Kolory zła: Czerwień - recenzja filmu
Mówi się, że Polska kryminałami stoi. Czy aby na pewno? Sprawdzam Kolory zła: Czerwień od Netflixa.
Mówi się, że Polska kryminałami stoi. Czy aby na pewno? Sprawdzam Kolory zła: Czerwień od Netflixa.
Można wytknąć wiele błędów polskiej branży filmowej i serialowej. Można czepiać się warstwy realizacyjnej i dźwiękowej, braku kreatywności, dominacji komedii romantycznych z białymi plakatami czy obsadzania wiecznie tych samych aktorów w takich samych rolach. Problemów jest wiele, ale – o dziwo! – nie dotykają one jakoś szczególnie kryminałów. Polacy potrafią stworzyć gęsty klimat, któremu pomaga nasza słowiańskość i postsowiecki krajobraz, a i do historii oraz postaci mają spory talent. Duża w tym zasługa świetnych pisarzy, bo to ich powieści są najczęściej adaptowane na wielki lub mały ekran. Kolejną książką, która miała pójść w ślady poprzedników, była Czerwień autorstwa Małgorzaty Oliwii Sobczak. Film został wyreżyserowany przez Adriana Panka, który pracował m.in. przy Kruk. Szepty słychać po zmroku. Czy nowy kryminał Netflixa dołącza do panteonu udanych i trzymających w napięciu produkcji spod skrzydeł orła polskiego? Nie. Niestety nie.
Pobawię się przez chwilę w Gordona Ramsaya. Co jest niezbędne do stworzenia angażującego i zapadającego w pamięć dreszczowca? Gęsty klimat, który potrafi zaleźć pod skórę lub wywołać gęsią skórkę. Projekt powinien być stały i trzymać w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Potrzebne są również ciekawe postaci, którym chce się kibicować. Konieczny jest złoczyńca – charakterystyczny i pasujący do konwencji. I dobry scenariusz, który przypomina labirynt Minotaura, ale z satysfakcjonującym rozwiązaniem czekającym na samym końcu. Czy te elementy znajdziemy w nowym filmie Adriana Panka? Tylko jeden!
Bardzo mnie cieszy, gdy polscy twórcy mają odwagę bawić się konwencją. Niestety trzeba liczyć się z tym, że mogą się... przeliczyć. Tak było w przypadku tej produkcji. Kolory zła. Czerwień stoi w rozkroku między trzymającym w napięciu, brutalnym i szokującym thrillerem a pulpową produkcją, która emocjonalne sceny przerywa wybuchem energicznej muzyki i protagonistą, przemierzającym dziarskim krokiem korytarze. Ten rozstrzał mógł być zaplanowany, ale nie działa na korzyść produkcji. Nie do końca wiadomo, czym ten film miał być. Takie kontrastujące ze sobą sceny wprawiają w zdziwienie, rozstrajają i wywołują poczucie zażenowania.
To samo można powiedzieć o drugoplanowej obsadzie, która wypada sztywno. Każdy gra na autopilocie, co w szczególności widać po Mai Ostaszewskiej. Artystka ze swojego repertuaru zaprezentowała dwie miny, a resztę nadrabiała płaczem. Na plus można wyróżnić Jakuba Gierszała, bo jego nieustępliwego bohatera można polubić. Jednak wynika to głównie z charyzmy samego aktora, a nie scenariusza. Podobne odczucia miałem podczas oglądania Przemysława Bluszcza. Kazar w jego wykonaniu jest tak przerysowany, że z miejsca staje się jedną z najbardziej interesujących i przyciągających do ekranu postaci. Jest jakiś, a to odróżnia go od pozostałych. Aktor nie boi się szarżowania i wychodzi to na plus, ponieważ sceny z jego udziałem wybudzają z drzemek, które chciałoby się uciąć podczas seansu. Widać, że sam się świetnie przy tym bawił. Ostatnim małym plusikiem jest Zofia Jastrzebska, która zaczęła dość sztywno i niemrawo, ale z każdą kolejną sceną nabierała charyzmy i przekonania. Gdyby nie jej udany występ w roli Moniki, to produkcja byłaby kompletnie niezdatna do obejrzenia.
Dlaczego tak uważam? Z bardzo prostego powodu – scenariusz leży i kwiczy. Nie mam pojęcia, czy wynika to ze spłycenia książki, czy już w niej tak to wyglądało, ale każde wydarzenie można przewidzieć już na samym początku filmu. Muszę natomiast przyznać, że kwestia mordercy jest zaskakująca i tego nie przewidziałem, co stanowiło zaskoczenie, ale... Nie pozytywne. Końcowy twist nie wynika bowiem z przemyślanego i zawiłego rozwiązania fabularnego, a z pójścia na łatwiznę i chęci zszokowania widza prostym rozwiązaniem. To się udaje, bo faktycznie się zdziwiłem, ale nie poczułem się sprawnie wymanewrowany przez scenarzystów.
Przeszkadza też całkowity brak emocjonalności. Mam wrażenie, że twórcy zakładają, iż puszczenie w kilku scenach smutnej muzyki (de facto znów zdecydowanie za głośnej) sprawi, że widz poczuje smutek i współczucie. To tak nie działa. Rozumiem chęć pokazania tego, jak doszło do morderstwa na przestrzeni całego filmu, bo to ciekawy zabieg, ale nie powinno się poświęcać niemal trzydziestu minut na żałobę postaci, względem której nic nie czujemy, bo nawet jej nie poznaliśmy. Gra aktorska nie pomaga. Film też nie skupia się na rozwijaniu bohaterów, którzy są w centrum intrygi. Jakub Gierszał daje z siebie wszystko i dużo nadrabia charyzmą, ale jego postać nie jest wcale ciekawa. To typowy uparty prokurator, chcący za wszelką cenę dotrzeć do sedna sprawy. Brakuje pogłębienia jego charakteru, przeszłości. Relacja z bohaterką Mai Ostaszewskiej również nie jest odpowiednio zarysowana. Postaci zostały tu potraktowane po macoszemu i służą za wytrychy do otwierania kolejnych rozdziałów opowieści kryminalnej. Poza tym humoru też jest tu tyle, co kot napłakał, ale są zabawne momenty, które wyrywają ze znużenia.
Technicznie jest przeciętnie. Najciekawsze ujęcia pojawiają się w klubie, chociaż wynika to głównie z fajnej zabawy oświetleniem. Poza tym wszystko wygląda poprawnie, ale nie zachwycająco. Muzyka jest ckliwa, podkreślająca do bólu emocje bohaterów, ale stanowczo za głośna i zbyt długo odtwarzana, co zwyczajnie wprawia w znużenie. Pojawiają się dynamiczniejsze utwory, ale są tak ustawione w szeregu scen, że za mocno kontrastują z tymi poważniejszymi, przez co wyrywają z seansu i jakichkolwiek emocji.
Kolory zła: Czerwień to nieudany kryminał, który broni się jedynie charyzmatycznym protagonistą i ciekawym złoczyńcą. To jednak zasługa kunsztu aktorskiego, a nie błyskotliwości scenariusza – ten jest prosty jak budowa cepa i przewidywalny do bólu (poza końcowym twistem, który sprawia z kolei wrażenie wymuszonego i na siłę szokującego). Nie jest to ani angażujący dreszczowiec z zawiłą tajemnicą, ani pulpowa rozrywka z czarnym humorem, dzięki której moglibyśmy się dobrze bawić w deszczowe popołudnie.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat