

Krystyno, uspokój się! to zwariowana książka o wiekowej, choć wciąż młodej ciałem południcy Krystynie, która ma niewyparzony język, amoralne podejście niemal do wszystkiego, dar wzbudzania chuci i porubstwa w najbliższym otoczeniu oraz rzucania zaklęć rymem częstochowskim, a także niewątpliwy talent do pakowania się w kłopoty. Bywa bezpośrednia jak uderzenie młotem, otwarta niczym wrota od stodoły i… znudzona. Okazuje się bowiem, że przestaje ją bawić wszystko, co do tej pory kochała, czyli wywoływanie zamętu i orgietek, a po cichu zostaje tylko mały domek z zapuszczonym ogródkiem, dieta kartonikowa i miłość do Wspaniałego stulecia oraz sułtana Sulejmana. Niemniej Krystyna, nawet sama przed sobą, nie chce się przyznać, że po prostu się starzeje. Szydzi z dawnej przyjaciółki, wiedźmy Honoraty, że sobie na to pozwoliła.
Tymczasem przewrotny los na czele z czterema kościelnymi gosposiami oraz pilnującymi porządku wśród magicznych agentami ZUO (Zakład Ubezpieczeń Odwiecznych) sprawi, że Krystyna zostanie zmuszona do odwiedzenia sanatorium dla demonów i upiorów, którego pensjonariusze są starsi niż epoka kamienia łupanego. To ją odstręcza i obrzydza. Momentalnie ma na pieńku ze wszystkimi, w tym ze szkaradnymi mamonami i płanetnikiem na emeryturze, chadzającym w różowym szlafroku, co jednak nie oznacza, że gdy ktoś im zagrozi, odwróci się na pięcie i pójdzie w siną dal. Mimo że zagrożenie jest z gatunku tych niesłychanie pogiętych i psychopatycznych. Po drodze – czyli w trakcie walki z wrogiem – południca przekona się, że płanetnik Michał jednak nie jest taki zły. Ba, może nawet całkiem interesujący…

Co ciekawe, Krystynę z początku trudno polubić. Jest egoistyczna do bólu, nietaktowna, złośliwa i pyskata, nie trzyma języka za zębami, klnie jak szewc, a jej wspominki z przeszłości wywołują dreszcze. Jednak z czasem przywykamy do jej osobowości i zaczynamy jej kibicować, a i ona się zmienia. Odrobinę. Poza tym całkowicie urzeka czytelnika tło opowieści – bo czegóż tam nie ma! Prócz ciętych dialogów i szalonych wydarzeń, opisanych dosadnym i sarkastycznym językiem, pojawia się cała galeria postaci i miejsc. Wśród drugoplanowych bohaterów znajdziemy choćby ZombiePiotrusia, mistrza makijażu. Z przedmiotów pojawia się na przykład podrzucony przez niego Złogarek – którego nie da się unicestwić, a który wrzeszczy, jeśli nie wysłucha się jego rad. Z kolei wśród lokalizacji wyróżnia się sanatoryjna, tajna Zbereźnoteka: biblioteczny zakątek skrywający opowieści tak niecenzuralne i durnowate, że aż trudno je opisać.
Marta Kisiel słusznie napisała w swojej „polecajce”, że jest to najbardziej przegięta książka roku. Trudno się z nią nie zgodzić. Krystyno, uspokój się! to totalna jazda bez trzymanki pod każdym względem – stylistycznym, fabularnym i postaciowym. Dlatego nie sposób jej nie pokochać.
Poznaj recenzenta
Monika Kubiak
