Ksiądz
Na forum FilmMusic.pl pojawił się ostatnio temat, gdzie społeczność miłośników muzyki filmowej starała się dokonać selekcji popularnych kompozytorów w obrębie zagadnienia „Wielcy symfonicy”. Obok tak popularnych nazwisk jak John Williams, James Horner, czy Jerry Goldsmith pojawił się w końcu Christopher Young – kompozytor, którego funkcjonowanie w branży porównać można do pracy działającego w tle programu komputerowego.
Na forum FilmMusic.pl pojawił się ostatnio temat, gdzie społeczność miłośników muzyki filmowej starała się dokonać selekcji popularnych kompozytorów w obrębie zagadnienia „Wielcy symfonicy”. Obok tak popularnych nazwisk jak John Williams, James Horner, czy Jerry Goldsmith pojawił się w końcu Christopher Young – kompozytor, którego funkcjonowanie w branży porównać można do pracy działającego w tle programu komputerowego.
Czemu? Popularność tego Amerykanina jest niewspółmiernie mniejsza w porównaniu do jego talentu. Talentu, którego pozazdrościć mogą niejedni adepci wielkich ośrodków produkujących ścieżki dźwiękowe na masową skalę. Nadwyraz sprawne posługiwanie się orkiestrą i chórem to nie jedyne walory Younga. Do tego dochodzi jeszcze swoistego rodzaju wyczucie melodyczne sprawiające, że partytury wychodzące spod jego ręki są po prostu łakomym kąskiem dla wszystkich poszukiwaczy muzycznych wrażeń. Niestety los nie jest dla niego łaskawy. Co stworzy jakąś epicką partyturę, wkręcającą słuchacza tematami jak i samym brzmieniem, decyzją producentów, zamiast na półkach sklepowych, ląduje ona w archiwum wytwórni, lub w najlepszym wypadku na dyskach internetowych sklepów muzycznych. Potężny zawód przeżyliśmy, gdy pokpiono sprawę z wydaniem muzyki do filmu "Jądro Ziemi". Kilka lat później powtórka z rozrywki przy okazji premiery "Spider-Mana 3". Bieżący rok przedstawia się o tyle lepiej, że najnowsze dzieło Christophera Younga, "Ksiądz", można przynajmniej zamówić w wersji elektronicznej na Amazonie i iTunes. Miłośnicy tradycyjnych nośników dostępnych na półkach sklepowych muszą się jednak obejść smakiem. A jest się czym obchodzić...
Choć "Księdzu" daleko pod względem fabularnym do miana dobrego filmu, decyzja zatrudnienia na stanowisko kompozytora właśnie Christophera Younga przyniosła swoje wymierne efekty. Film Scotta Charlesa Stewarta nie mógł otrzymać bardziej epickiej partytury. Partytury ukierunkowanej tak samo na swój aspekt ilustracyjny jak i na muzyczne potrzeby przeciętnego „Kowalskiego” - entuzjasty siermiężnego orkiestrowego brzmienia. Kompromis pomiędzy tymi dwoma czynnikami dało się zachować jedynie kosztem radykalnych zmian, jakie nastąpiły w toku edycji nagranego już materiału muzycznego. Warto wspomnieć w tym miejscu, że muzyka, którą słyszymy w filmie różni się znacznie od tego, co znalazło się potem na albumie. Czemu? Producenci niezadowoleni z tego jak pierwotna wersja partytury sprawuje się w filmowej rzeczywistości dokonali na niej istniej rzezi. To co dało się pociąć, pocięto, a resztę najzwyczajniej w świecie dograno. W ten oto sposób partytura Christophera Younga zyskała dwa zupełnie inne oblicza, które summa summarum odnajdują się na swoich płaszczyznach działania. Oglądając film, pomimo poczucia napychania mi uszu wieloma nazbyt oczywistymi zabiegami ilustracyjnymi i czasami przesadnym patosem, byłem bardzo usatysfakcjonowany. Co zaś się tyczy albumu soundtrackowego...
Próżno szukać w podobnych gatunkowo tegorocznych kompozycjach takiej pompy, jaką serwuje nam niespełna godzinna przygoda z soundtrackiem do "Księdza". Miejsce gdzie fantastyka spotyka się z elementami horroru skutecznie obstawione jest zdecydowanym, potężnym brzmieniem, wspieranym dużą porcją łatwo wpadających w ucho tematów. Pośród wielu innych pisanych od linijek partytur, ukierunkowanych głównie na ich funkcjonalność, praca Younga wydaje się zatem bardzo atrakcyjna. Jak sam kompozytor przyznaje, sporo czasu spędził nad swoimi poprzednimi projektami (m.in. "Jądro Ziemi", "Ghost Rider"), analizując je i adaptując na potrzeby "Księdza". Bardzo wyraźnie daje to o sobie znać w obrębie muzyki akcji – rytmicznych melodii nie stroniących od elektroniki i apokaliptycznych chórów, ale i pozwalających sobie na odrobinę fermentu w orkiestracjach.
Podstawą muzyki akcji są oczywiście tematy, wśród których najbardziej znaczącym wydaje się temat głównego bohatera - Księdza. Jest to stosunkowo prosta melodia, ale naładowana emocjonalnie, potrafiąca niczym plastelina ugiąć się w kierunku odczuwanych przez bohatera stanów – od melancholii po epifaniczne poczucie zwycięstwa. Nie bez powodu kompozytor rozciąga później tę melodię na relacje pomiędzy Księdzem, a… Pozwólcie, że w obawie przed spoilerami pominę ten szczegół.
Wracając jednak do zawartości albumu, nie trudno domyśleć się jak bardzo wykorzystany w temp-tracku "Mroczny Rycerz" odcisnął piętno na wyobraźni Christophera Younga. Charakterystyczne dla wyżej wspomnianej ścieżki, ostinato, dyktuje tempo rozwoju muzycznych wydarzeń pierwszego i ostatniego utworu znajdującego się na albumie. O ile "Priest" stanowi swoistego rodzaju prolog – wprowadzenie w tematyczne meandry "Księdza", to "A World Without End" jest już wspaniałym rozwinięciem muzycznej myśli kompozytora i moim zdaniem jednym z najbardziej lirycznych i pięknych utworów jakie znaleźć można na tej partyturze. Wkradające się pomiędzy aranże elementy etniczne (np. solowe partie wokalne Lisy Gerrard) dodają całości kolorytu. Etnika, choć obecna w kompozycji Younga, nie stanowi jej siły przewodniej. Pojawia się tam, gdzie powinna i ogranicza się głównie do supportowania lirycznej strony partytury. Taką subtelną liryką nie zgrzeszył na przykład utwór "Eclipsed Heart" opatrzony w solowe partie na duduku.
Substancja muzyczna, z której tworzona jest wartka akcja w muzyce do filmu "Ksiądz" nie wymaga chyba specjalnych analiz. Jak już wspomniałem wcześniej, nawiązuje ona bardzo mocno do wcześniejszych prac Christophera Younga. Czasami może nawet i za bardzo, biorąc pod uwagę liczne uproszczenia jakimi posługuje się kompozytor, przepisując dosłownie całe fragmenty (np. w "Sacrosanct Delirium"). Główny temat akcji to istny trailer-music - wyciągnięcie na tapetę najpopularniejszego utworu Carla Orffa i używanie sobie do woli (technicznie jest to bardzo poprawne, wszak cała armia zatrudnionych orkiestratorów o to zadbała). Oryginalność "Księdza" spada jednak w naszym mniemaniu wraz z pojawieniem się na horyzoncie takich utworów jak: "I Have Sinned", czy chociażby "The Vampire Train". Nie kwestionuję jednak ich walorów estetycznych. Słuchanie Christophera Younga czyniącego totalne spustoszenie w orkiestrze to prawdziwa przyjemność. Do tego stopnia, że nawet wyświechtane chóralne „aaa-aaaaa” ma prawo przyprawić słuchacza o gęsią skórkę. Trochę więcej ambicji pod tym względem wykazują utwory rozpisane w nieco bardziej molowych tonacjach. Nie trzeba chyba przypominać, że przez długie lata funkcjonowania w branży - systematycznego pisania do filmów grozy, Young wręcz do perfekcji opanował sztukę posługiwania się atonalnym dźwiękiem. Dlatego dzięki załączonym do nerwowych smyczek wstawkom chóralnym oraz snującym się w tle wokalom, "Blood Framed Hell" tak dobrze radzi sobie z kreowaniem posępnego nastroju.
O każdym z umieszczonych na albumie utworze można by powiedzieć coś więcej, bo tak na dobrą sprawę, każdy utwór zawarty na ścieżce dźwiękowej do filmu "Ksiądz" warty jest mniejszej bądź większej uwagi. Rzadko to się zdarza, ale album ten jest bardzo równy i konsekwentny w swojej atrakcyjności melodycznej. Z pewnością standardów rynkowych nie łamie. Wręcz przeciwnie, bo czerpie zeń pełnymi garściami. Nie przeszkadza to jednak w delektowaniu się samą materią muzyczną, która jak zwykle u Christophera Younga stoi na wysokim poziomie – tak merytorycznym jak i technicznym.
[image-browser playlist="609791" suggest=""]
Źródło: FilmMusic.pl
Poznaj recenzenta
Tomasz GoskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1992, kończy 32 lat