Tasha Suri szturmem wdarła się do rankingów wydawniczych i nie wygląda na to, żeby planowała się zatrzymać. Jaśminowy tron to pierwsza część nowego cyklu, który zapewne okaże się kolejnym bestsellerem. Jeśli lubicie książki o silnych kobietach, które walczą o swoje miejsce i seksualność w męskim świecie, będziecie zachwyceni. Jaśminowy tron zawiera pewne znaki rozpoznawcze Tashy Suri. Mamy doskonale zbudowany świat przedstawiony, który uwodzi czytelnika kolorami i zapachami orientu. Suri nie zawiodła. Widać, że do sprawy podeszła jak zwykle bardzo starannie, tworząc misterne otoczenie dla… No właśnie. Tu zaczynają się schody. Kolejny raz mamy do czynienia z kobietami, które próbują poprawić swoją pozycję w patriarchalnym świecie. Nie jest to złe, broń Boże. Problem jest taki, że bohaterki są dość płaskie. W zasadzie nie zapadają w pamięć. Wszystkie przedstawicielki płci pięknej są uciśnione, przez pewien czas przebywają w ukryciu, a potem wychodzą na światło dzienne, by dokonać wielkich rzeczy. Kogo zatem poznamy? Kapłankę, ciężarną generałową i wreszcie księżniczkę, która dla odmiany nikogo nie udaje, ale staje do walki z okropnym bratem. Nie chcę pisać więcej, żeby uniknąć spoilerów. Wspomnę tylko, że każdy kogoś udaje.
Źródło: Fabryka Słów
Związki między postaciami są, delikatnie mówiąc, bardzo elastyczne. Niezależnie, czy jest to przyjaźń, czy głębsze uczucie. Pisarka nie zadała sobie trudu, żeby podjąć jakąś grę psychologiczną, nawet kosztem akcji. Bohaterki bardzo szybko zmieniają zdanie o sobie i o relacjach. No, ale to też można jakoś obronić, przecież nie jest to powieść psychologiczna, ale głównymi adresatami są młodzi ludzie, których nie można zanudzić. Zatem tu nie będę aż tak zrzędzić. Celem Suri było dać podlotkom interesującej książki, która pobudzi ich wyobraźnię, przekaże kilka prawd życiowych, a poza tym pokaże, że nawet w świecie wschodnim zdominowanym przez mężczyzn można coś osiągnąć i być kimś więcej niż tylko żoną lub służącą. I tu akurat jestem pewna, że jej się to udało i młodzież będzie czytać Jaśminowy tron z wypiekami na twarzy.
Teraz czas na drugą stronę barykady. Postacie męskie są skonstruowane tak, żeby pomóc wydobyć wdzięki głównych bohaterek. Zatem albo są ostatnimi draniami, których los w zasadzie jest łatwy do przewidzenia albo po odegraniu jakiejś roli grzecznie odsuwają się w cień. Czy jest to minus? I tak, i nie. Z jednej strony jest to nie pierwsza i nie ostatnia powieść fantasy zdominowana przez mężczyzn, ale przydałby się jakiś prawdziwy szwarccharakter. Stawienie mu czoła byłoby wymagające zarówno dla pisarki, jak i jej bohaterek, ale na pewno podniosłoby walor literacki i nie tylko. Samą książkę czyta się nieźle, aczkolwiek zdarzają się (zwłaszcza na początku i na końcu) drażniące dłużyzny. Suri wciąż potrafi czarować orientem i plastyką opisów. Fabryka Słów stanęła także na wysokości wydawniczego zadania. Książka jest po prostu piękna wizualnie. Co do treści, to już sprawa indywidualna. Jaśminowy tron będzie się sprzedawać i zachwycać młodzież. Takie było jego zadanie. Tasha Suri potrafi wyczuć potrzeby rynku, co udowodniła w dwóch częściach innego cyklu. Obawiam się jednak, że jeśli nie postawi sobie wyżej poprzeczki, stanie się ofiarą własnego sukcesu i będzie powielać samą siebie. Moja ocena jest dość wysoka, ale to dlatego, że starałam się spojrzeć na całość okiem nastoletniego człowieka, do którego ta powieść jest adresowana. Ode mnie samej byłoby to 6.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj