Krypton: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Za nami już przedostatni odcinek pierwszego sezonu serialu Krypton, jednak jakość produkcji wciąż pozostawia sporo do życzenia. Odcinek Hope pełen jest fabularnych niedociągnięć i pozbawionych sensu dysput, które przesłaniają nawet to, że na ekranie w końcu pojawia się Brainiac w pełnej krasie.
Za nami już przedostatni odcinek pierwszego sezonu serialu Krypton, jednak jakość produkcji wciąż pozostawia sporo do życzenia. Odcinek Hope pełen jest fabularnych niedociągnięć i pozbawionych sensu dysput, które przesłaniają nawet to, że na ekranie w końcu pojawia się Brainiac w pełnej krasie.
Mam dla Was złą i dobrą wiadomość. Zła jest taka, że w serialu Krypton nadal nic się nie dzieje. Dobra z kolei taka, że 1. sezon produkcji za chwilę się zakończy i wszyscy będziemy mogli odetchnąć z ulgą. Co prawda w finale odcinka Hope na planetę Supermana przybył ostatecznie Brainiac, ale powstaje w tym miejscu fundamentalne pytanie: czy twórcy produkcji byli tak pewni powstania kolejnej odsłony serii, że zdecydowali się przeciągać w nieskończoność jego nadejście? Jest ono tym bardziej zasadne, że podobną operację fabularną odpowiedzialni za serial przeprowadzili na innej ikonie z komiksów. I tak stary Doomsday mocno śpi, my się go boimy, do Kandoru go zanosimy, jak się zbudzi to nas zje. Olbrzymią większość czasu antenowego bohaterowie spędzają na dysputach, które doprawdy nikomu i niczemu nie służą. Frazesy o ratowaniu Wszechświata, honorze i rodowym dziedzictwie nie mają końca - gorzej tylko, że pojawiają się wszędzie tam, gdzie powinna rozgrywać się jakakolwiek akcja.
W Hope z grubsza idzie o to, by napuścić Doomsdaya na Brainiaca; niech się pozabijają i będziemy mieli problem z głowy. Zwolennikami takiego podejścia są Lyta i Zod, jednak nieco inną perspektywę przejawiają Seg i Jayna. Scenarzyści nie byliby sobą, gdyby nie skorzystali z okazji i nie ujawnili kolejnej szokującej prawdy rodzinnej: Zod jest synem Sega. Skoro już nosi w sobie krew dwóch szlachetnych rodów, będzie mógł otworzyć wrota piekieł i wypuścić Doomsdaya z klatki. Nic z tych rzeczy; monstrum zalicza w tym czasie objazdówkę po Kryptonie dzięki zwolennikom Cythonny, którzy zachowują się jak osobliwa wariacja na temat pomysłowego Dobromira. W dodatku widz musi uwierzyć na słowo, że za tą zmrożoną szybką faktycznie czai się istota zdolna do obicia twarzyczki Brainiaca. Jest też kuriozalny pojedynek Zoda i jego babci, który skończy się przysmażeniem kobiety przez jej córkę. Należy w tym miejscu zauważyć, że spiskowy pryzmat ukazywania wszelkich więzów rodzinnych i innych koligacji zaczyna twórcom wymykać się spod kontroli. Ma być poważnie i w duchu Game of Thrones, a kończy się przedstawieniem rodem z południowoamerykańskiej telenoweli.
Na Kryptonie doprawdy mnóstwo jest tak wielkich tajemnic, że co młodsi widzowie mogą na nie zareagować wyłącznie słowami: szok i niedowierzanie. Przetrzymywany w areszcie Daron wyjawia sekret Protokołu Vara, który ma zapewnić przeżycie najznamienitszym rodom całej planety. W tym momencie twórcy po raz kolejny zdradzają oznaki realizacyjnego lenistwa - ujęcie obrazujące to, czym Vara de facto jest, trwa ledwie kilka sekund. Reszty musimy się już domyślić. To symptom znacznie większego problemu, którym staje się skrótowe podejście do punktów kulminacyjnych poszczególnych wątków. Widać to najlepiej na przykładzie zapowiadanej wszem wobec jatki Czarnego Zero i resztek Sagitari z Głosem Rao. Pal już licho, że połączenie obu zwaśnionych grup zajęło Segowi i Nyssie krótką chwilę, a przemowa protagonisty, która ma zachęcić śmiałków do boju, jest tak sztuczna i niemrawa, jakby ktoś zmusił go do wypowiedzenia tych słów. Atak na szpiega Brainiaca kończy się po trzech sekundach, gdy Głos Rao nastawia dwie strony niedawnego sporu przeciwko sobie. To jednak nie koniec fabularnych głupstewek; to, co nie udało się elitarnym siłom Kryptona, wyjdzie Nyssie, wbijającej się w tył głowy posłańca złoczyńcy. Gorzej być najprawdopodobniej nie może.
Na całe szczęście i nieszczęście przed nami finałowy odcinek pierwszego sezonu. Jakąś nutę optymizmu może w nas wlewać fakt, że twórcy odkryli już wszystkie karty i w końcu muszą doprowadzić do pojedynku, w którym wezmą udział Doomsday i Brainiac. Trzeba też przyznać, że pomimo licznych mankamentów produkcji drugi z nich prezentuje się na ekranie całkiem przekonująco, podobnie jak przynajmniej niektóre ujęcia pokazujące panoramę Kryptona. Z drugiej jednak strony trudno przewidzieć, na jakie zabiegi zdecydują się odpowiedzialni za produkcję - gra na przeczekanie czy brak konfrontacji staną się najlepszym dowodem na ich twórczą niemoc. W odwodzie pozostaje wątek Adama Strange'a, który w Hope trzymany był na ławce rezerwowych. Chciałoby się, by serial Krypton nie podzielił losu swojego komiksowego pierwowzoru i nie rozpadł się w drobny mak. Za tydzień będziemy już wiedzieć, czy były to tylko pobożne życzenia.
Źródło: Zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat