Kraina koszmarów. Tom 1 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 27 listopada 2024Uniwersum Sandmana, stworzone przez Neila Gaimana, coraz bardziej się rozrasta. I choć zapewne straci nieco impet przez poważne oskarżenia pod adresem twórcy, to jeszcze ma się nieźle, przynajmniej w przestrzeni komiksu.
Uniwersum Sandmana, stworzone przez Neila Gaimana, coraz bardziej się rozrasta. I choć zapewne straci nieco impet przez poważne oskarżenia pod adresem twórcy, to jeszcze ma się nieźle, przynajmniej w przestrzeni komiksu.

Kraina koszmarów to kolejna poboczna seria głównej sandmanowskiej linii, za którą tym razem odpowiada scenariuszowo James Tynion IV. A zważywszy, że scenarzysta ma na koncie tak mocne tytuły, jak Coś zabija dzieciaki czy Departament prawdy, możemy spodziewać się istnej jazdy bez trzymanki. Co ważne, Tynion lubi się z horrorem, więc eksploruje uniwersum właśnie w tej konwencji, na warsztat biorąc jednego z najciekawszych (najstraszniejszych) komiksowych złoli – Koryntczyka.
Nie oszukujmy się, aby dobrze czuć się w przestrzeni fabularnej tej historii, konieczna jest znajomość linii głównej, czyli Gaimanowskiego Sandmana. Sam scenarzysta nie kryje swojej fascynacji tym tytułem. I o ile zdawać się może, że w przypadku takiego projektu taka deklaracja jest oczywistością, wręcz wymogiem, to po przyjrzeniu się dziełu Tyniona przyznać należy, że jego słowa nie są rzucane na wiatr. Widać w fabule pierwszego tomu Krainy koszmarów bardzo dobrą znajomość postaci Koryntczyka i całego uniwersum Śnienia. Ale ważniejsze jest to, że scenariusz niniejszego albumu nie jest tanim hołdem czy odcinaniem kuponów, ale stanowi spójną, samodzielną historię, eksplorującą znany sztafaż świata przedstawionego i wzbogacającą go o nowe, zaskakujące wątki. Wszystko nadal pozostaje w dusznym, onirycznym i wielowarstwowym klimacie oryginalnego Sandmana. Znajomość głównej serii jest więc konieczna dla wychwycenia mnogości odniesień, nawiązań, szerszego kontekstu opowieści, dla ogólnego odnalezienia się w tej odsłonie Śnienia. Ale sama opowieść wykracza poza nie, rozwija się w sposób zgrabny, zajmujący i wręcz oszałamiający atmosferą podskórnej grozy.
To jest coś, co James Tynion IV potrafi, serio. To budowanie na niedopowiedzeniach, to dekonstruowanie znanego nam, względnie bezpiecznego, oswojonego świata, który okazuje się ledwie pozłotkiem czegoś mroczniejszego, groźniejszego, zdecydowanie bardziej obcego, co kryje się tuż poza osnową naszej przestrzeni.
Horror jest specyficznym gatunkiem, w którym oczekujemy określonego zestawu rekwizytów. Bardzo łatwo przeholować z ich użyciem i popaść w kicz. Tynion potrafi balansować na krawędzi, korzysta z owych rekwizytów z dużym rozmachem, a jednocześnie unika przesadyzmu, charakterystycznego dla taniego horroru. Tutaj groza kryje się w cieniu i tylko w ściśle określonych momentach pokazuje swoje pełne oblicze. Ale nadal trwa, pozostaje na obrzeżach naszego postrzegania, nie dając o sobie zapomnieć. I to właśnie przeraża najbardziej.
Graficznie jest znakomicie. Za rysunki w tym albumie odpowiada przede wszystkim bardzo zdolny Lisandro Estherren, którego szkice doskonale uzupełniają ponury, niepokojący klimat scenariusza. Stonowana kolorystyka, miejscami ciążąca ku monochromatyzmowi, za którą odpowiada Patricio Delpeche, tylko podbija efekt nieco niedbałych, wykoślawionych szkiców, uwypuklających odczucie oniryczności, jakim podszyta jest cała fabuła. To zresztą cecha charakterystyczna komiksów Tyniona, który lubi się z rysownikami, umiejącymi uwydatnić gęstą, mocno odrealnioną atmosferę jego scenariuszy. Podobne zabiegi mieliśmy przecież w Miłym domu nad jeziorem (rys. Álvaro Martínez Bueno) czy w Coś zabija dzieciaki (rys. Werther Dell’Edera), w którym scenariusz z sennego koszmaru doskonale współgrał z oniryczną, mocno opartą na grze światłem i cieniami kreską.
Pierwszy tom Krainy koszmarów wywindowuje tę serię na szczyt tego, co mam obecnie do zaoferowania sandmanowskie uniwersum. Czy Tynion utrzyma poziom? Tego dowiemy się już wkrótce, w tomie drugim. Jednak zważywszy na dotychczasowy dorobek scenarzysty, byłbym spokojny. Jeśli kontynuacja będzie przynajmniej tak dobra, jak pierwszy album, to otrzymamy jeden z najlepszych komiksowych horrorów, którego nie można przegapić.
Poznaj recenzenta
Mariusz Wojteczek


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1962, kończy 63 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1978, kończy 47 lat

