Indiana Jones i Wielki Krąg - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 9 grudnia 2024MachineGames ponownie nie zawodzi. Szwedzkie studio stworzyło nie tylko bardzo dobrą grę, ale również wciągającą przygodę Indiany Jonesa, którą śmiało można postawić obok najlepszych filmów z tym bohaterem w roli głównej.
MachineGames ponownie nie zawodzi. Szwedzkie studio stworzyło nie tylko bardzo dobrą grę, ale również wciągającą przygodę Indiany Jonesa, którą śmiało można postawić obok najlepszych filmów z tym bohaterem w roli głównej.
Indiana Jones i Wielki Krąg to gra, w której od samego początku czuć klimat filmów z Harrisonem Fordem w roli głównej. I to raczej tych pierwszych, które debiutowały jeszcze w latach 80. Już pierwsza grywalna scena, będąca zresztą swego rodzaju samouczkiem, jest przepięknym nawiązaniem do Poszukiwaczy Zaginionej Arki, a ta cudowna atmosfera nie znika nawet później, gdy rozpoczyna się właściwa, zupełnie nowa historia.
Pewnej nocy główny bohater jest świadkiem włamania do budynku Marshall College. Wyjątkowo postawny mężczyzna, przez doktora Jonesa nazwany „olbrzymem”, kradnie mumię kota. Sprawa wygląda na tyle nietypowo, że jeden z najsłynniejszych archeologów popkultury decyduje się podjąć jej rozwiązania, co doprowadza go na trop tytułowego Wielkiego Kręgu, który ma skrywać w sobie wielką moc. Śledztwo zaprowadzi go w różne regiony świata: od mroźnych Himalajów, aż po skąpane w słońcu piaski Gizy. Niestety pech chciał, że Wielki Krąg jest również obiektem zainteresowań nazistów, na czele z niejakim Vossem, a przez to Indy ponownie wpada w spore tarapaty.
Wielki krąg, wielka przygoda
Historia zdecydowanie nie została potraktowana po macoszemu. Wręcz przeciwnie – zadbano o ponad 4 godziny cutscenek, w których zachowano klimat, humor i aurę tajemnicy oraz przygody znane z filmowej serii. Nie zabrakło pewnych zwrotów akcji i niespodzianek, przez które ma się jeszcze większą ochotę, by dotrzeć do rozwiązania całej zagadki. Na dodatek postacie, na które trafia podczas swoich podróży Jones, są nieźle napisane. Szczególnie dobrze wypada towarzysząca mu w niektórych misjach Gina – i nie, wbrew obawom i spekulacjom pojawiającym się w niektórych zakątkach Internetu, nie jest ona postacią grywalną czy „kradnącą” czas Jonesowi. Co więcej, nie tylko nie jest ona klasycznym obiektem westchnień głównego bohatera, ale nie jest też „przesadzona” w żadną ze stron. Nie jest ani damą w opałach, ani też to nie zawsze ona ratuje protagonistę z opresji. Wraz z Indym są duetem, który czasami wdaje się ze sobą w słowne utarczki (Gina regularnie nazywa Jonesa „strambo”, co po włosku oznacza „świr” lub „dziwak”), ale jednocześnie wspierają się w trudnych chwilach i dobrze ze sobą współpracują. Ich relacja przypomina trochę tę, która łączyła Jonesa i Marion w Poszukiwaczach Zaginionej Arki. No i jest też rewelacyjny antagonista, niemiecki archeolog Voss, który kradnie każdą scenę, w której się pojawia. To utalentowany manipulant, który jest w stanie przekonać ludzi do tego, by tańczyli tak, jak im zagra.
Zdziwi się – czy pozytywnie, czy negatywnie to już kwestia gustu – ten, kto po Wielkim Kręgu spodziewał się kolejnej gry w stylu Wolfensteina. To zdecydowanie nie strzelanka, a przygodowa gra akcji, z naciskiem na przygodę właśnie. Choć sam miałem świadomość, że będzie to coś innego, to nie sądziłem, że twórcy zdecydują się na zbalansowanie poszczególnych elementów składowych rozgrywki w TAKI konkretnie sposób. Mówiąc krótko: klasycznej akcji jest tutaj zaskakująco niewiele. W porównaniu z serią Uncharted czy ostatnią trylogią Tomb Raider są jej naprawdę śladowe ilości i dla mnie było to naprawdę miłą niespodzianką. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić Indianę Jonesa, który, niczym B.J. Blazkowicz, z uśmiechem na ustach biega z pistoletem czy karabinem i morduje całe hordy wrogów.
Prawa ręka, szczęka pęka
Pojedynków oczywiście nie brakuje, ale raz, że często można je ominąć, a dwa, że zwykle z przeciwnikami rozprawiamy się głównie przy pomocy pięści lub przedmiotów służących za prowizoryczną broń. Jones może wykorzystać między innymi porozrzucane tu i ówdzie gitary, łopaty czy butelki, by znokautować oponentów. System walki nie jest szczególnie rozbudowany, ale sprawia frajdę. Możemy wyprowadzać szybkie ciosy i mocniejsze ataki, które wymagają „naładowania” poprzez przytrzymanie przycisku na kontrolerze. Do tego dochodzi blok, unik oraz oczywiście bicz, którym możemy przyciągać do siebie wrogów lub wytrącać im broń z dłoni.
Równie dobrą opcją jest skradanie. Przeciwników możemy zdejmować po cichu lub omijać, w czym pomagają nie tylko stroje, w które może przebrać się Indy, ale też sztuczna inteligencja, bo oponenci czasami wykazują bardzo luźny stosunek do krzyków swoich kompanów czy archeologa, który pomyka obok nich kucając. Co więcej, w przeciwieństwie do chociażby Star Wars Outlaws w dniu premiery, tutaj zauważenie nas nie wiążę się z ekranem „game over” i cofnięciem do ostatniego autozapisu. Zamiast tego przechodzimy do otwartej konfrontacji, co często prowadzi do dość intensywnych, ale też satysfakcjonujących potyczek. Parę razy wręcz ucieszyłem się, gdy próba przemknięcia w mroku mi się nie udała, bo paniczne bieganie, bicie oponentów po twarzach i okładanie ich tym, co wpadło mi w ręce, było naprawdę przyjemne!
Co jednak z bronią palną? Cóż, ta również się tutaj pojawia i to nie tylko w rękach nazistów, faszystów i wszystkich innych wrogów, którzy stają na drodze Indiany Jonesa. Sam bohater również może z niej skorzystać, ale nie zawsze jest to rozsądne. Nie tylko musimy uważać na zapasy amunicji, ale też pamiętać, że wystrzał może zaalarmować pobliskich wrogów, a to potrafi znacząco skomplikować sytuację.
Znacznie większy nacisk niż na walkę postawiono na elementy przygodowe i łamigłówki. Nawet w tych bardziej liniowych lokacjach regularnie możemy natknąć się na miejsca, do których warto się udać w poszukiwaniu sekretów. Czasami dowiemy się o nich, podsłuchując rozmowy pobliskich NPC-ów, innym razem może zaciekawić nas informacja zawarta w notatce znajdującej się w na półce czy w szufladzie biurka. Muszę przyznać, że momentami naprawdę ciężko było mi skupić się na głównym wątku fabularnym, bo zaglądanie w każdy kąt i odkrywanie tego typu tajemnic sprawiało mi mnóstwo frajdy. Nie mówiąc już o tym, że to przy okazji także cenne źródło punktów doświadczenia, pieniędzy i przewodników, które są źródłem nowych umiejętności Indy'ego. Te obejmują zarówno pasywne bonusy (więcej zdrowia, wytrzymałości czy szybsze przeładowywanie rewolweru), jak i nieco ciekawsze zdolności, takie jak możliwość wstania po porażce, jeśli dotrzemy do kapelusza czy podduszanie wrogów biczem.
Gra, na domyślnych ustawieniach (warto zaznaczyć, że twórcy pozwalają ustawić osobny poziom trudności dla walki, a osobny dla zagadek), nie jest zbyt trudna. W walce zginąłem może dwa-trzy razy i to raczej przez moją nieuwagę. Zdarzyło mi się jednak zatrzymać na dłuższą chwilę w przypadku pewnych łamigłówek. Te również nie są może szczególnie wymagające, a do tego podrzucane są nam pewne podpowiedzi (w dialogach i notatkach), ale mimo tego czasami musiałem nieco bardziej wytężyć umysł, a raz nawet sięgnąłem po notes i długopis, żeby coś rozszyfrować.
Nie zapomniano też o segmentach zręcznościowych. Trudno przecież byłoby wyobrazić sobie przygodę doktora Jonesa bez ucieczek z walących się ruin, wspinaczki czy bujania się na biczu. Wszystkie te elementy są tutaj obecne. Nie byłem przekonany do zastosowanego przez Szwedów zabiegu ze zmianą kamery z pierwszoosobowej na trzeciosoobową, ale okazało się to na tyle mało inwazyjne, że po pierwszej godzinie przestałem kompletnie zwracać na to uwagę. W żaden sposób nie przeszkadza to też w rozgrywce, bo perspektywa przedstawiania akcji zmienia się w momencie, w którym na moment tracimy kontrolę nad bohaterem – na przykład podczas łapania się krawędzi.
Podróże małe i duże
Wszystkie te elementy składowe rozgrywki nie robiłyby prawdopodobnie tak dobrego wrażenia, gdyby nie to, jak zgrabnie wpleciono je w eksplorację. Zdecydowana większość miejsc, do których udajemy się u boku Indy'ego, to półotwarte lokacje, w których jest co robić. Często nagradzają one wnikliwość i pomysłowość graczy. Obserwując otoczenie możemy dostrzec na przykład różne drogi do celu, skróty czy miejsca, do których możemy dostać się bezpieczniej po odnalezieniu właściwego stroju lub klucza. Taka swoboda i możliwość odkrywania różnych rozwiązań stających nam na drodze problemów przypominała mi serię Dishonored. Bardzo fajnym i klimatycznym smaczkiem jest też wplecenie w to wszystko gadżetów – do nawigacji wykorzystujemy mapę, którą główny bohater musi trzymać w dłoniach (zapomnijcie o pauzowaniu gry do zorientowania się w okolicy), ciemność rozświetlamy zapalniczką, a istotne miejsca czy wydarzenia możemy utrwalić przy pomocy aparatu fotograficznego.
Indiana Jones i Wielki Krąg nie jest może najładniejszą grą tej generacji, ale pod względem oprawy graficznej (grałem na konsoli Xbox Series X) jest naprawdę nieźle. Szczególnie dobre wrażenie robią twarze postaci, które na dłużej pojawiają się na ekranie. Na szczególną uwagę zasługuje to, jak świetnie odwzorowano młodego Harrisona Forda. Jest on niczym żywcem wyjęty z filmów. Twórcom udało się dobrze przenieść nie tylko jego wygląd, ale też charakterystyczne ruchy czy mimikę.
Zachwyca spore zróżnicowanie lokacji, bo znajdziemy tutaj zarówno pełne roślinności dżungle, mroczne jaskinie, jak i pełne detali wnętrza budynków. W paru miejscach byłem także pozytywnie zaskoczony sporą liczbą szczegółów. Przemierzając pustynie Egiptu, zostawiamy ślady na piasku, a brodząc po pas w śniegu Himalajów, drążymy niewielki tunel w białym puchu.
Ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada Gordy Haab, jest kapitalna i klimatyczna. Znajdziemy na niej zarówno nowe aranżacje znanych utworów Johna Williamsa (w tym oczywiście słynnego motywu przewodniego), jak i całkowicie nowe kompozycje.
Początkowo dość nieufnie podchodziłem do polskiego dubbingu, ale z kronikarskiego obowiązku postanowiłem sprawdzić obie opcje. Angielskie głosy znacznie bardziej przypadły mi do gustu, a Troy Baker doskonale uchwycił manierę i sposób wypowiedzi młodego Forda, ale i polska wersja, z pewnymi wyjątkami, jest całkiem przyzwoita. Jones, Gina i Voss brzmią nieźle i jedynie aktorskie popisy drugoplanowych postaci czasami brzmiały bardzo sztucznie. Niektórzy najwyraźniej postanowili mocno w swoich rolach poszarżować.
Pozytywnie zaskakuje również... poziom technicznego dopracowania. Podczas około 20 godzin nie natrafiłem na żadne poważniejsze błędy (jedynie jakaś kosmetyka w postaci zabawnych animacji), ani cokolwiek, co utrudniałoby lub uniemożliwiałoby zabawę. Trochę szkoda, że w dzisiejszych czasach jest to pewnego rodzaju ewenement, a nie standard, ale cóż poradzić.
Indiana Jones i Wielki Krąg to przemiła niespodzianka i udane zakończenie 2024 roku. MachineGames dostarczyło na rynek tytuł, który sprawdza się zarówno jako bardzo dobra przygodowa gra akcji, jak i klimatyczna produkcja dla fanów Indiana Jonesa. Podczas około 20 godzin spędzonych na tej przygodzie bawiłem się znakomicie i nadal czuję niedosyt. Do tego stopnia, że chętnie jeszcze wrócę do tej produkcji, by odkryć to, co pominąłem podczas pierwszego podejścia. Parafrazując słowa z Ostatniej krucjaty: ta gra powinna znaleźć się nie w muzeum, a na dyskach Waszych pecetów i konsol!
Plusy:
+ sporo zawartości;
+ klimat;
+ wciągająca historia serwowana w „kinowym” stylu;
+ muzyka;
+ zróżnicowana rozgrywka.
Minusy:
- sztuczna inteligencja nie powala.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1975, kończy 49 lat