Rozbici Avengers kontra ich mroczni odpowiednicy zebrani pod batutą Normana Osborne’a. Wizyta u Doktora Dooma w Latverii. Armia Modoków. Dwóch Kapitanów Ameryka, obszerne retrospekcje i futurospekcje Steve’a Rogersa, a na koniec gigantyczny Red Skull, który niczym Godzilla stąpa po swoich przeciwnikach. Ta osobliwa wizja jest niczym nowym dla komiksów Marvela, ale kontrastuje nieco z tym, czym raczył nas Ed Brubaker w poprzednich częściach swojej sagi o Kapitanie Ameryce. Wcześniejsze komiksy stawiały na realizm. Mimo że historie dotyczyły superbohaterskich drak, a wydarzenia zawsze miały w sobie wiele nadnaturalności, Brubaker dbał o to, żeby kontekst był rzeczywisty i można go było odnieść do problemów naszego świata. Kapitan Ameryka. Odrodzenie nie ma już na to miejsca, bo herosi praktycznie od pierwszych stron biorą udział w fantastycznej rozwałce. Powyższe ma pewne uzasadnienie, bo znajdujemy się na finiszu kluczowego etapu historii. Kapitan Ameryka powraca z martwych i nasi herosi są gotowi na definitywną rozprawę z Red Skullem. Wcześniej Brubaker bardzo dużo miejsca poświęcał kwestiom psychologicznym zarówno po stronie protagonistów, jak i antagonistów. Wiedzieliśmy, co ich motywuje, do czego dążą i jakie są ich ambicje. W Odrodzeniu kwestie te traktowane są całkowicie po macoszemu. Bucky Barnes nie istnieje tu zupełnie charakterologicznie. Jego postać schodzi na dalszy plan, podobnie z resztą jak Falcon czy Czarna Wdowa. Herosi tworzą siłę zbiorową, która w znamienny sposób dla swojej klasy rzuca się w wir walki bez zbędnych refleksji. Podobnie jest z Red Skullem, który wcześniej mówił wiele, choć zwykle bez większego sensu. Teraz jest już tylko potworem - wspomnianą wcześniej Godzillą, dążącą do anihilacji wrogów w jak najbardziej łopatologiczny sposób.
Egmont
To istotne uproszczenie fabuły nie oznacza jednak, że komiks jest zły. Wręcz przeciwnie – to kawał bardzo dobrej marvelowskiej superbohaterszczyzny. Dodatkowo jest to świetnie narysowana opowieść. O ile w fabule dominuje fantastyka, to kreska wciąż jest realistyczna. Butch Guice, Brian Hitch i Luke Ross zadbali o poważniejszy ton ilustracji i chwała im za to, bo oprawa wizualna prezentuje się naprawdę świetnie. Doskonale wypadają między innymi Dark Avengers, czyli drużyna rzezimieszków, którzy pod przywództwem Normana Osborne’a odgrywa tych dobrych. Złoczyńcy tacy jak: Venom, Ares, Bullseye czy Ghost przedstawieni zostali dostatecznie mrocznie i złowieszczo. Mimo swojego fantastycznego wyglądu nie odstają od realistycznej estetyki komiksu, co daje bardzo fajny efekt.
A jak sytuacja wygląda z głównym bohaterem opowieści i szalonym twistem z nim związanym? Steve Rogers powraca do świata w zupełnie absurdalny i paradoksalny sposób. Jego comeback nijak ma się do realistycznego charakteru sagi i mocno wymyka się zasadom logiki. Nasz bohater, który rzekomo zginął od postrzału, jest obecnie zawieszony w czasie, podróżując przez swoje najistotniejsze wspomnienia. Red Skull i jego wesoła gromadka w czarodziejski sposób przywracają go do życia i przejmują jego ciało. Trzeba przyznać, że saga Eda Brubakera wiele przeszła od geopolitycznego thrillera aż do takiej nieskrępowanej żadnymi zasadami fantastyki. Ponownie jednak – ma to swój urok, a ozdobione ciekawymi wizualiami Guice’a, Hitcha i Rossa robi naprawdę dobre wrażenie. Musimy tylko przymknąć oko na fakt odejścia od wcześniej obranej konwencji i rozsmakować się w klasycznym marvelowskim mordobiciu. Dzieło Brubakera w takiej oprawie graficznej to z pewnością jedna z lepszych rzeczy w superbohaterskiej kategorii, choć oczywiście fabuła nie należy do zbyt wysublimowanych. Dla fanów Marvela i Kapitana Ameryki to jednak pozycja obowiązkowa, bo prezentuje kawał istotnej dla uniwersum historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj