcej czasu ekranowego i w pełni rozwinie skrzydła, bo szkoda, aby tak ciekawa postać się marnowała. Oby tylko twórcy nie wpadli na pomysł jej uśmiercenia, co wydaje się całkiem prawdopodobne znając jej sytuację w serialu.
[video-browser playlist="635692" suggest=""]
W pierwszej serii irytować mogła nieco osoba Danny'ego, który wydawał się być bohaterem jednowymiarowym. Taki trochę ciapciak, bezgranicznie wierzący w wymiar sprawiedliwości i potępiający wszelkie niezgodne z prawem zachowania. Choć na znaczną przemianę przyjdzie nam zapewne trochę poczekać, to postać ta wreszcie nabrała charakteru i przestała być tak mdła. Dylemat, przed którym stanął, i wybór, jakiego dokonał, dodały mu wiarygodności i uczyniły zwyczajnie ciekawszym. Życie nie jest wyłącznie czarno-białe, ale istnieją jeszcze różne odcienie szarości, co Danny wreszcie dostrzega.
Przyczepić mógłbym się w zasadzie tylko do jednej rzeczy, a i to niezwiązanej bezpośrednio z samym odcinkiem. Chodzi mi o charakterystyczny motyw z czołówki, który został zastąpiony innym, gorszym moim zdaniem, utworem. Niby utrzymany jest on w podobnej stylistyce i melodią zdaje się nawiązywać do poprzednika, ale nie posiada już tego uroku, tej iskierki, która sprawiała, że od razu zapadłby w pamięć.
Miasto cudów zaliczyło bardzo udany powrót i wszystko wskazuje na to, że serial powoli nabiera rozpędu. W klimat Miami końca lat 50. wprowadzono nas już rok temu, bohaterów również zdążyliśmy poznać dość dobrze, dlatego scenarzyści więcej miejsca poświęcić mogą wątkom typowo gangsterskim. Zresztą zważywszy na wspomniany wcześniej konflikt, wydaje się to być wręcz nieuniknione. Ike wpadł na świetny pomysł, który z pewnością wzmocni go finansowo, co powinno wyrównać siły w jego przyszłej walce z Benem. Może i produkcja stacji Starz nie prezentuje poziomu Zakazanego imperium, ale ogląda się ją z wcale nie mniejszą przyjemnością, a wzrok dodatkowo cieszą piękne panie, które stanowią niewątpliwy atut tejże pozycji. Jeśli Magic City przypadło wam do gustu, to nowe odcinki w polskiej wersji językowej można oglądać na platformie HBO GO.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat