Jak poznałem waszą matkę – 08×14
Kiedy wydawało się, że nic już nie uratuje poziomu ósmego sezonu How i met your mother, nadszedł przełomowy odcinek z oświadczynami Barneya. Następnie widzowie zostali wzięci z zaskoczenia, gdy usłyszeli słowa Teda – „nigdy nie poznałbym waszej matki”. A co przynosi kolejny epizod?
Kiedy wydawało się, że nic już nie uratuje poziomu ósmego sezonu How i met your mother, nadszedł przełomowy odcinek z oświadczynami Barneya. Następnie widzowie zostali wzięci z zaskoczenia, gdy usłyszeli słowa Teda – „nigdy nie poznałbym waszej matki”. A co przynosi kolejny epizod?
Przede wszystkim większy spokój. W pierwszej połowie sezonu How I Met Your Mother upadło tak nisko, że teraz może być już tylko lepiej. I faktycznie jest! Od momentu oświadczyn Barneya czuć, że fabuła zmierza do określonego celu, czyli do ślubu z Robin, który pokazany zostanie zapewne w majowym finale sitcomu stacji CBS. Scenarzyści przechodzili samych siebie, by rozciągać historię poznania tytułowej matki przez wiele lat. W końcu odnoszę wrażenie, że mają plan i wiedzą, w jakim kierunku podążają.
Czternasty odcinek 8. sezonu ponownie prezentuje nam historię, którą widzieliśmy już wielokrotnie – Teda umawiającego się z o wiele młodszą dziewczyną o imieniu Carly. W tej roli znana fanom Pretty Little Liars Ashley Benson wypadła dosyć przekonująco jako głupiutka "dwudziestka", która uwielbia – wait for it – wyłącznie nową trylogię „Gwiezdnych wojen”. Cała sytuacja pokazała niestety wciąż zagubionego Teda. Naprawdę nie mogę się doczekać, aż w końcu główny bohater pozna swoją przyszłą żonę i odżyje, bo czasem jest go po prostu szkoda. Szczególnie, gdy jego przyjaciele połączyli się w pary, a on został… sam.
[image-browser playlist="595429" suggest=""]
©2013 CBS
Odcinek nieprzypadkowo niósł za sobą kolejny morał dotyczący miłości, który w końcu zrozumiał również Barney. Stinson cały czas jest w świetnej formie, bawi gestami, zachowaniem, jak choćby charakterystyczne mruganie, gdy Ted pytał go, czy przeleciał jego matkę. Nowy Barney (tym razem już w stałej relacji z Robin) wcale nie jest gorszy od Barneya, który posługiwał się swoim Playbookiem, czyli podręcznikiem podrywu. I bardzo dobrze. Widać, że scenarzyści przygotowując widzów do oczekiwanego ślubu mają sporo pomysłów.
Nie warto zapomnieć również o romantycznym wątku Robin, która w końcu odkryła i zrozumiała prawdziwą siłę i moc pierścionka zaręczynowego. Musicalowa wstawka – według mnie – była jednak kompletnie niepotrzebna. Gdzieś w tle przewijał się wątek napalonych Marshalla i Lily, którzy na siłę starali się nakręcać, tłumacząc to faktem, że gdy ma się dziecko, nie jest łatwo o gorący seks. Wypadli jak zwykle w nieco przerysowany sposób, ale fana „HIMYM” na pewno potrafili solidnie rozbawić, ponieważ zachowywali się dokładnie w swoim stylu.
How i met your mother chyba już nigdy nie powróci do poziomu z początkowych sezonów. Jest jednak nadzieja, że dalsza część ósmej serii i finałowy dziewiąty sezon będą miłym i zabawnym ukłonem w stronę fanów, gdzie dowiemy się czegoś więcej o tytułowej matce. Oby!
Ocena: 7/10
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat