Jessica Jones: 2. sezon – recenzja
Bezkompromisowa, bezczelna i sceptyczna pani detektyw z supermocami powraca z nowym sezonem i daje nam naprawdę ciekawą historię, która potrafi pochłonąć widza. Oceniam 2. serię.
Bezkompromisowa, bezczelna i sceptyczna pani detektyw z supermocami powraca z nowym sezonem i daje nam naprawdę ciekawą historię, która potrafi pochłonąć widza. Oceniam 2. serię.
Minął już jakiś czas od wydarzeń związany z Killgravem i wydaje się, że Jessica ustabilizowała swoje zwariowane życie. Kobieta spędza dni na śledzeniu kolejnych zdradzających partnerów i przyjmowaniu nowych zleceń od klientów. Wszystko zmienia się, gdy do jej biura wchodzi mężczyzna, który mówi, że posiada supermoce i ktoś próbuje go zabić. Tak rozpoczyna się nowa, trudna sprawa Jessiki, która zmusza naszą bohaterkę do rozdrapania starych ran i zagłębienia się w swoją przeszłość, kiedy to była obiektem eksperymentów genetycznych. Miejsce, do którego śledztwo zaprowadzi Jessikę, sprawi, że będzie musiała stanąć przed wielkim, moralnym wyzwaniem.
Przede wszystkim twórcom serialu należą się ogromne słowa uznania za sposób, w jaki rozwinęli wszystkich głównych bohaterów serialu w tym sezonie. Bardzo sprawnie scenarzyści kreślili przed każdą kolejną postacią trudne wybory, które miały zadecydować o wewnętrznej przemianie danej osoby. Świetnie sprawdziło się to zarówno, jeśli chodzi o Jessikę, Trish oraz Malcolma. Szczególnie ten ostatni przeszedł ogromną przemianę na plus w porównaniu do poprzedniej serii. Z narkomana znajdującego się pod wpływem Killgrave'a dano nam Malcolma pewnego siebie, ostoję dla swoich przyjaciół i kompas moralny dla otoczenia, który nie waha się wziąć ciężaru sprawy w swoje ręce. Ta metamorfoza doskonale prezentowała się na ekranie, dając nam swoistą alegorię feniksa odradzającego się z popiołów, ponieważ ten opis najbardziej pasuje do wątku przyjaciela Jessiki. Dobrze rozpisano także kwestię Trish, która znalazła się na zupełnie przeciwnym biegunie niż Malcolm. Scenarzyści umiejętnie w tym przypadku lawirują pomiędzy wewnętrznymi rozterkami bohaterki mającymi swoje podłoże w uwielbieniu i jednoczesnej zazdrości wobec Jessiki. Rachael Taylor nadała swojej postaci wyjątkowej siły paradoksalnie podbudowanej niezwykłą kruchością i słabościami Trish. Aktorka w interesujący sposób przeniosła tę wielowymiarowość na ekran dając nam nie tylko dobrą skrzydłową głównej bohaterki, ale osobę, która może spokojnie stanąć z nią w szranki, z doskonałym potencjałem na rozwój w kolejnym sezonie, bo taki zapewne będzie.
Jednak najsilniej w tym sezonie wybrzmiewa oczywiście przemiana samej Jessiki Jones. Twórcy umiejętnie budują pewien rodzaj drogi dążącej do odkupienia i zaznania spokoju u głównej bohaterki, jednak w jednym momencie uderzają nas bardzo dobrym twistem i kompletnie zmieniają oblicze Jessiki. Mamy tutaj tak naprawdę przechodzenie ze skrajności w skrajność, co w tym wypadku wcale nie uznaje za minus, wręcz taki zabieg pozwala lepiej wejść w umysł naszej bohaterki i poznać jej ludzką stronę bez udziału supermocy i ponadnaturalnych problemów. Twórcy dają nam fantastyczny obraz kształtowania się w Jessice tego pierwiastka, który ukazuje jej słabości, tęsknoty i obawy. Jones w 2. sezonie tak naprawdę nie jest silna i nieustraszona, tylko zagubiona i pełna rozterek, co przekłada się na jej niejednoznaczne moralnie decyzje. Szczególnie świetnie działa to w relacji z postacią Alisy. Więź kobiet została nakreślona w bardzo specyficzny sposób, ponieważ mamy tutaj do czynienia z ogromną mieszanką troski, nienawiści, miłości i braku zaufania. Jednak paradoksalnie te uczucia doskonale współgrają ze sobą, tworząc bardzo zawiłą, ale przez to ciekawą ekranową zażyłość. Jessica i Alisa tworzą niecodzienny duet, a każdą ich interakcję oraz działania obserwuje się z ogromnym zaangażowaniem. Niestety nie za bardzo w związku z tym podobał mi się finał serialu, który twórcy mogli inaczej rozegrać i porozkładać ciężary emocjonalne w mniej oczywisty sposób.
Co do samego wątku Alisy, to jest ona bardzo niejednoznacznym czarnym charakterem, na co pewnie wiele osób będzie narzekać, ja jednak uważam to za plus tego sezonu. Ciężko było przebić Killgrave'a i nie do końca to się udało, ale Janet McTeer stworzyła fantastyczną kreację zranionej bohaterki, która nie może poradzić sobie z traumą. Alisa bardziej w tym wypadku przypomina żołnierza z zespołem stresu pourazowego niż diabolicznego antagonistę. Ten akcent wybrzmiał w punkt w 2. sezonie i otrzymaliśmy naprawdę ciekawą postać. W tej serii tak naprawdę nie dano nam wyraźnego czarnego charakteru, ale sposób, w jaki twórcy opowiedzieli tę historię sprawił, że antagonista nie był potrzebny, abyśmy otrzymali na ekranie zaciętą walkę dobra ze złem. Powiedzenie z wielką mocą wiążę się wielka odpowiedzialność bardzo mocno wybrzmiewa w tym sezonie i scenarzyści tę kwestię oraz przesłanie, jakie ze sobą niesie, przemycili w każdej komórce fabularnego organizmu. Kwestia pragnienia mocy i przekleństwa związanego z jej posiadaniem stała się tematem przewodnim, wokół którego zbudowano intrygę i ten fundament bardzo dobrze trzymał w ryzach narracyjną warstwę historii. Szczególnie dobrze wypada wątek związany z mrokiem, który przyciąga osoby z mocami. Postać Killgrave'a stanowiącego demoniczny głos w głowie Jessiki w jednym z odcinków to świetny element obrazujący nam sytuację, z jaką musi zmierzyć się nasza bohaterka, aby nie oszaleć w związku ze swoimi decyzjami. Bardzo dobry pomysł twórców na ukazanie tych rozterek.
Nieźle sprawdził się także wątek Jeri Hogarth, której droga życiowa poszła w tym sezonie w bardzo ciekawym kierunku. Scenarzyści dobrze napisali element związany z prawniczką Jessiki, czyniąc z niej bardziej interesującą bohaterkę, niż to miało miejsce w poprzednim sezonie. Tym razem silna Jeri to tylko zewnętrzna powłoka, którą doskonale prezentuje nam na ekranie Carrie-Anne Moss. Aktorka potrafi odegrać wyjątkowy ból prawniczki, który kryje się za maską zdecydowanej i pewnej siebie istoty. Ta postać w 2. serii musi przejść ogromną drogę do zbudowania swojej samoświadomości i pogodzenia się z losem. Twórcy przeprowadzają bohaterkę przez tę ścieżkę od punktu do punktu fabularnego bez zbędnych turbulencji narracyjnych w trakcie podróży.
Najnowszy sezon serialu Marvel's Jessica Jones, mimo że nie posiada wyraźnego czarnego charakteru, zdecydowanie bardziej podobał mi się niż 1. seria. Wszystko za sprawą fantastycznie rozwiniętych wątków poszczególnych postaci, wciągającej intrygi i wielowymiarowych, nowych bohaterów. Marvel's The Punisher było znakiem, że produkcje Marvela od Netflixa wracają na właściwe tory, natomiast nowy sezon produkcji o detektyw z supermocami jest tego pełnoprawnym potwierdzeniem.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat