Koniec pewnej epoki
Przy okazji recenzji poprzedniego odcinka Marta Hołowaty doskonale zaznaczyła, że epizod dotyczący śmierci jednego z głównym bohaterów będzie końcem pewnej epoki. Ten czas właśnie nadszedł, a szans na początek kolejnej nie widać.
Przy okazji recenzji poprzedniego odcinka Marta Hołowaty doskonale zaznaczyła, że epizod dotyczący śmierci jednego z głównym bohaterów będzie końcem pewnej epoki. Ten czas właśnie nadszedł, a szans na początek kolejnej nie widać.
Cały odcinek można streścić w kilku słowach - Finn zmarł, a pozostali bohaterowie go wspominają. Koniec. Byłoby to jednak zbyt proste, ponieważ jest to jeden z nielicznych w ostatnim czasie epizodów, które potrafią w nas wzbudzić uczucia i emocje, a to już ogromny plus.
Niestety nie poznamy okoliczności śmierci Finna. Jak piękne to podkreślają słowa Kurta - zmarł i już, byliśmy na pogrzebie, nie ma co roztrząsać, warto jedynie myśleć o tym, jaki był i jak nam się z nim żyło. Słowa piękne i godne podziwu, ale z czystej ciekawości chciałbym wiedzieć, jak zmarł w serialu jeden z jego najjaśniejszych punktów i jak twórcy chcą to dalej poprowadzić. Umiera główny bohater i już? Żadnych odpowiedzi? Trochę to naciągane.
Nie kłamał Ryan Murphy, który zapowiedział, że cały odcinek będzie jednym, wielki hołdem oddanym właśnie Finnowi; tak jest od początku. Bohaterowie płaczą, opowiadają anegdoty związane z kapitanem drużyny i byłym liderem chóru, dzielą się jego rzeczami i oczywiście śpiewają piosenki. Dobór jest bardzo odpowiedni. Mamy zarówno klasyczne utwory, jak i te nieco nowsze; ballady i proste, rockowe brzmienia. Wszystko stonowane i niezwykle spokojne, oddające nastrój chwili, w jakiej znaleźli się członków Glee. A pojawiają się niemal wszyscy: zarówno dawni członkowie, jak i w tle gdzieś ci obecni. Nawet Rachel się zameldowała na miejscu, choć dopiero pod koniec odcinka. Zabrakło jedynie Brittany.
[video-browser playlist="634603" suggest=""]
Na szczególną uwagę wśród piosenek zasługują te Bruce'a Springsteena i Boba Dylana (jednak w wersji Adele). Tak "No Surrender" w wykonaniu Puckermana, jak i "Make You Feel My Love" w wykonaniu Rachel są doskonałe. Podobało mi się także "I'll Stand by You" The Pretenders, choć kiedy Mercedes wspomniała o braku wiary, to wydawało mi się, że powtórzą jedną z piosenek w wykonaniu Finna, czyli "Losing My Religion".
Szkoda postaci Hudsona, szkoda Cory'ego, szkoda całego Glee. Koniec pewnej epoki przysłużył się spadającemu poziomowi serialu. Nawet jeśli nie był to najlepszy odcinek, to na pewno niezwykle ważny dla fanów. Bardzo emocjonujący i uczuciowy. Śmierć jest trudnym tematem, a twórcy poradzili sobie z nim w najlepszy możliwy sposób - śpiewając i wspominając. Ukoronowali karierę Cory'ego i jego postaci Finna. Ukoronowali pewną epokę Glee. Z czystym sumieniem mogą czuć się spełnieni i zakończyć wszystko. Oby w dobry sposób, aby praca wykonana przy tym odcinku nie poszła na marne.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat