Infamia od platformy Netflix może być jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym polskim serialem obecnego roku. Aż dziw bierze, że mając świadomość nadchodzącej premiery, rodzimy oddział serwisu nie zdecydował się na zintensyfikowanie działań promocyjnych – ta produkcja jest przecież jedyną w swoim rodzaju lekcją z próby zrozumienia kompleksowo pojętej Inności, która powinna zyskać jak najszerszą publikę. Jest coś niezwykle pokrzepiającego w fakcie, że Annie Maliszewskiej, pomysłodawczyni, reżyserce i współscenarzystce tej historii, udało się w umiejętny sposób połączyć tak różnorodne i, wydawałoby się, nieprzystające do siebie konwencje i wątki: przyjrzenie się sytuacji polskich Romów, opowieść spod znaku coming-of-age, szkic pejzażu społeczno-politycznego, musical, odkrywanie własnej tożsamości i przybierający na sile konflikt pokoleniowy, mający swoje źródło w napięciu powstałym na styku narzucanego przez rodzinę gorsetu zachowań i przychodzącego z otaczającego nas świata wyzwolenia od jakichkolwiek oczekiwań. W ostatecznym rozrachunku produkcja świeci jednak nie blaskiem mnogości podjętych tematów, a kreatywnością przyjętych rozwiązań, pasją, nutami wizjonerstwa i zostawionym tu przez twórców serduchem. To ostatnie chce tańczyć i w rytm młodzieżowego rapu, i przy dźwiękach mistycznego "Ederlezi" – od niewypowiedzianej radości po dojmujący smutek, od godzenia się z nieuchronnością losu po bunt, od "ja" do "my". Infamia, nawet w całej swej niedoskonałości, może w naszym kraju zrobić więcej dla zajrzenia w duszę Innego niż tomy akademickich opracowań i seria medialnych publikacji. A tego potrzebujemy dziś jak nigdy. 
fot. Piotr Litwic/Netflix
+2 więcej
Główną bohaterkę tej historii, Gitę (fenomenalna Zofia Jastrzębska – czapki z głów!), poznajemy jeszcze w czasie emigracji w Walii. Romska rodzina Burano wiedzie tu spokojny, niczym niewyróżniający się żywot, stając się częścią brytyjskiego tygla kulturowego. Protagonistka doskonale odnajduje się więc wśród uosabiających społeczną mozaikę rówieśników, próbując rozwijać największą ze swoich pasji – rap. Relatywnie szybko odkrywamy jednak, że ta pozorna sielanka ma drugie dno: Burano musieli wyjechać do Wielkiej Brytanii za chlebem w konsekwencji tytułowej infamii, kary, którą nałożyła na nich wciąż mieszkająca w Polsce rodzina. Gdy pojawia się szansa na powrót, rodzice Gity, Marko (Sebastian Lach) i Viola (Magdalena Czerwińska), postanawiają z niej skorzystać, zabierając tym samym córce nie tylko przyjaciół, ale i drzemiące w niej marzenia o muzycznej karierze. Jeszcze gorzej, że to dopiero początek gromów, które spadają na bohaterkę. Jest ona bowiem najważniejszym elementem układanki, który ma pomóc romskiej familii w poprawie finansowego statusu i jednocześnie potencjalnym wybawieniem dla pogrążonego w długach ojca. Świat protagonistki runął, by w ekspresowym tempie zacząć przybierać nową formę. Gita musi stawić czoło nieustannym wymogom: tym płynącym z uwarunkowań romskiej społeczności i jej kultury, rzucanym przez nieufnych w stosunku do niej rówieśników z liceum, przed którymi ukrywa swoją tożsamość, i zasadom życia w małym miasteczku, w którym aż roi się od "prawdziwych Polaków", gotowych pobić drugiego człowieka wyłącznie za jego narodowość. Jest wreszcie Tagar (Kamil Piotrowski), nowy obiekt westchnień dziewczyny, którego początkowo bierze ona za światełko w mrocznym tunelu. Rzecz w tym, że w tej opowieści postaci moralnie jednoznacznych jest jak na lekarstwo. Dobro i zło raz po raz wchodzą ze sobą w klincz, a gongiem przerywającym kolejne rundy tego starcia staje się nieprzerwanie powracające w tej opowieści, upiorne widmo infamii.  Wędrówka przez świat Gity i jej najbliższego otoczenia jest doznaniem ekstatycznie wręcz intensywnym; nawet małe, niepozorne sceny – zwłaszcza te rozgrywające się w polskim domu romskiej rodziny – koniec końców nabierają większego znaczenia, a cała opowieść pęcznieje od zaskakujących zwrotów akcji, historii przynoszonych przez kolejne postacie i systematycznie poszerzających swoją skalę konfliktów. Infamia oferuje nam również unikalny wgląd w kulturę Romów, wypchniętą w toku dziejów na społeczny margines i traktowaną najczęściej jako ciekawostkę, przybierającą formę jeszcze jednej biesiady telewizyjnej i dodatku do wiejskich potańcówek. Ekranowi przedstawiciele tej społeczności mają dla widzów niezwykle cenne lekcje: te skodyfikowane w romanipen, ogóle tradycji romskiej, jak i te odwołujące się do szerzej rozumianego funkcjonowania w społeczeństwie i dotykające problemu przemocy, dbałości o spuściznę, międzypokoleniowej sztafety czy przełamywania barier w kontakcie z drugim człowiekiem. Nie liczcie jednak na kolejny serial, w którym to, co inne, jest z natury rzeczy "lepsze". Chwytanie przez Romów życia pełnymi garściami i ich skoczne pląsy na scenie kontrastują w tej produkcji z bezwzględnie prowadzącym interesy wujem Stefanem (znakomity Artur Dziurman) czy budzącymi wśród świata Zachodu odrazę nakazami i zakazami. Ogromna szkoda, że na tle tej wyjątkowej próby uchwycenia wszystkich cząstek romskiej duszy zdecydowanie po macoszemu potraktowano kwestię stosunku do niej Polaków. Twórcy z nielicznymi wyjątkami wolą unikać stawiania trudnych pytań o genezę zachowań rodaków w kontakcie z Romami, przez co część postaci jawi się wyłącznie jako nośniki stereotypów, które bezwiednie przetwarzają to czy inne odbicie niechęci i nienawiści. Jakąś próbą odkupienia win na tym polu staje się sposób ukazania postaci księdza Kuby (Julian Świeżewski), który niekiedy jest przedstawiany jako ostatni sprawiedliwy polskiego narodu. Na całe szczęście im bliżej finału tej opowieści, tym częściej kwestia ta zaczyna być uzupełniana i poszerzana. 
Piotr Litwic/Netflix
Infamia jest jednak w pierwszej kolejności opowieścią o dorastaniu i poszukiwaniu własnej tożsamości, dzieląc na tym polu korzeń z innymi produkcjami Netfliksa w typie seriali Unorthodox czy, przynajmniej w pewnej mierze, Sex Education. Niezmiernie cieszy fakt, że w tym podążaniu szlakami wytyczonymi przez hity platformy przekładanie ich wydźwięku na romskie i polskie realia nabiera unikalnego charakteru. Pomagają w tym nie tylko decyzje scenariuszowo-fabularne, ale i rozwiązania techniczne, muzyczne i wizualne. W aspekcie estetycznym Infamia może być najwyrazistszym rodzimym serialem ostatnich lat. Twórcy kreślą przed nami świat roztańczonych na ekranie kolorów, w którym magnetyczne barwy coraz to nowszych strojów Gity zaczynają kontrastować z szarzyzną polskich blokowisk i mrokiem ciemnych ulic. Są tu także sekwencje, w których możemy odnaleźć ślady nieodłącznie wpisanego w romską tradycję mistycyzmu – gra świateł i praca kamery sprawiają, że ujęcia przyrody czy skupienie na twarzy głównej bohaterki momentami wydają się wypływać z jakiegoś nadnaturalnego porządku, jakby inspiracji dla nich autorzy poszukali w twórczości genialnie portretującego na ekranie romską społeczność Emira Kusturicy. Jest wreszcie warstwa muzyczna; choć nie wszystkie utwory wydają się akurat do tej opowieści pasować, i tak będzie to jedna z najciekawszych i najbardziej oryginalnych ścieżek dźwiękowych w polskiej branży filmowo-serialowej. Wyśpiewywany przez Gitę młodzieżowy rap i piosenki Romów idą tu ramię w ramię z poruszającymi wszystkie zakamarki duszy taktami "Ederlezi" Gorana Bregovića czy absolutnie nieoczywistym i także na wskroś przeszywającym wykonaniem "Barbie Girl" grupy Aqua. Mikstura wybuchowa, lecz nie sposób się od niej uwolnić.  W Infamii aż roi się od znakomitych występów aktorskich – prawdopodobnie najlepszych ze wszystkich polskich produkcji oryginalnych Netfliksa. Prym na tym polu wiedzie przetaczająca się przez ekran jak huragan i jednocześnie doskonale podkreślająca całą subtelność portretowanej przez siebie postaci Jastrzębska, która – nie mam tu żadnych złudzeń – stanie się objawieniem roku. Fantastycznie wypadają również Łach i Czerwińska; pierwszy z nich ma do zagrania jedną z najtrudniejszych w tej opowieści ról, druga kapitalnie kreśli położenie romskiej matki, rozdartej między rodzinnymi zobowiązaniami a próbą odnalezienia lepszego miejsca w świecie. Jest też charyzmatyczny Dziurman, cudowna jako babcia Tania Wanda Ranii Kozłowska czy Aleksandra Grabowska, której Eliza zaczyna przyjaźnić się z Gitą, by później mierzyć się ze złożonymi konsekwencjami tej znajomości. To dzięki nim, jak również pozostałym członkom obsady, Infamia ma szansę wybrzmieć z tak wielką mocą. Owszem, twórcy nie ustrzegli się pewnych błędów, zwłaszcza w drugiej części historii stawiając na nastawione na szybki efekt rozwiązania, ale w żaden sposób nie zmienia to faktu, że ten serial był polskiemu społeczeństwu i samym Romom niezwykle potrzebny. Nie chodzi tu wyłącznie o to, że ta ekranowa historia jak mało która rodzima produkcja niweluje strach przed Innym; jej niepodrabialne piękno najpełniej uwypukla się tam, gdzie zostaje ono zaklęte w pierwiastkach człowieczeństwa. Jeśli Kusturica i Bregović pozwalali nam razem z Romami surrealistycznie śnić, Infamia umożliwia coś w dzisiejszych czasach o niebo cenniejszego – nauczyć się wraz z nimi współistnieć. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj