

Powieść rozpoczyna się pozornie znajomo: Anna, nastoletnia dziewczyna wychowana przez surową, zimną ciotkę, żyje na granicy dwóch światów – tego zwyczajnego i tego, w którym magia istnieje, ale jest równie niebezpieczna, co pociągająca. Wychowywana w duchu odrzucenia zaklęć Anna posiada moc, która wkrótce ma zostać „związana”, zamknięta, zapieczętowana, wyciszona. Wszystko po to, by – jak twierdzi jej opiekunka – nie podzieliła losu własnych rodziców. A ich koniec był dramatyczny.
Początkowo niełatwo było mi wciągnąć się w tę historię. Narracja wydawała się zbyt wyciszona, bohaterka stłumiona, a świat przedstawiony ledwie zarysowany. I choć rozumiem, że miało to odzwierciedlać duszny, kontrolujący świat Anny, to lektura pierwszych rozdziałów nie wciągała. Dopiero pojawienie się Effie – charyzmatycznej, zbuntowanej dziewczyny – nadaje fabule tempo. Wraz z nią Anna zaczyna się otwierać, odzyskiwać głos i wreszcie staje się kimś więcej niż bierną ofiarą cudzych decyzji. Razem z Effie i kilkorgiem innych młodych bohaterów tworzą swoisty konwent, przestrzeń buntu, odkrywania własnej tożsamości i magii.
Autorka konsekwentnie buduje napięcie nie tylko wokół magicznego świata, ale przede wszystkim wokół relacji tych opresyjnych, skomplikowanych i zaskakująco prawdziwych. Szczególne miejsce zajmuje tu postać ciotki – kobiety głęboko przekonanej, że działa z miłości, ale której działania noszą wszelkie znamiona psychicznego i emocjonalnego nadużycia. Przedstawiona niczym archetyp surowej matrony moralistki, która jedną ręką głaszcze, drugą karze, wzbudzając autentyczny niepokój. To obraz toksycznej „opieki”, ubrany w religijny język i pełen przemocy pod płaszczykiem troski. Nie jest to jednak postać jednowymiarowa – jak cała książka, tak i ona składa się z warstw i wewnętrznych sprzeczności.

To, co zaskakuje najbardziej, to język powieści. Oczekiwałam prostej, młodzieżowej narracji, a otrzymałam tekst nasycony emocją, subtelną ironią i naprawdę dopracowaną stylistyką. Niektóre opisy czy dialogi aż proszą się o podkreślenie nie dla efektownych cytatów, ale dlatego, że coś w nich zostaje z czytelnikiem na dłużej. Ten elokwentny styl pisania nadaje całości szlachetność, której się tu nie spodziewałam, i odróżnia tę powieść od wielu jej „nastolatkowych” kuzynów.
Choć historia Języka magii nie zawsze podąża prostą linią fabularną, zdarza się jej skręcać w mniej oczywiste ścieżki to właśnie ta nieoczywistość jest jej siłą. Wiele decyzji bohaterów nie daje się łatwo ocenić. Nie ma tu klasycznego podziału na dobro i zło, a motywacje postaci bywają niepokojąco zrozumiałe, nawet jeśli ich czyny trudno zaakceptować. To powieść o wyborach, które nie zawsze są słuszne, ale często są ludzkie.
Zakończenie nie przynosi pełnego rozwiązania, nie wszystkie wątki zostają domknięte, a niektóre dopiero się otwierają. W moim odczuciu to dobry zabieg, sugerujący, że Cari Thomas planuje powrót do tego świata i jego bohaterów. Choć nie wszystko zostało wyjaśnione, czuć potencjał na więcej i ja na pewno będę czekać.
Podsumowując: to książka, która zaczyna się cicho, niemal niepozornie, by z czasem uderzyć czytelnika emocjonalnym ładunkiem, który zostaje na długo. Jeśli szukasz historii, która nie daje prostych odpowiedzi, a jednocześnie oferuje magię, tajemnice i niejednoznaczne postaci warto zanurzyć się w ten świat.
Poznaj recenzenta
Serafina Knych
