„Impersonalni”: sezon 4, odcinek 2 – recenzja
4. sezon serialu Impersonalni jest niczym nowe rozdanie. Patrząc na to, co przygotowali twórcy, można spodziewać się wielu asów. Coraz bardziej rozwija się serialowy świat, a scenarzyści, jak widać, mają masę fantastycznych pomysłów.
4. sezon serialu Impersonalni jest niczym nowe rozdanie. Patrząc na to, co przygotowali twórcy, można spodziewać się wielu asów. Coraz bardziej rozwija się serialowy świat, a scenarzyści, jak widać, mają masę fantastycznych pomysłów.
Impersonalni ("Person of Interest") w 2. odcinku powracają do swojego proceduralnego rodowodu, wciąż jednak rozwijając mocno zarysowany wątek główny. Tym razem na tapecie jest niebezpieczny rodzaj gry miejskiej, który niemal co miesiąc rozgrywa się w różnych zakątkach świata. Tym razem padło na Nowy Jork. Sama idea tego typu zabawy jest świetna - twórcy zresztą po raz kolejny sięgają po sprawdzone motywy. Znajdzie się tutaj coś dla fanów twórczości Dana Browna, gdzie królują zagadki, łamigłówki oraz symbolika, jak i klasycznych kryminałów.
Cieszy chwilowe odwrócenie ról i schematu początku. Zazwyczaj to Harold dawał zlecenia Johnowi, ale tym razem jest odwrotnie. To Reese namawia Fincha na pomoc mu w sprawie Claire - genialnej nastoletniej mistrzyni szachowej, która zdaje się być szalona. Szybko okazuje się jednak, że bierze udział w tajemniczej grze miejskiej. I choć sama gra poprowadzona jest bezbłędnie, a zagadki trzymają się kupy, to najważniejsze okazuje się niesamowite rozwiązanie, kiedy po licznych próbach Harold zaczyna rozumieć, kto jest twórcą niebezpiecznej zabawy. Wątek główny tym samym zaczyna się jeszcze bardziej rozwijać, a widz pozostaje w szoku - Samarytanin nie dość, że sam myśli, to jeszcze zaczyna werbować swoją ekipę. Jeżeli starcie Maszyny Fincha z Samarytaninem można nazwać walką bogów, tak możliwe jest, że za jakiś czas dojdzie do starcia dwóch ekip herosów pod rządami cybernetycznych bóstw.
Widać, że twórcy mają doskonałą koncepcję, przemyślaną w każdym calu. Najnowszy sezon Impersonalnych mógłby być właściwie początkiem niemal każdego serialu w tych klimatach. Widz nie ma prawa ani na chwilę się nudzić, bo na każdym kroku twórcy go zaskakują. Nadal nie wiadomo, jaką przykrywkę ma Root, ale chyba żadną szczególną i robi po prostu swoje. To ciekawe, jak z przeciwnika stała się sprzymierzeńcem, a teraz niemal szefową składu. Sameen również ma swoje momenty - i to dosyć humorystyczne. Obie jej przykrywki są zabawne, choć ta nocna o wiele bardziej pasuje do bohaterki. Nie zawodzi Fusco, który wprowadza element komediowy do serialu, a także będzie napędzać fabułę - wszak ma teraz nowego partnera, który awansował z wydziału narkotykowego. Cały pomysł niespecjalnie podoba się Reese'owi, który nie przywykł do działania w duecie, ale taka dynamika w narracji bardzo się przyda. Szczególnie że John ma w sumie najlepszą fałszywą tożsamość.
[video-browser playlist="633204" suggest=""]
W odcinku znalazło się kilka scen-perełek. Jedną z nich jest chociażby ta z telefonem - w pełni oddaje ona charakter Johna. Ciekawe są również jego rozważania z Finchem. Widać, kto stracił nadzieję, a kto wciąż próbuje ratować innych. Na szczęście Maszyna zadbała także o Harolda, pokazując mu, że istnieje cień szansy. Bardzo podoba mi się nowa baza bohaterów.
W produkcji wyraźnie czuć rękę Jonathana Nolana; Impersonalni czerpią wiele z jego scenariopisarskich zainteresowań. Dwa pierwsze odcinki są zresztą tego najlepszym przykładem. "Claire nie chciała pomocy" - mówi Finch podczas rozmowy z Johnem, nad czym zresztą bardzo ubolewa. Bo tak naprawdę 2. odcinek pomimo całej otoczki rekrutowania ekipy przez Samarytanina traktuje o samotności i desperackiej próbie walki z przeciwnościami losu, poszukiwaniu swojej drogi i zagubieniu. To motywy wykorzystane zarówno w Prestiżu, jak i 3. części "Batmana", a w tworzeniu obu Jonathan pomagał bratu. Bohaterowie są zmęczeni i radzą sobie na swój własny sposób. John wciąż wierzy w sprawę, czeka na nowe numery i walczy o każdą osobę. Finch natomiast tę nadzieję utracił, ale przywróciła mu ją Root, pokazując, że Maszyna nie zapomniała o nim.
Czytaj również: Nowy fragment 3. sezonu "Arrow". Czy zobaczymy nadludzkie moce?
Odcinek 2 ma niesamowitą dynamikę, na swój sposób przebijając ten z numerkiem 1. Genialna jest scena, w której Claire odnajduje wreszcie rozwiązanie i widzi, że nic tam nie ma. Otaczają ją najemnicy i w tym momencie dzwoni telefon. Zdała test, dostała to, czego chciała, ale czy aby na pewno? Jak powiedział Finch: "Odnajdziesz cel, ale czy jest to aby na pewno to, czego poszukujesz?". Wspaniale ukazało to, że czasami złą osobą staje się ta zagubiona, która jedynie poszukiwała sensu. Wszystkich niestety uratować się nie da, a walka z Samarytaninem nabiera dopiero rozpędu. Jaki będzie jej ostateczny wynik? Nie wiadomo. Zapowiada się jednak ogrom emocji.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat