Igrzyska śmierci
Data premiery w Polsce: 23 marca 2012Już w piątek w kinach głośna ekranizacja 1. tomu trylogii SF pod tytułem "Igrzyska śmierci". Szum wokół produkcji jest przeogromny - film nazywany jest największym wydarzeniem roku, a eksperci ochrzcili go następcą "Harry'ego Pottera". Jaką film prezentuje jakość?
Już w piątek w kinach głośna ekranizacja 1. tomu trylogii SF pod tytułem "Igrzyska śmierci". Szum wokół produkcji jest przeogromny - film nazywany jest największym wydarzeniem roku, a eksperci ochrzcili go następcą "Harry'ego Pottera". Jaką film prezentuje jakość?
Kiedy padają ostatnie mury, powstaje władza niepodważalna. Na ruinach dawnej Ameryki Północnej kształtuje się państwo Panem, zaś w jego skład wchodzi centrum władzy – Kapitol, otoczone przez dwanaście dystryktów. Nazwa Kapitol nie jest jednak nadana przypadkowo – słusznie kojarzy się z władzą Kapitalną = absolutną. Każdy bunt jednostek jest tłumiony, zaś konsekwencje sprzeciwu - surowe. Z 13 dystryktów, które stawiło czoło bezprawiu, 12 poddało się władzy Kapitolu. Ostatni z nich, oznaczony numerem 13, trwał przy swoim, buntując się przeciwko wyzyskowi rządzących. Mieszkańców tego dystryktu spotkała zagłada. Ku pamięci tych tragicznych zdarzeń, mając głównie na celu wymuszone posłuszeństwo podległych obszarów, organizowane są Głodowe Igrzyska, podczas których 24 trybutów w wieku 12-18 lat zmuszanych jest do morderczej konfrontacji na oczach wszystkich mieszkańców państwa Panem. Brutalność jednak tej historii polega głównie na tym, że ze skrajnych zachowań ludzkich robi się show, które odbiera ludziom resztki człowieczeństwa w formie corocznej rozrywki.
[image-browser playlist="604158" suggest=""]©2012 Lionsgate Entertainment Inc. All rights reserved.
Głośna i zyskująca, zdaje się nieustannie, coraz większy rozgłos trylogia Suzanne Collins, otwiera się na świat filmu za sprawą ekranizacji pierwszego tomu, zatytułowanego Igrzyska śmierci. Przygody młodych ludzi podczas nieludzkich zawodów już 23 marca trafią na duży ekran, by ukazać widzom to, co zrodziło się w głowie wspomnianej pisarki. Powieść Collins, pomimo iż miejscami naiwna oraz sprowadzająca do minimum zwierzęcą stronę natury człowieka, uzewnętrznioną poprzez trudne decyzje, niosła ze sobą duży potencjał. Psychologiczna strona książki, surrealistyczna wizja państwa rozwiniętego technologicznie do granic absurdu, a w nim głód i niewolnicza praca pod dyktando rządów absolutnych z wyraźnym nawiązaniem do historii Europy, dawały piorunującą mieszankę, czekającą tylko na wybuch uwieczniony na taśmie filmowej. Co prawda w bestsellerowej powieści Suzanne Collins brak jest moralnych rozterek "młodocianych morderców", związanych z koniecznością traktowania rówieśników jako zwierzyny łownej. Brak także wyraźnie zaznaczonej granicy pomiędzy jeszcze człowiekiem, a maszyną do zabijania. To, co przyczyniło się do wielkiej popularności trylogii z państwa Panem, oprócz oczywiście ciekawie zarysowanych fundamentów historii, to fakt, iż książki te mogą czytać zarówno osoby w wieku 13 jak i 20 lat. Szeroki wachlarz potencjalnych odbiorców przyczynił się do sprzedania ponad 26 milionów egzemplarzy przygód Katniss Everdeen. Jak można było się zatem domyślić, Hollywood postanowiło zagarnąć odrobinę tego tortu dla siebie, nie wyskakując poza dolną granicę wiekową, która przecież już raz się sprawdziła. I to podejście niestety zgubiło twórców.
[image-browser playlist="604159" suggest=""]
Najnowszy film Gary’ego Rossa, mówiąc wprost, pozbawiony jest całkowicie charakteru ciężkiej szkoły przetrwania. Jest dokładnie tym dla pierwszego tomu powieści Collins, czym ekranizacja książki "Eragon" pod tym samym tytułem. To, co widz będzie miał okazję zobaczyć na dużym ekranie nie spełnia oczekiwań zarówno na poziomie filmowej rozrywki, jak i tym bardziej w ramach ekranizacji przytoczonego bestselleru. Obraz, którego zwiastun zapowiada dojrzały teatr zwierzęcej natury człowieka, w efekcie pozostaje na płaszczyźnie nieco dramatycznej, skąpo zarysowanej miłosnej rozrywki z podwalinami nieszczęśliwej przygody. Przygody, która nie dość, że nie zmusza do zastanowienia się nad jej tragizmem, to, co gorsze, w żaden sposób nie zachęca do zapoznania się z zawartością książki "Igrzyska śmierci" tych z Was, którzy jeszcze jej nie czytali. W zasadzie nie zdziwiłbym się, gdyby reakcje widzów po seansie były zbliżone do tych, znanych nam po obejrzeniu filmu "Eragon", kiedy to duża liczba osób nie znająca dzieła literackiego, porównywała jego poziom do wspomnianej "smoczej" produkcji, zachodząc przy tym w głowę, jak "coś takiego" mogło stać się przebojem w księgarniach na całym świecie?
Książkę Suzanne Collins można pochłonąć w jeden dzień. Czyta się ją jednym tchem i co najważniejsze, trzyma w napięciu do ostatniej strony. Dużo zatem nadziei pokładałem w nowej produkcji studia Lionsgate, wyreżyserowanej przez Gary’ego Rossa. Najgorsze niestety jest to, iż sam reżyser nie wyznaczył sobie jasnej drogi. Po ostatniej scenie filmu zadać można sobie jedno kluczowe pytanie: cóż takiego twórca ekranizacji chciał nam pokazać? Psychologiczna część powieści nie została w żaden sposób rozbudowana, a co gorsze – znacznie spłycona. Katniss, główna bohaterka "głodowych igrzysk", nie wykazuje wyraźnego buntu wobec rządzących co tym samym słabo nawiązuje do ewentualnej rebelii podległych dystryktów. Wielu zdarzeń brakuje, jako że film rządzi się własnymi prawami, lecz także wiele z nich zostało zmienionych. Nawet opiekunowi trybutów - Haymitchowi oberwało się kosztem scen humorystycznych oraz słabo zarysowanymi jego relacjami z Katniss, z ich planem na zwycięstwo. Twórcy potrafią wygospodarować czas na nieistotne zmiany w fabule, pomijając przy tym całkowicie kilka ciekawych scen, w tym ogromne i zarazem tragiczne spostrzeżenia Katniss, dotyczące zmiechów (potoczna nazwa od zmieszańców – mutantów z laboratorium Kapitolu, choć z filmu w żaden sposób o tym się nie dowiecie). Finał igrzysk pojawia się bardzo szybko i aż trudno uwierzyć, że to już koniec. Co gorsza, jest on płytki, nieco inny niż w oryginale literackim, a jedyne co ma wspólnego z książką to scena z zatrutymi jagodami. Pojawiające się mutanty wyglądają jak przerośnięte psy i ku wielkiemu rozczarowaniu, znikają tak samo szybko, jak się pojawiły. Szokujące odkrycie głównej bohaterki w powiązaniu tych stworzeń z poległymi trybutami zostało całkowicie pominięte, co w efekcie daje bajeczkę, w której wszechmocne państwo jest w stanie dokonać wszelkich działań, daleko odchodzących od logicznego wytłumaczenia. Idący w parze z kolejnym tysiącleciem niewiarygodny postęp technologiczny, staje się wyjaśnieniem wszystkich niewytłumaczalnych zjawisk, czy gadżetów. Te dwa proste słowa - "postęp technologiczny" mają zamknąć poznawczą naturę widza, nie tłumacząc przy tym praktycznie niczego. Czasem to i dobrze, gdyż nie to jest głównym punktem programu. Z pewnością jednak ujmuje to jednak powadzeniu historii oraz jej realności. Jedynym plusem, w ramach wprowadzonych zmian, są wypowiedzi komentatorów igrzysk, będące głosem narratora w dziele literackim. Niestety i na tym polu widać dużą pustkę.
[image-browser playlist="604160" suggest=""]©2012 Lionsgate Entertainment Inc. All rights reserved.
Dziełu literackiemu, o czym już wspomniałem, można było zarzucić wiele. Zbyt infantylne jak na powagę całej otoczki. Miejscami liniowe prowadzenie akcji i pozbawione widocznych przemian bohaterów w obliczu nieuniknionego okrucieństwa. Bardzo delikatne podejście do ciężkiej sztuki przetrwania. Wiele ciekawych spostrzeżeń Katniss zarysowanych, lecz nie rozwiniętych. I co chyba uderzało najbardziej – w żaden sposób niewykorzystane umiejętności myśliwego w stosunku do pozostałych trybutów. W książce pada bardzo ważna kwestia, kiedy to Gale (przyjaciel głównej bohaterki) daje do zrozumienia, iż nie ma tak naprawdę różnicy pomiędzy polowaniem na zwierzynę, a polowaniem na człowieka. Wystarczy jedynie odpowiednio na to spojrzeć. Ten wątek nie zostaje jednak w żaden sposób pociągnięty. Oczywiście przetrwanie podczas głodowych igrzysk to nie tylko walka z wrogo nastawionymi trybutami, lecz także umiejętna koegzystencja z naturą. Każda roślina może być trująca. Pogoda - zmienna i kontrolowana przez organizatorów morderczej rozgrywki, nigdy nie idzie w parze z oczekiwaniami. Czegokolwiek by nie napisać, faktem jest, iż powieść Collins jest na tyle ciekawa, by z czystym sumieniem polecać ją kolejnym pokoleniom. Tego samego niestety nie można już powiedzieć o samej ekranizacji. Twórcy "Igrzysk śmierci", mając w mowie potocznej "dolary w oczach", podjęli się czegoś, co ich całkowicie przerosło. Widząc możliwość zysku, zabrali się za film, który z ciężkim sercem odradzam. Oczywiście fani przygód najstarszej z córek Everdeen nie przejdą obojętnie obok seansów omawianej produkcji. Jest to jak najbardziej zrozumiałe i zdaje się, że na to właśnie liczy ekipa pod wodzą studia Lionsgate. Smutny jest jednak fakt, iż powieść, która ma potencjał, traci go całkowicie za sprawą chęci zysku przerastającej chęć nakręcenia ciekawej rozrywki.
[image-browser playlist="604161" suggest=""]©2012 Lionsgate Entertainment Inc. All rights reserved.
Pod kątem akcji film oczywiście stara się trzymać widza w napięciu. Kosztem relacji międzyludzkich oraz ciągłej niepewności, akcja cały czas naciera na nas, próbując usilnie zmieścić się w "akceptowalnym" limicie czasowym produkcji - tak, aby jeszcze nie nudziło. Niestety - komputerowe mutanty, czy mało realistyczny ogień są jedynie dodatkiem. Co prawda scena ucieczki Katniss przed płomieniami i później ciekawy urywek z gniazdem zmutowanych pszczół daje niezły wstęp. Wszystko skupia się jednak na rozrywce skierowanej do mało wymagającego widza. Brutalność, także przemilczana w większości przez Collins, w filmie zostaje przedstawiona z przymróżeniem oka. Scena pojedynku Tresha z pewną trybutką przepuszczona została przez skaner PG-13. Tak samo zresztą jak wszystkie aspekty poruszone przez autorkę powieści, które w rezultacie mogłyby wydać się zbyt szokujące.
Aż trudno uwierzyć, iż w tym miejscami chaotycznym widowisku, upchnięto 100 mln dolarów i aż 140 minut seansu! Film nie zachwyca ani pod kątem fabularnym, ani też wizualnym. Jest nieźle, ale zdecydowanie za słabo jak na ekranizację powieści sprzedanej w milionach egzemplarzy. Niesmak po seansie jest o tyle większy, iż w najbliższym 20-leciu nie doczekamy się zapewne ponownej = lepszej ekranizacji pierwszego tomu trylogii Suzanne Collins.
[image-browser playlist="604162" suggest=""]
Oznacza to tym samym, że jeżeli widzowie posłuchają zadziwjająco pozytywnych opinii na temat omawianej produkcji, to finał starć Dystrykty kontra Kapitol przyjdzie nam oglądać na obrazach młodzieżowej telenoweli. Bez polotu. Bez charakteru. W tym jednak miejscu do boju wchodzi ciekawa zapowiedź filmu oraz interesująca powieść. Coś, co mnie, jak i zapewne Was, podkusiło do zapoznania się z najnowsyzm filmem Gary'ego Rossa. Być może jest to ratunek dla reżysera, w żaden jednak sposób nie świadczący o klasie i wysokim poziomie omawianej produkcji. Przyznać muszę, iż po tym, co już jutro zaserwuje nam twórca "Miasteczka Pleasantville", wyobraźnia czytelników wydaje się być lepszym rozwiązaniem, nie kaleczącym pomysłowości Suzanne Collins.
Ocena: 5/10
Poznaj recenzenta
Adrian ZawadaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat