In the Heights: Wzgórza marzeń – recenzja filmu
In the Heights: Wzgórza marzeń to ponad dwugodzinny musical opowiadający o latynoamerykańskiej społeczności z jednej z dzielnic Nowego Jorku. Czy warto dać mu szansę? Oceniam.
In the Heights: Wzgórza marzeń to ponad dwugodzinny musical opowiadający o latynoamerykańskiej społeczności z jednej z dzielnic Nowego Jorku. Czy warto dać mu szansę? Oceniam.
Fabuła filmu In The Heights. Wzgórza marzeń rozgrywa się na przedmieściach Nowego Jorku – w dzielnicy Washington Heights, zamieszkiwanej przez społeczność latynoamerykańską. Kamera skupia się przede wszystkim na przedstawicielach drugiego pokolenia imigrantów – młodych ludziach, którzy dopiero wkraczają w dorosłość: planują studia, karierę lub zakładanie rodziny. Głównym bohaterem jest Usnavi, kasjer w lokalnym sklepie spożywczym, który otrzymuje propozycję wyjazdu w strony, z których się wywodzi - mianowicie na Dominikanę. Początkowa faza ekscytacji nowym pomysłem ustępuje w pewnym momencie wyrzutom sumienia i wątpliwościom – czy naprawdę słusznie będzie zostawić rodzinę i przyjaciół, z którymi spędził całe swoje życie?
In the Heights: Wzgórza marzeń to film ciekawy już z zasadniczego powodu – produkcja jest utrzymana w tonie musicalu, przez co na tle innych współczesnych obrazów prezentuje się oryginalnie (jak wiemy, wciąż powstaje ich stosunkowo mało w porównaniu do innych gatunków). Mówiąc "musical", mam na myśli musical z prawdziwego zdarzenia – bohaterowie rozmawiają ze sobą, śpiewając, a także tańczą i wirują w rytm muzyki w co drugiej scenie prezentowanej na ekranie. Producentem jest Lin-Manuel Miranda, a za kamerą stanął Jon M. Chu, twórca produkcji takich jak Bajecznie bogaci Azjaci czy Step Up 2 (wibracje jego dotychczasowego dorobku są tutaj mocno odczuwalne, co wypada bardzo korzystnie, biorąc pod uwagę formułę nowej produkcji). Wzgórza marzeń powstały na kanwie teatralnego musicalu z Broadwayu (stworzonego również przez Mirandę), jednak obiektywem kamery opowieść też czuje się zaskakująco dobrze - choreografie poprowadzone są profesjonalnie, a sama ścieżka dźwiękowa, chwytliwe piosenki i ich piękne wykonania, wybrzmiewają świetnie. Widać, że włożono w to wszystko ogrom ciężkiej pracy i faktycznie wygląda to przekonująco. To dla mnie pozytywne zaskoczenie - choć film nie był szczególnie promowany w Polsce, miło mi oznajmić, że mamy tu do czynienia z kinem naprawdę dobrej jakości.
Oś fabularna produkcji nie jest skomplikowana czy zawiła – opowieść prowadzona jest raczej oczywistymi torami. Z jednej strony mamy tu tematy takie jak: kompleksy ze względu na pochodzenie, poczucie obcości, wykluczenia, niespełnione ambicje – ale z drugiej wielkie nadzieje i wiarę w siebie, optymizm i wspaniałe zażyłe relacje międzyludzkie, na widok których naprawdę robi się ciepło na sercu. Jest w tym duża dawka marzycielstwa i pewnej magii, ale pojawia się też zdrowy rozsądek i przyziemne problemy, które znają wszyscy – twórcom udaje się zachować dobrą równowagę, przez co film nie jest kiczowaty, a raczej pozytywny i podnoszący na duchu.
Sam fakt, że produkcja skupia się w zasadzie wyłącznie na mniejszości latynoamerykańskiej w Nowym Jorku, jest budujący – czuć, że ten film ma głębię, ważny i jednoczący przekaz. Mimo określenia wyraźnej grupy docelowej, opowieść zawiera dużo uniwersalnych morałów i mądrości, z których można czerpać niezależnie od tego, czy jesteśmy wśród jej ścisłych odbiorców kulturowych, czy też nie. Losy bohaterów angażują, postacie są wielobarwne, pełnokrwiste i zwyczajnie autentyczne, a ich perypetie bawią i wzruszają. Film jest nasycony optymizmem i dobrą energią, jak z resztą na musicalowy gatunek przystało – momentami może się to wszystko wydawać cukierkowe i wyidealizowane, jednak mimo to, kupuję tę historię w całości. To naprawdę dobry kawałek kina, który ogląda się z zainteresowaniem - przez ponad dwie godziny siedziałam przed ekranem oczarowana. Czego chcieć więcej?
In the Heights: Wzgórza marzeń jest produkcją naprawdę udaną – jeżeli lubicie musicale, warto dopisać ten tytuł do listy do obejrzenia. Choć historia jest prosta i nieskomplikowana, a twórcy stawiają przede wszystkim na dobrą energię, mamy tu także momenty smutne czy wzruszające, co dodaje całości realizmu i pewnej wagi. Aktorzy wykonują świetną robotę i poświęcają się swoim postaciom bez reszty, co fajnie rezonuje z ekranu, a scenografie, kostiumy czy rekwizyty są tak kolorowe, że aż trudno oderwać od tego wszystkiego wzrok. Przy tym wszystkim opowieść okazuje się budująca, podnosząca na duchu i zwyczajnie fajna – to zarówno uroczy feel good movie na ponure jesienne wieczory, jak i pełen energii wakacyjny hit, który pozytywnie nastraja. Jestem miło zaskoczona i polecam wszystkim, którzy są otwarci na specyfikę tego gatunku - jak najbardziej warto obejrzeć.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat