JDM: Japanese Drift Master - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 21 maja 2025Polskie studio wzięło na warsztat japońską scenę wyścigową. JDM: Japanese Drift Master to przyjemna, choć niepozbawiona wad gra wyścigowa, w której główny nacisk położono na tytułowy drifting.
Polskie studio wzięło na warsztat japońską scenę wyścigową. JDM: Japanese Drift Master to przyjemna, choć niepozbawiona wad gra wyścigowa, w której główny nacisk położono na tytułowy drifting.

JDM: Japanese Drift Master to ciekawy przypadek. Choć to gra wyścigowa z akcją osadzoną w Japonii, skoncentrowana głównie (choć nie wyłącznie) na driftowaniu, nie stoi za nią japońskie studio. Twórcami są... Polacy, a dokładniej warszawskie studio Gaming Factory. Stworzona przez nich produkcja nie jest idealna, ale wygląda i brzmi nieźle, a przy tym ma trochę ciekawych pomysłów i naprawdę przyjemną atmosferę.
Od samego początku czuć, że nie mamy do czynienia z produkcją o budżecie porównywalnym do największych serii wyścigowych, takich jak Forza czy Need for Speed. Mimo to twórcy upchnęli tu naprawdę sporo zawartości – od fabularnych scenek w formie paneli mangi, przez otwarty świat, aż po liczne wyzwania. W trakcie rozgrywki weźmiemy udział zarówno w klasycznych wyścigach, rywalizacji driftowej, jak i... dostawie sushi na czas. Ta ostatnia przypomina nieco serię Crazy Taxi. Liczy się nie tylko czas dostawy, ale również stan zamówienia (każda kolizja obniża pasek jakości), a nawet styl jazdy. Taka różnorodność zdecydowanie działa na korzyść gry, choć momentami odnosiłem wrażenie, że niektóre elementy są zbędne. Przykładem może być fabuła – niezbyt oryginalna i mało wciągająca, a niektóre kadry z mangi mogą wywołać raczej zażenowanie niż ekscytację. A szkoda, bo japońska scena driftu to wdzięczny temat, który aż prosi się o ciekawsze przedstawienie.
Ścieżka bohatera, w którego wciela się gracz, to klasyczna podróż „od zera do driftera”. Bierzemy udział w kolejnych zawodach (nie tylko driftingowych), wykonujemy zadania poboczne i poznajemy kolejne fragmenty niezbyt pasjonującej historii. Po drodze zdobywamy też wirtualne środki, które możemy przeznaczyć na tuning maszyn lub zakup nowych pojazdów. To pozwala na podejmowanie trudniejszych, ale też bardziej opłacalnych zadań. Gameplay loop jest więc dość typowy, ale przyjemny – łatwo wpaść w pułapkę „jeszcze jednego wyścigu”. Zwłaszcza że sama jazda daje sporo frajdy, zarówno podczas zwykłego przemieszczania się z punktu A do punktu B, jak i pokonywania zakrętów bokiem.
Twórcy zadbali o dwa główne tryby jazdy – zręcznościowy oraz tzw. simcade, oferujący nieco bardziej realistyczne doświadczenia. Nieco, bo nie jest to pełnoprawna symulacja na poziomie np. Assetto Corsa. Przy obu ustawieniach model jazdy jest satysfakcjonujący i przystępny. Samochody mają wyczuwalny ciężar, nie kleją się do nawierzchni, ale też nie reagują zbyt nerwowo na najdelikatniejsze ruchy gałką analogową. Dodatkowo przygotowano szereg opcji umożliwiających dostosowanie poziomu trudności i stylu gry do indywidualnych preferencji.
Mocną stroną JDM: Japanese Drift Master jest również oprawa audiowizualna. Choć nie dorównuje topowym tytułom gatunku, prezentuje się solidnie. Momentami zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby postawić na bardziej stylizowaną, mniej realistyczną grafikę, która bardziej pasowałaby do japońskiego klimatu i mangowych wstawek. Niemniej fikcyjna prefektura Guntama, po której się poruszamy, wygląda dobrze i oferuje zróżnicowane lokacje. Dodatkowym atutem jest dynamiczna pogoda i cykl dnia i nocy – zwłaszcza jazda po zmroku i w deszczu robi wrażenie. Zaskoczyła mnie również obecność licencjonowanych samochodów marek takich jak Nissan czy Subaru. Modele pojazdów są szczegółowe i dobrze odwzorowane, choć wnętrza wypadają gorzej – są zbyt sterylne i pozbawione charakteru, przypominają raczej plastikowe makiety. Dla mnie nie było to szczególnym problemem, bo zwykle jeżdżę z kamerą umiejscowioną za pojazdem, ale niektórym może to nieco przeszkadzać.
Na pochwałę zasługuje także udźwiękowienie. Samochody brzmią odpowiednio i fani motoryzacji bez wątpienia docenią ryk silników dostępnych w grze maszyn. Muzyka – choć początkowo mnie nie przekonywała – po kilku minutach zyskała w moich oczach, a raczej uszach, dzięki różnym stacjom radiowym. Przemierzanie ulic Guntamy przy akompaniamencie japońskiej elektroniki to naprawdę ciekawe doświadczenie.
JDM: Japanese Drift Master sprawdza się świetnie jako odskocznia od dużych, rozbudowanych gier wyścigowych, które wciągają na setki godzin. To produkcja o mniejszej skali, ale dostarczająca solidnej porcji dobrej zabawy. Twórcy nie uniknęli jednak potknięć – od miejscami rozczarowującej sztucznej inteligencji, po irytujące i zbyt częste ekrany ładowania, np. przy szybkiej podróży między garażami. Jest tu miejsce na poprawki, ale już teraz można się przy tej grze dobrze bawić.
Poznaj recenzenta
Paweł Krzystyniak


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 73 lat
ur. 1988, kończy 37 lat

