Jedź albo giń!
Data premiery w Polsce: 24 maja 2013Prawidła sequeli są nieubłagane: musi być szybciej, efektywniej i lepiej. Co powiedzieć, gdy mamy do czynienia z szóstą częścią? Na szczęście Justin Lin odrobił lekcje i przebił samego siebie, podnosząc poprzeczkę jeszcze wyżej. Jego Szybcy i wściekli 6 są niczym granat wrzucony między rozpędzone samochody. Przy akompaniamencie ryków silników stuningowanych fur, w oparach spalin, czujemy się niczym małe dzieci bawiące się resorakami.
Prawidła sequeli są nieubłagane: musi być szybciej, efektywniej i lepiej. Co powiedzieć, gdy mamy do czynienia z szóstą częścią? Na szczęście Justin Lin odrobił lekcje i przebił samego siebie, podnosząc poprzeczkę jeszcze wyżej. Jego Szybcy i wściekli 6 są niczym granat wrzucony między rozpędzone samochody. Przy akompaniamencie ryków silników stuningowanych fur, w oparach spalin, czujemy się niczym małe dzieci bawiące się resorakami.
Na wstępie należy jasno zaznaczyć: jeżeli komuś nie podobały się wcześniejsze filmy z serii, to i tutaj nie odnajdzie swoich klimatów. Dla wszystkich innych będzie to objawienie roku. Szósta część szybkich i jeszcze wścieklejszych wygląda, jakby wyszła spod dłuta Michaela Baya - jest lepiej, intensywniej i efektywniej.
Historia to pretekst do pokazania jak największej ilości akcji. Drużyna Torreta musi się jeszcze raz zjednoczyć w celu ratowania członka rodziny. Letty żyje i ma się dobrze, choć cierpi na amnezję. Na szczęście miłość zwycięży wszystko. Wrogiem tym razem jest Shaw (uroczo karykaturalny Luke Evans), a sprzymierzeńcem nie kto inny, ale Hobbs (dobrze czujący się w roli napakowanego testosteronem Dwayne Johnson). Na nic jednak meandry fabuły, które nie mają większego sensu, ani tłumaczenie, że chodzi o tajny mikrochip, ani że chodzi o miliardy dolarów. Reżyser ze scenarzystą dają jasny przekaz – chodzi o zabawę. A ta jest przednia.
[image-browser playlist="591149" suggest=""]©2013 UIP
Trzeba przyznać, że Lin dobrze odświeżył serię. Jego "Tokio Drift" było historią o buntowniczym nastolatku i nielegalnych wyścigach. "Szybko i wściekle" na nowo otworzyło rozdział Dominica i Briana, a piątka to już pójście w stronę heist movie. Szóstka rozkłada podobnie akcenty, czyniąc z historii Torreta i spółki kumplowski film akcji. "Ocean’s Eleven" na sterydach, ale twórcy na tym nie poprzestają. Mamy i więcej elementów komediowych (świetny duet Ludacris i Gibson), i historię rodzinną (twardziej o gołębim sercu - Diesel), a także powrót do korzeni serii – tak, na wyścigi też się znajdzie czas. Widz przez 130 minut seansu zastanawia się, w jaki sposób reżyser zdołał w tak niedługim wbrew pozorom czasie upchnąć tyle elementów. Bo i gdyby siódma część miała nie powstać (a dobrze wiemy, że powstanie), tak szóstka jest już całkiem zgrabnie nakręconym hołdem dla całej serii.
Widać to we wstępie, które pokazuje wydarzenia z wcześniejszych części i planowanych nawiązaniach. Reżyser raz po raz puszcza oddanym fanom oczko - czy to w dialogach, czy w scenach będących czasami wręcz powtórzeniem tych dobrze znanych. Przy tym ma oko do ukazywania szybkich aut. Wyścigi, pościgi, sceny akcji i walki wręcz (świetny pomysł na zatrudnienie Giny Carano) to prawdziwy hołd składany wszystkim współczesnym akcyjniakom. Dla zatwardziałych amatorów lat dziewięćdziesiątych też się coś znajdzie – z ekranu raz za razem lecą one-linery, w większości autorstwa Torreta i Hobbsa, i choć nie wszystkie są udane, to niektóre mogą zapaść w pamięć.
[image-browser playlist="591150" suggest=""]©2013 UIP
Techniczna strona filmu spisuje się bez zarzutu. Samochody są wyjątkowo szybkie, kamera pędzi niczym rollercoaster, a kolejne sekwencje akcji zapierają dech w piersiach. Kiedy na chwilę zwalniamy, żeby zastanowić się, czy aby nie widzieliśmy już wszystkiego, Lin zmienia bieg i wnosi całość na nowy, jeszcze wyższy poziom. Jednocześnie stanowi to jednak minus filmu. Już przy poprzedniej części denerwowały nieścisłości i igranie z prawami fizyki, a w szóstce one w ogóle nie obowiązują. Bohaterowie są niezniszczalni, nadludzko wytrzymali i silni, a jeżeli nabiją sobie siniaka, to przez przypadek. Krew niby się leje, ale ciężko w nią uwierzyć, bo postrzał nie spowalnia nikogo ani na krok. Scena w trailerze z czołgiem mogłaby być niezłym zakończeniem całego filmu, ale Lin niczym Michael Bay postanawia podkręcić pod koniec tempo, wynajdując jeszcze większe zabawki. Opony się palą, silniki przyjemnie mruczą, a my po raz kolejny zastanawiamy się, jak to możliwe. Jak mawia Torreto: "W niektóre rzeczy trzeba po prostu uwierzyć". Nam też pozostaje wiara. Nawet jeśli jest ona na wyrost.
Muzyka i dźwięki także nie zawodzą. Silniki nie brzmiały jeszcze tak dobrze, a elektroniczne brzmienia dobrze ilustrują wydarzenia na ekranie. O dziwo nie zawodzi aktorstwo. Choć postacie zawsze były przerysowane, są rozpisane z obowiązującymi trendami. Twardziel pozostaje twardzielem, a zawadiaka - zawadiaką. Cała ekipa Torreta jest wyrazista i dla każdego znajdzie się pięć minut. Gorzej wypada drużyna czarnego charakteru; tam obok Evansa nikt nie został odpowiednio nakreślony i pozostaje nam wierzyć, że mamy do czynienia z prawdziwymi najemnikami.
[image-browser playlist="591151" suggest=""]©2013 UIP
Reżyser zgrabnie łączy całość serii, spinając ją w klamrę. Powrócił do swoich korzeni i na końcu mamy dobre nawiązanie do "Tokio Drift". Teraz może już iść tylko naprzód, choć może to być piekielnie trudne, ponieważ poprzeczka postawiona została bardzo wysoko.
Szybcy i wściekli 6 to nie film dla każdego. Czasami poziom absurdu osiąga taki poziom, że widz nie wie, czy ma wzdychać z politowaniem, czy parskać niekontrolowanym śmiechem. Reżyser konsekwentnie trzyma się jednak ustalonej konwencji i nawet jeśli czasami popada w autoironię, to na pewno zamierzoną. Taki też jest cały film: niezobowiązującą rozrywką w rytmie dobrej muzyki, przy popcornie i coca-coli. Nie za wiele z niego zapamiętamy, niewiele wyniesiemy, ale jedno będziemy pamiętać: było szybko, efektownie i fajnie. A o to właśnie chodzi.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1959, kończy 65 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1962, kończy 62 lat