Jujutsu Kaisen: sezon 2, odcinek 4 - recenzja
Data premiery w Polsce: 2 października 2020Czwarty odcinek drugiego sezonu miał przed sobą trudną robotę. Po tym, jak jego poprzednik zostawił widza w olbrzymim napięciu, nie było miejsca na brak akcji i przestój w fabule. Jak więc poradził sobie z tym zadaniem?
Czwarty odcinek drugiego sezonu miał przed sobą trudną robotę. Po tym, jak jego poprzednik zostawił widza w olbrzymim napięciu, nie było miejsca na brak akcji i przestój w fabule. Jak więc poradził sobie z tym zadaniem?
Na brak akcji na pewno nie można narzekać. Nie trzeba było czekać nawet kilku sekund, by Geto i Toji rzucili się sobie do gardeł. Walka, mimo że krótka, była pełna miłych dla oka efektów. Spodziewałem się, że zakończy się remisem, czymś w rodzaju patowej sytuacji, w której ojciec Megumiego będzie musiał salwować się ucieczką. Po raz kolejny grubo się pomyliłem. Choć nie trafiło do mnie tłumaczenie, czemu Toji oszczędził będącego na kolanach wroga, to bardzo przekonał mnie tekst, jakim go uraczył. Wytknięcie jednemu z najsilniejszych zaklinaczy, że on i jego przyjaciel zostali pokonani przez małpę, która nawet nie ma przeklętej energii, to chyba największe poniżenie dla zaklinacza jujutsu. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Suguru Geto. Myślę, że to właśnie te słowa mogą być pierwszym powodem do przemiany Geto z empatycznego obrońcy ludzkości w brzydzącego się nią szaleńca.
Powrót zza grobu Gojo to oczywiście żadne zaskoczenie. Jest to przecież jego retrospekcja. Występujący w wielu produkcjach plot armor nie kłuje mnie już w oczy jak kiedyś – teraz interesuje mnie jego wytłumaczenie. Zdarza się, że postać pojawia się z powrotem w wirze fabuły w zasadzie bez żadnego wyjaśnienia lub z takim, które od razu wywołuje grymas powątpiewania na twarzy. Jeśli jednak sposób, w jakim dana postać wraca do żywych, jest solidnie uargumentowany, to niemal nie zwraca się na to uwagi. W przypadku Gojo z początku skrzywiłem się, nie kupując jego tłumaczenia. Po chwili wszystko zaczęło łączyć się coraz bardziej w całość. Upokarzające słowa, jakie Toji powiedział Geto po wygranej walce, naturalnie pasowały do zagadkowego przeżycia Gojo. Obydwaj wielcy zaklinacze zostali wprawdzie pokonani przez zwykłego człowieka, ale każdy medal ma dwie strony. Wszystko, co uczynił Toji, w zupełności wystarczyłoby, by posłać w zaświaty zwykłego człowieka. Jednak by skutecznie zabić zaklinacza jujutsu, trzeba się dużo bardziej namęczyć, co w połączeniu z jego pychą całkiem nieźle tłumaczy, dlaczego Gojo magicznie pojawił się z powrotem na ekranie.
Czasem dostrzeżenie swoich własnych błędów to pierwszy krok do ich wyeliminowania. W przypadku Tojiego było jednak na to za późno. Choć trzeba przyznać, że rozwiązanie, w którym pycha zabrania mu uciec przed wrogiem, nie jest niczym niezwykłym. Przypomina mi klasyczne czarne charaktery z bajek, które przed zabiciem wroga muszą wygłosić przydługi monolog, zdradzający wszystkie plany. Tutaj oczywiście czegoś takiego nie ma, ale to i tak pycha stanowiła śmiertelny grzech Tojiego. Przyjemnie oglądało się moment, w którym Satoru uczy się technik znanych nam z pierwszego sezonu, podobnie jak przyjemnie było patrzeć na myślącego o swoim synu w ostatnich chwilach życia Tojiego. Całkiem ciekawe pokazanie, że wcale nie miał syna aż tak bardzo gdzieś, jak by sobie tego życzył. Syna, którym jest przecież Megumi Fushigoro. Niestety, nie wszystko było przyjemne. Choć sama śmierć Tojiego jest nieźle ukazana, jej czas jest moim zdaniem absolutnie nietrafiony. Ten świetnie napisany czarny charakter dostał ledwie kilka odcinków, a już zajął wysokie miejsce w moim sercu. Miał dużo ciekawych wątków wręcz proszących się o rozwój – jego relacja z synem, zamiłowanie do hazardu, przeszłość, umiejętności. Za to otrzymujemy smutny kadr na jego rozerwane ciało i szybkie przejście do kolejnej sceny. W głębi serca trzymam kciuki za to, że powstanie zza grobu i wróci w wielkim stylu. To odejście jest zwykłym zmarnowaniem szansy na wiele intrygujących wątków i lepsze zrozumienie zarówno Tojiego, jak i Megumiego.
Mimo wszystko odcinek spełnił moje oczekiwania. Walki trzymały za serce do ostatniego momentu. Nie zdążyło się ochłonąć po pierwszej, a już dostawało się kolejną. Ponadto plusem są mocne, zapadające w pamięć teksty Tojiego i Gojo, które niczym dobra przyprawa wieńczą udany odcinek. Gdyby inaczej rozwiązano wątek ojca Megumiego, to byłoby perfekcyjnie. Pozostaje czekać na następny epizod, w którym być może ujrzymy coś, na co czekamy od początków drugiego sezonu. Czy Geto przemieni się już w bezwzględnego i okrutnego przeciwnika zwykłych ludzi?
Poznaj recenzenta
Emil ZawiejaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat