fot. materiały prasowe
Czy osoba po przeszczepie serca nawiązuje więź z człowiekiem, do którego wcześniej należał ten kluczowy organ? To pytanie pada bardzo często w różnego rodzaju filmach i serialach. Temat mocno działający na wyobraźnię, będący jednocześnie przyczynkiem do dyskusji nad ogółem życia i mechanizmami naszej biologii. Jest to także motyw, który otwiera wiele możliwości dla twórców piszących książki czy scenariusze. Można bowiem wrzucić kogoś z zewnątrz w życie jakiejś rodziny i mocno w niej namieszać. Tak było w przypadku Javiera Castillo, który napisał powieść Kryształowa kukułka. Powieść, którą właśnie zekranizował Netflix.
I jak serialowa Kryształowa kukułka wypadła? Lepiej niż dobrze. Twórcy konsekwentnie realizowali odważny pomysł, by lekko zaburzyć chronologię zdarzeń. Akcja dzieje się przez większość czasu na dwóch płaszczyznach, choć czasami pojawia się trzecia i czwarta. Teraźniejszość, w której główna bohaterka po przeszczepie serca przyjeżdża do miasteczka, prowadzona jest liniowo, a przeszłość jest dużo bardziej skomplikowana i zagmatwana. Tam otrzymujemy ciekawie porozrzucane puzzle, z których powoli składamy całość. Przez ten zabieg serial zyskuje na dynamice i atrakcyjności. Główna bohaterka nie angażuje się jakoś specjalnie w rozwikłanie zagadki, nie jest charyzmatyczną poszukiwaczką przygód. To raczej spokojna obserwatorka zdarzeń. Przyjmując taką konwencję, twórcy niejako uchronili się przed krytyką tej postaci. Nie jest ona najważniejsza dla fabuły, więc nie musi zdobywać przychylności widza.
Wciąga nas wir wydarzeń małego hiszpańskiego miasteczka, w którym ważną rolę odgrywają wierzenia z pogranicza pogaństwa i mistycyzmu, a nad okolicą góruje olbrzymi las pełen mroku i tajemnic. Kryształowa kukułka zdaje egzamin jako lekki thriller, który potrafi zbudować niepokojące napięcie. Mamy sześć odcinków o idealnej długości, praktycznie każdy kończy się doskonałym, nienachalnym cliffhangerem, który zachęca do dalszego zagłębiania się w opowieść. Kryształowa kukułka myli tropy, bo ukazuje bohaterów w delikatnie nieprawdziwym świetle, ale potrafi też wzruszyć. Są co najmniej dwie sceny, przy których gardło może się zacisnąć. To efekt dobrego zbudowania pewnych postaci.
Kryształowa kukułka to dość kameralna historia, ale dzięki temu, jak jest zbudowana, staje się wielowątkowa i zawiła. Nie boi się odważnych prawd i pokazuje najgorsze strony człowieczeństwa. Nie ma w tym serialu niepotrzebnych wątków ani dłużyzn. Produkcja jest niezwykle płynna, przejrzysta – nie efekciarska, ale efektywna. Nie jest to dzieło przełomowe, ale tak godnie realizuje ustalone z góry założenia, że można mówić o ekranizacji niemal idealnej w swoim gatunku – zaskakującej plot twistami, wciągającej od pierwszej minuty, z bardzo dobrym, racjonalnym zakończeniem.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński